Jestem w szoku. Okrutny brak wyobraźni tych, którzy tak robili – przyznaje Paweł Trzciński, rzecznik głównego inspektora farmaceutycznego.

Większość szczepionek wymaga przechowywania w określonej temperaturze. Dlatego leżą w lodówkach. Inspektorzy farmaceutyczni postanowili w ostatnich miesiącach sprawdzić, czy sprzęt chłodniczy w aptekach i przychodniach działa. A także czy na wyposażeniu są agregaty na wypadek odłączenia prądu. Efekt? Koszmarny. Nie dość, że wykazano, iż tysiące szczepionek nadaje się do utylizacji, to są dowody na to, że lekarze szczepili, wiedząc już, że specyfik należy zniszczyć. To narażenie dzieci na poważne choroby.

Reklama

Dorota Konaszczuk, szefowa sanepidu w Gorzowie Wielkopolskim, mówi, że na jej terenie w aż 10 placówkach wykorzystano szczepionki, które powinny być zutylizowane.

Okropnie nas to niepokoi. Problem bowiem dotyczy wielu, jeśli nie wszystkich województw – przyznaje Paweł Trzciński. W najlepszym razie wadliwe szczepionki podano 300 osobom (to już pewne). W najgorszym – tysiącom. Część przychodni, gdy inspektorzy wszczynają postępowania w sprawie szczepionek, zamiast je wycofać z użycia zaczyna grozić urzędnikom. – Było wiele telefonów, że będą ode mnie żądać odszkodowań, jeśli wydam nakaz utylizacji – mówi Adam Chojnacki, lubuski wojewódzki inspektor farmaceutyczny. Wydał on w ostatnich tygodniach 80 takich decyzji. Planuje kolejnych 100.

W najbliższych dniach o sprawie zostanie poinformowana prokuratura. Zdaniem urzędników doszło do narażenia najmłodszych pacjentów na utratę zdrowia i życia. Źle przechowywana szczepionka nie działa, choć rodzice myślą, że zaszczepili dziecko. Producenci nie wykluczają też, że wskutek przegrzania preparatu mogą wystąpić objawy niepożądane.

Lekarze stosują na dzieciach szczepionki przeznaczone do utylizacji, a niektórzy urzędnicy wiedzą o tym od dawna. Nic nie mówią, bo nie chcą wspierać ruchów antyszczepionkowych.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

Euvax B, Engerix B, Bexsero, Clodivac, Boostrix, Typhim VI, Verorab. Przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, meningokokom, pneumokokom, tężcowi, gruźlicy, wściekliźnie, ospie wietrznej. To tylko niektóre przykłady szczepionek podanych ludziom (również noworodkom), choć należało je niezwłocznie zniszczyć. Z naszych informacji uzyskanych z kilku niezależnych źródeł wyłania się przerażający obraz: część lekarzy, nawet po dowiedzeniu się, że mają wadliwy produkt, szczepiła.

To naganne. Ale nie traćmy z pola widzenia faktu, że w większości przychodni szczepionki są właściwie przechowywane – zapewnia dr Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.

Większość szczepionek musi być przechowywana w określonej temperaturze. Są więc trzymane w lodówkach. Te powinny być połączone z systemem alarmowym, aby jeśli nastąpi odcięcie prądu, osoba odpowiedzialna w przychodni za szczepionki dostała SMS-a z informacją, że musi szybko przenieść je w bezpieczne miejsce, np. do pobliskiego szpitala. Jeśli się spóźni z reakcją albo nie będzie dokąd przenieść leków lub w przychodni nie ma systemu alarmowego – szczepionki należy zutylizować. Takie sytuacje mają miejsce najczęściej po burzach i wichurach, kiedy następują przerwy w dostawach prądu. Ostatni przypadek, który powinien doprowadzić do utylizacji szczepionek, miał miejsce po załamaniu się pogody w województwie lubuskim w październiku 2017 r.

Wiele przychodni w różnych częściach kraju nie zgłasza, że ma szczepionki do utylizacji. A gdy inspektorzy farmaceutyczni i sanepid przeprowadzają kontrole, przychodnie polemizują z ich ustaleniami. I dalej szczepią pacjentów.

Największy problem według naszych informacji jest w województwie lubuskim. Jednak Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, z którym związana jest większość przychodni z województwa, zapewnia, że w żadnej z placówek nie były stosowane szczepionki, co do których była wątpliwość.

Paweł Trzciński, rzecznik głównego inspektora farmaceutycznego, potwierdza jednak, że GIF dostaje sygnały od inspektorów, że przychodnie świadomie używały szczepionek, które przeznaczone były do utylizacji. – Powody, dla których to robią, mogą być dwa: chciwość i niewiedza. Obstawiam to drugie – twierdzi Trzciński. – Środowisko lekarskie niechętnie podchodzi do potrzeby utylizacji szczepionek. To nas bardzo niepokoi, bo pokazuje, że zaufanie do lekarzy w tym względzie może być ograniczone. Być może przychodnie nie powinny sprzedawać szczepionek, skoro nie umieją o nie należycie zadbać – mówi Trzciński.

To, że preparaty przeznaczone do utylizacji są podawane pacjentom, jest w środowisku tajemnicą poliszynela od lat. – Dziwi mnie, że chodzi także o te stosowane u dzieci. Myślałem, że aplikowano je tylko dorosłym, np. na grypę – mówi DGP jeden z inspektorów farmaceutycznych. Z przypadkami wykorzystywania źle przechowywanych szczepionek spotkała się większość jego kolegów. – Nie ma reakcji, bo wszyscy się obawiają, że byłoby to dawanie paliwa ruchom antyszczepionkowym – zauważa nasz rozmówca.

Paweł Trzciński podkreśla, że o problemie trzeba mówić. Jego zdaniem rosnąca popularność antyszczepionkowców nie może powodować zamiatania pod dywan problemów związanych z bezpieczeństwem pacjentów.

Stwierdzone w ostatnich tygodniach nieprawidłowości, o których mówią nasi rozmówcy, dotyczą kilkunastu szczepionek podanych kilkuset osobom. Z ustaleń lubuskiego wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego Adama Chojnackiego wynika, że produkty były trzymane nawet w temperaturze 20 stopni. I to przez prawie 24 godziny. Lekarze, nawet gdy dowiedzieli się o konieczności utylizacji, podawali je dzieciom. Wielu medyków uważa bowiem, że wskazane przez producentów warunki przechowywania są zbyt rygorystyczne i nic złego się ze szczepionką nie stanie. Eksperci jednak twierdzą inaczej.

Urszula Karniewicz, corporate communications manager w GlaxoSmithKline, tłumaczy nam, że szczepionki są produktami biologicznymi, więc są szczególnie wrażliwe na otoczenie, głównie na zmiany temperatury.

Oznacza to, że muszą być transportowane i przechowywane w precyzyjnie określonych warunkach. Na każdym etapie życia produktu – począwszy od produkcji, poprzez cały łańcuch dystrybucji oraz magazynowania i użycia szczepionki – powinna ona przebywać w temperaturze między plus 2 a plus 8 stopni Celsjusza – tłumaczy Karniewicz.

A co, jeśli nie będzie?

W najlepszym razie szczepionka zadziała tak, jak powinna. W gorszym nie zadziała wcale, a pacjent będzie myślał, że jest zaszczepiony – wyjaśnia Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej, były opolski wojewódzki inspektor farmaceutyczny.

W najgorszym wypadku – jak twierdzi Zofia Ulz z kancelarii Dentons, GIF w latach 2009–2015 – źle przechowywana szczepionka może szkodzić.

Jako GIF wielokrotnie spotkałam się z przypadkami złego przechowywania szczepionek przez przychodnie. Niestety, nie wszystkie po dostrzeżeniu nieprawidłowości zgłaszały, że posiadają produkty do utylizacji – przyznaje Ulz.

Część przychodni nie chce utylizować szczepionek ze względu na koszty. Także te publiczne, gdyż dochodzi wówczas do sytuacji, w której Skarb Państwa raz zapłacił producentowi za szczepionkę, a potem dodatkowo będzie musiał pokryć koszt utylizacji.

Zofia Ulz przekonuje jednak, że to krótkowzroczne myślenie, bo za ewentualne powikłania poszczepienne producent będzie mógł odpowiadać tylko wówczas, gdy jego towar był właściwie przechowywany. Jeśli więc dojdzie do nieprawidłowości w publicznej przychodni, odpowiedzialność też będzie spoczywała na Skarbie Państwa.

To, co łączy wszystkich naszych rozmówców, to przekonanie o potrzebie zmian. Sprawą osób, które w ostatnich miesiącach szczepiły wadliwymi szczepionkami, zajmie się prokuratura – zawiadomienie w tej sprawie zamierza złożyć lubuski sanepid.

Żeby przerwać proceder, trzeba zreformować system. Inspektorzy farmaceutyczni teraz często mają związane ręce. Wydają decyzję o utylizacji, ale już nie mają żadnych narzędzi, by ją wyegzekwować.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy podana jego dziecku szczepionka była właściwa, powinien iść do lekarza. Informacji powinni udzielać też wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni.