W Polsce występuje 49 gatunków komarów, ale najbardziej we znaki dają się nam dwa najbardziej popularne – widliszek i komar brzęczący. A w te wakacje chyba szczególnie. Jeszcze rok temu broniliśmy się opryskami chemicznymi. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji na odkomarzenie terenów nawiedzonych powodzią wydało 9,5 miliona złotych - pisze tygodnik „Przekrój”.

Reklama

Sama Warszawa spryskała wówczas 1800 hektarów w mieście, co kosztowało 180 tysięcy złotych. Ale w tym roku stolica wywiesiła białą flagę i ogłosiła, że nie użyje broni chemicznej przeciw komarom.

„Bo to pic na wodę i efekt placebo” - przekonuje w rozmowie z „Przekrojem” Wiesław Rozbicki z mazowieckiego Sanepidu. Opryski zabijają bowiem nie tylko komary, ale również pożyteczne owady, a chemia może wywołać u człowieka alergię. Obecność krwiożerczych owadów wywołuje za to wściekłość. Jak wynika z niedawnych badań TNS OBOP, 67 proc. Polaków uważa, że komary potrafią zrujnować wakacyjny wypoczynek – czytamy w tygodniku.

Jak więc się bronić? Na przykład przy pomocy sił lotniczych. Mieszkańcy poznańskich osiedli Sobieskiego i Bolesława Śmiałego dbają o to, by w ich otoczeniu swoje gniazda zakładały komarożerne jerzyki. Jeden ptak w ciągu doby zjada nawet 5 tysięcy owadów.



Domowy arsenał za to warto dozbroić w maści, żele i spraye, ale koniecznie – jak radzi w rozmowie z „Przekrojem” prof. Marek Kozłowski, entomolog z SGGW, koniecznie o jak największym stężeniu antykomarowych substancji.

A inne domowe sposoby? Sok z cytryny? Zapach za mało odstraszający. Wanilia, lawenda albo czosnek? Lepsze, dopóki nie wyparują.

Tylko kto chciałby pachnieć czosnkiem?