W ostatnim czasie w Wielkopolsce odnotowano łącznie 42 przypadki zarażenia wirusowym zakażeniem wątroby typu A. Na południu regionu, w Ostrowie Wielkopolskim, było to 30 przypadków, w Poznaniu – 12, z czego osiem osób nadal jest hospitalizowanych.

Reklama

- O wygaszeniu ogniska choroby będziemy mogli powiedzieć jednak dopiero wówczas, kiedy w ciągu 30-50 dni nie będzie żadnego nowego przypadku zachorowania, bo tyle mniej więcej wynosi okres wylęgania choroby. Według mojej oceny, zachorowania na WZW A mogą się jeszcze pojawić – mówił dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu dr n. med. Andrzej Trybusz.

Podkreślił również, że o ile zachorowania w Ostrowie uznawane są za spowodowane ogniskiem choroby, o tyle w odniesieniu do chorych w Poznaniu nie można mówić o żadnym ognisku czy epidemii, a przypadki te określane są jako sporadyczne.

- Obecnie Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Poznaniu intensywnie pracuje nad tymi przypadkami, ale na razie nie ma żadnych przesłanek, które by wskazywały, że te przypadki z Ostrowa i Poznania może coś łączyć. Ponadto sytuacja w Poznaniu nadal nie jest zgłoszona jako ognisko, nie znajdujemy tu powiązań między tymi osobami – mówił.

Zdaniem Trybusza, przypadki zachorowań na WZW A w Wielkopolsce nie można nazywać żadną "sensacją", a medialne zainteresowanie tematem lepiej wykorzystać, by edukować mieszkańców, jak się przed zakażeniem chronić.

- WZW A to choroba, która jest określana jako choroba brudnych rąk. Przestrzegania podstawowych zasad higieny nie można w tych czasach nazywać ekstrawagancją, a mycie rąk potrafi naprawdę skutecznie chronić przez wirusowym zakażeniem wątroby typu A, mówiąc oczywiście o tej najczęstszej drodze zakażenia, czyli pokarmowej – wyjaśnił. Jak dodał, do zakażeń dochodzi często także poprzez kontakty płciowe i przypomniał, że odpowiednie zabezpieczenie również chroni przez chorobą.

- Z wirusowym zapaleniem wątroby typu A problem polega na tym, że pacjent jest zakaźny, w okresie wylęgania choroby, czyli nie ma objawów, sam nie wie jeszcze, że jest zakażony, a już zaraża. Tak może być ok. tygodnia czy nawet dwóch tygodni przed wystąpieniem objawów – dodał.

Reklama

Zdaniem Trybusza, ostatnie przypadki zachorowań w Wielkopolsce nie są jednak szczególnie alarmujące. Jak mówił, WZW A to temat, który budzi zainteresowanie mediów i społeczeństwa, ale w nie tak odległej przeszłości, choćby w 2009 r., tych zachorowań w samej Wielkopolsce było 70, w kraju 652. Rok później natomiast 35 w regionie, a 155 w całej Polsce.

- Gdybyśmy cofnęli się np. do lat 70. czy przełomu lat 70. i 80., to wtedy w kraju notowaliśmy 55-56 tys. zachorowań rocznie – dodał.

Trybusz podkreślił również, że Wielkopolska - w porównaniu z innymi częściami kraju - nie jest regionem, w którym WZW A pojawia się nadzwyczaj często. - Zachorowania były i na Dolnym Śląsku, i w woj. zachodniopomorskim. Mało tego, zwiększony poziom zachorowań na WZW A obserwuje się również w innych krajach Europy – zaznaczył.

Zaznaczył, że ostatnie dane epidemiologiczne, pochodzące z kwietnia 2017 r., wskazują, że od lutego 2016 r. do kwietnia 2017 r. odnotowano 674 przypadki zachorowań na WZW typu A w 13 krajach Europy, w tym m.in. w Austrii, Belgii i Hiszpanii. Najwięcej przypadków dotyczyło jednak mieszkańców Wielkiej Brytanii, Francji i Portugalii, a zachorowania odnotowano w dużej mierze u mężczyzn o orientacji homoseksualnej, nieszczepionych przeciwko WZW typu A.