- Podtrzymywanie życia po śmierci mózgowej możliwe jest od wielu lat. Jest to procedura znana – wyjaśnia w rozmowie z dziennik.pl dr Janusz Pałaszewski, ginekolog-położnik z Kliniki INVICTA. – Największe dylematy pojawiają się na etapie decyzji o odłączeniu pacjenta od aparatury podtrzymującej życie. Trzeba wówczas odpowiedzieć na trudne pytania, kiedy to uczynić, czy już czas, czy należy jeszcze czekać – dodaje.
Jednak lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego stanęli przed jeszcze trudniejszym pytaniem. Czy próbować podtrzymać ciążę, podtrzymując funkcje życiowe u matki, która zmarła na guz mózgu. Wyzwanie było tym trudniejsze, że kobieta była w niezbyt zaawansowanej ciąży. 17-18 tydzień, jak oceniali lekarze.
Aby maluch miał szanse przeżyć, konieczne było podtrzymanie ciąży przynajmniej do 26. tygodnia. Na szczęście udało się utrzymywać funkcje życiowe w ciele matki przez 55 kolejnych dni.
Ciąża jest po części autonomicznym bytem w ciele matki. Zaspokojenie poprzez krew pępowinową zapotrzebowania dziecka na tlen, składniki budulcowe i energetyczne oraz odbiór produktów przemiany materii umożliwia dalszy rozwój płodu – wyjaśnia dr Pałaszewski. – Dziecko na własny użytek samo produkuje znakomitą większość substancji sterujących rozwojem i wzrostem jego organizmu. Okazuje się zatem, że utrzymanie życia płodu po śmierci mózgowej matki jest możliwe i zależy przede wszystkim od umiejętnego podtrzymywania matczynych funkcji biologicznych. Jest to z pewnością wyzwanie – choć bardziej z zakresu intensywnej terapii niż perinatologii – dodaje ginekolog-położnik.
Chłopiec urodził się na początku stycznia. Przyszedł na świat dzięki cesarskiemu cięciu. Lekarze tuż po jego narodzinach musieli otoczyć go bardziej troskliwą opieką, natleniać w inkubatorze, dbać o to, by rósł jak najszybciej. Maluch był bardzo słaby, ważył zaledwie kilogram. Ale wszystko skończyło się dobrze – w ubiegłym tygodniu opuścił szpital i zamieszkał ze swoim tatą.