Leki na leczenie bezpłodności, migrenę czy anaboliki – teoretycznie pełnopłatne – można kupić nawet o kilkaset złotych taniej. Za różnicę zapłaci Narodowy Fundusz Zdrowia, który miał na nowych przepisach zaoszczędzić. O co chodzi?
Niektóre leki można kupić ze zniżką. Prawo takie mają jednak jedynie pacjenci z bardzo konkretnymi schorzeniami. Chodzi np. o lek o nazwie zoladex. W cenie 3,20 zł mogą go kupić tylko chorzy na raka prostaty. Ten sam lek jest stosowany także przy leczeniu niepłodności kobiet (endometriozie), ale wtedy kosztuje... 350 zł. Lekarstw stosowanych w tej chorobie bowiem zniżka nie obejmuje.
Teraz jednak aptekarz ma obowiązek wydać lek po niższej cenie, jeżeli tylko recepta ma pieczątkę „refundacja do decyzji NFZ”.
Nie mogę pytać pacjenta, czy ma raka, czy problemy z bezpłodnością, czy inne schorzenia. Wydaję ten lek z taką zniżką, jaka jest zapisana na liście refundacyjnej – mówi Aleksandra Kuźniak, farmaceutka z Trójmiasta.
Reklama
Tak samo jest na przykład w sytuacji, gdy pacjent chce kupić clopidogrel. Kosztuje 8 złotych, ale tylko dla pacjentów z miażdżycą i tylko w bardzo specyficznych przypadkach. Wytyczne są bardzo konkretne. Refundacja przysługuje w określonych wypadkach: dla leczonych stentami metalowymi (czyli mechanicznymi wstawkami zapewniającymi drożność naczyń krwionośnych) lub stentami antyrestenotycznymi uwalniającymi leki w celu zapobiegania zakrzepom, a także w stanie po zawale mięśnia sercowego bez uniesienia odcinka ST do 12 miesięcy stosowania.
Tymczasem to także popularny lek przy leczeniu migreny. Jeżeli pacjent przyjdzie z receptą, co prawda bez wypełnionej odpłatności, ale za to ma pieczątkę, ze stenami czy bez lek dostanie ze zniżką i zamiast 30 zł zapłaci 8 zł.
Przykłady zresztą można mnożyć. Kolejnym jest choćby clonazepam, który jest tańszy tylko dla pacjentów z padaczką. W praktyce jednak każdy może otrzymać lek za 3,20 zł, byleby miał receptę. A lek jest o tyle łakomym kąskiem, że to bardzo popularny środek wykorzystywany przez kulturystów.
Jaki jest powód tego bałaganu? Ministerstwo Zdrowia, chcąc udaremnić protest lekarzy, nakazało realizować farmaceutom recepty z protestacyjną pieczątką. Nie dość tego. W grudniu, wiedząc o możliwych komplikacjach, resort zdjął z aptekarzy obowiązek sprawdzania stopnia refundacji recept. Także w przypadku braku wpisania odpłatności na recepcie.
Obecnie więc apteka zmuszona jest stosować się do regulacji zawartych w rozporządzeniu – mimo że w oczywisty sposób dają one możliwość praktycznie bezkarnego przyznania zniżki pacjentom, którym ona się nie należy.
Jak zaznaczają farmaceuci, zwracali już na to uwagę w swoich oddziałach NFZ.
– Nawet jeżeli zarządzenie Narodowego Funduszu Zdrowia ma takie skutki, najważniejsze jest to, by ci pacjenci, którzy są w potrzebie, nie mieli problemów. Więc niezależnie od sytuacji będziemy płacić za te recepty, które mają przystawioną pieczątkę. Apteki otrzymają refundację – zapewnia Beata Cyganiuk, rzeczniczka opolskiego oddziału NFZ.