Od stycznia pacjenci nie kupią już leków za grosz, a ceny leków refundowanych we wszystkich aptekach mają być takie same. Tak wynika z ustawy refundacyjnej, która wchodzi w życie 1 stycznia. Rząd wbrew apelom aptekarzy, hurtowników i firm farmaceutycznych nie zamierza przesunąć tej daty.
To może oznaczać, że po Nowym Roku chorzy mogą w ogóle nie dostać recepty na lek ze zniżką. Lekarskie związki zawodowe w obawie przed karami jakie mają grozić medykom za wypisanie recepty osobie nieuprawnionej namawiają bowiem lekarzy, aby ci odsyłali pacjentów po refundację do NFZ.

Fundusz niegotowy

Na miesiąc przed wejściem w życie ustawy refundacyjnej widać, że rząd będzie miał z nią duże kłopoty. Do prowadzenia obrotu lekami na nowych zasadach nie są gotowe NFZ, apteki ani samo Ministerstwo Zdrowia, które nie wydało ważnych rozporządzeń wykonawczych do ustawy.
Reklama
Piotr Olechno, rzecznik prasowy resortu zdrowia, zapewnia, że nastąpi to wkrótce.
– Wszystkie rozporządzenia, które mają wejść w życie 1 stycznia 2012 r., są na końcowym etapie prac, w większości przypadków przed skierowaniem do Rządowego Centrum Legislacji w celu zwolnienia z komisji prawniczej – mówi Piotr Olechno.



Nie zmienia to jednak faktu, że funduszowi pozostał już tylko miesiąc na podpisanie z aptekami umów uprawniających je do realizacji recept refundowanych. Musi ich przygotować 26 tysięcy (po dwa egzemplarze dla każdej apteki). Bez rozporządzenia ministra zdrowia nie może rozpocząć tej skomplikowanej operacji.
Brakuje także aktów wykonawczych, które umożliwiłyby funduszowi wywiązanie się z nowych obowiązków związanych z monitoringiem refundacji oraz tzw. kwot przekroczenia. Zgodnie z ustawą refundacyjną NFZ na dopłaty do leków nie będzie mógł przeznaczyć rocznie więcej niż 17 proc. ze środków przewidzianych na leczenie. Jeśli ten pułap przekroczy o zwrot środków (tzw. kwot przekroczenia), będzie miał prawo zwrócić się do wytwórców leków. Powinien więc mieć wiedzę o sprzedaży ich produktów. Z tym może być problem, bo żeby przetwarzać i przekazywać te informacje resortowi, musi mieć do tego odpowiednie oprogramowanie i więcej pracowników.
– Stworzenie nowego oprogramowania potrwa około dwóch lat – podkreśla Jacek Paszkiewicz, prezes NFZ.

Szykuje się protest

Problemy NFZ i aptek nie są jednak największym zagrożeniem wynikającym z ustawy. Najbardziej dotkliwy dla pacjentów może być lekarski bojkot refundacji. Wzywa do niego Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL). Medycy, zgodnie z ustawą, będą mieli bowiem obowiązek weryfikacji prawa pacjenta do leków refundowanych oraz stopnia przysługującej mu refundacji. Sprawdzanie tego jest czasochłonne, a często niemożliwe, ponieważ chorzy mogą przedstawiać kilka dokumentów potwierdzających uprawnienia do tańszych leków. Za każdą pomyłkę lekarz może być ukarany. Wysokość kary ma być równa kwocie refundacji przepisanych leków, co w ciągu miesięcy może oznaczać konieczność zapłaty dziesiątek tysięcy złotych.
– Jedynym sposobem uniknięcia kary jest zupełne pominięcie sprawy refundacji na recepcie – uważa Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL.



Dlatego związek wezwał swoich członków do tego, aby po zwrot kwoty refundacji odsyłali pacjentów do funduszu. Wypełnią co prawda receptę, ale nie oznaczą uprawnień pacjenta. Zamiast tego przybiją pieczątkę o treści: refundacja leku do decyzji NFZ. Do końca grudnia lekarze, którzy przystąpią do akcji, mają poinformować dyrektorów przychodni i szpitali o tym, że z powodu grożących im kar finansowych rezygnują z prawa orzekania o refundacji i przekazują tę czynność funduszowi.
– To jest pomysł, który jeśli dojdzie do skutku, może być najbardziej dotkliwy dla pacjentów. Oznacza bowiem, że będą mogli zrealizować receptę, tylko ponosząc pełną odpłatność za lek refundowany – podkreśla Jerzy Gryglewicz, ekspert ds. ochrony zdrowia.

Resort mówi „nie”

Pomimo tych zagrożeń Ministerstwo Zdrowia nie rozważa nowelizacji ustawy pod kątem przesunięcia terminu jej wejścia w życie.
– Nie przewidujemy występowania do parlamentu w celu przedłużenia vacatio legis ustawy refundacyjnej – mówi Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia.
Takiej inicjatywy nie podejmie też klub parlamentarny Platformy Obywatelskiej. Wiadomo natomiast, że ustawa zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego. Już w grudniu zamierza to zrobić Prawo i Sprawiedliwość (PiS).
– Wniosek do trybunału mamy już gotowy, złożymy go w połowie grudnia – zapowiada Bolesław Piecha, przewodniczący sejmowej komisji zdrowia. PiS zamierza iść w ślady konstytucjonalistów, którzy już na etapie prac nad projektem wskazywali na to, że ustawa, wprowadzając sztywne ceny leków i marż, ogranicza wolność gospodarczą i rynkową konkurencję. Jednak PiS w sprawie skargi konstytucyjnej jest w Sejmie osamotnione.
Komisja zdrowia, która mogłaby być ważnym miejscem sporu o ustawę refundacyjną, dopiero startuje. Ponadto SLD, PSL i Ruch Palikota są w niej reprezentowane przez posłów debiutujących w Sejmie i niezajmujących się wcześniej zawodowo ochroną zdrowia.
Projekty skarg konstytucyjnych powstają jednak poza Sejmem. Business Center Club (BCC) wystąpił do rzecznika praw obywatelskich (RPO) z wnioskiem o rozważenie skierowania niektórych przepisów ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. BCC zwraca uwagę przede wszystkim na sposób stanowienia prawa.
– Zapisy ustawy refundacyjnej budzą zastrzeżenia natury konstytucyjnej, m.in. naruszają zasady przyzwoitej legislacji, dlatego chcieliśmy, by w naszym imieniu przyjrzał się im RPO – mówi Zenon Wasilewski, ekspert BCC ds. prawa farmaceutycznego.



Jak poinformowała Katarzyna Łakoma z biura RPO, sprawa ta jest obecnie analizowana.
– Przedwczesne jest wypowiadanie się na temat ostatecznego stanowiska RPO – dodaje Katarzyna Łakoma.

Aptekarze podzieleni

Projekt skargi konstytucyjnej przygotowała Śląska Izba Aptekarska. Wskazuje w niej na nierówność praw NFZ oraz aptek oraz pozbawienie tych ostatnich prawa do sądu.
Chodzi o kary finansowe za nienależną refundację przewidziane w umowach, które apteki będą musiały podpisać z NFZ. Fundusz już teraz może pozbawić refundacji apteki, które zrealizują receptę na lek refundowany w sposób niezgodny z przepisami, np. wypisaną nieczytelnie przez lekarza. Jednak dotychczas aptekarze odwoływali się w takich sytuacjach do sądu, a ten często przyznawał im rację.
Zapisy o karach wprowadzone do umowy NFZ z apteką radykalnie zmienią jej sytuację, bo osłabią pozycję w sporach sądowych z funduszem.
– Trzeba pamiętać, że NFZ nie jest urzędem państwowym, jest podmiotem cywilnoprawnym, takim samym jak apteka. Ta ostatnia będzie więc występowała z innej niż dotychczas pozycji. To będzie stosunek cywilnoprawny wynikający z umowy, na którą obie strony się zgodziły. Sąd może nawet odmówić zbadania takiej sprawy, gdy aptekarz będzie chciał zaskarżyć decyzję NFZ o cofnięciu mu refundacji – mówi Krystian Szulc, radca prawny Śląskiej Izby Aptekarskiej.
W sprawie skargi konstytucyjnej środowisko aptekarskie jest jednak podzielone. Nie poparła jej wprost Naczelna Rada Aptekarska, a tylko ona w imieniu środowiska aptekarzy może wystąpić do TK z wnioskiem o zbadanie konstytucyjności ustawy. Okręgowe izby nie mają takich uprawnień. Skargę konstytucyjną przygotowuje także OZZL. Jednak, jak podkreśla Krzysztof Bukiel, sprawa przed trybunałem może zostać rozpatrzona nawet za dwa lata. Bojkot recept refundowanych, jeśli podejmą go lekarze, może więc być skuteczniejszy i szybszy.
– Gdy 100 lekarzy przestanie wypisywać recepty refundowane, kłopot będzie miał dyrektor szpitala, ale gdy będzie to 10 tysięcy – problemy będzie miał rząd – uważa Krzysztof Bukiel.