Polska znajduje się w czołówce państw z tzw. nadmiarowymi zgonami. W trakcie pandemii zmarło u nas więcej osób niż średnio w Europie w porównaniu z przeciętną liczbą zgonów czy prognozami demograficznymi. W trakcie niektórych fal pandemii znajdowaliśmy się w pierwszej trójce krajów, w których udział większej liczby śmierci był najwyższy.
Zgony covidowe
Okazało się, że - wbrew wcześniejszym ustaleniom - większość (ok. 90 proc.) nadwyżkowych zgonów miała związek z COVID-19. Jak to obliczono? Weźmy np. rok 2021. Wówczas umarło 519,5 tys. Polaków. To o ponad 103 tys. więcej, niż wynikało z prognoz Eurostatu. Tymczasem z wcześniejszych danych na podstawie wystawionych przez lekarzy aktów zgonu wynikało, że za 66 proc. z tej nadwyżki, tj. 68,5 tys. zgonów, odpowiadał koronawirus. Jednak GUS, ponownie analizując te liczby, sprawdził, czy u zmarłych w ciągu miesiąca przed zgonem nie stwierdzono COVID-19. Uzyskana liczba to 92 tys. przypadków, czyli 90 proc. udziału koronawirusa we wcześniejszych prognozach nadwyżkowych zgonów.
Dane może potwierdzać fakt, że akurat w Polsce rosła liczba zgonów dokładnie wtedy, kiedy pojawiała się fala COVID-19 (nie w każdym kraju tak było). Najwięcej zgonów było w dwóch jesiennych falach. W pierwszej, jeszcze sprzed wprowadzenia szczepionki, w 2020 r., kiedy według Eurostatu w Polsce zmarło aż o 97 proc. więcej osób, niż by wynikało z prognoz na ten czas. Wówczas średnia europejska wynosiła 40 proc. Drugim tragicznym okresem był przełom 2021 i 2022 r. Wtedy też śmiertelność była wyższa niemal trzykrotnie niż średnio w Europie.
Analitycy Ministerstwa Zdrowia zrobili symulację i sprawdzili, co by było, gdyby poziom wyszczepienia był wyższy. Z ministerialnych map potrzeb zdrowotnych wynika, że umierały głównie osoby nieszczepione - w 2021 r., kiedy już szczepienie było dostępne, w grupie tych, którzy zmarli, 85 proc. nie przyjęło chroniącej iniekcji. Do analizy wybrano drugą połowę 2021 r., kiedy wszyscy mieli szansę się zaszczepić. W tym okresie w Polsce miała również miejsce fala zakażeń SARS-CoV-2 związana z wariantem Delta. Jak tłumaczą analitycy, „uznano, że jest to w związku z tym odpowiedni okres do oceny wpływu szczepień na liczbę zgonów”. Jako kraj odniesienia wybrano Danię - tutaj był jeden z najniższych wskaźników nadmiarowych zgonów. „W ramach symulacji podjęto próbę oceny, ile zgonów z powodu COVID-19 miałoby miejsce, gdyby poziom zaszczepienia w każdej grupie wiekowej, poza grupą 0-9 lat, był wyższy o 15 punktów procentowych” - tłumaczy MZ. Taka zmiana powodowałaby, że ogólny poziom zaszczepienia całej populacji Polski wzrósłby z 48 proc. do 62 proc. Byłby więc na poziomie podobnym do Danii w danym okresie. Efekty symulacji wykazały, że dzięki temu udałoby się uniknąć w tym czasie 8,3 tys. zgonów z powodu COVID-19, czyli 34 proc. tego rodzaju śmierci.
Nieskuteczna loteria
Jeżeli jest prawdą, że mogło umrzeć mniej osób, to kto jest za to odpowiedzialny? Pytanie, czy sam rząd mógł zrobić więcej. W najbardziej „śmiertelnym okresie”, czyli w jesienno-zimowej fali 2021 r., trwała burzliwa debata dotycząca różnego rodzaju zmian, które miałyby zachęcić czy też - zdaniem przeciwników - zmusić do przyjmowania szczepień. Kontrole przez pracodawców czy wprowadzenie ograniczeń dla osób, które nie mają szczepionkowego certyfikatu - niemal żadne z rozwiązań, pomimo gotowych ustaw, nie przeszło przez Sejm. Zdaniem ówczesnych członków Rady Medycznej, która doradzała przy podejmowaniu decyzji, za działania zabrano się za późno. A potem rząd i resort zdrowia uległy presji politycznej i nie wprowadziły niemal żadnych zmian. Oprócz obowiązku szczepień dla lekarzy, który wszedł dopiero w 2022 r., już po fali śmierci i nie był w praktyce egzekwowany. To wtedy też większość członków Rady Medycznej złożyła rezygnacje. A jedna z osób mówiła ostro: że nie chce autoryzować zabijania ludzi.
Kiedy dziś pytamy resort zdrowia o to, czy mógł doprowadzić do większej liczby szczepień, Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ministerstwa, przekonuje, że cały czas prowadzono intensywne działania mające zachęcić do szczepienia. Prowadzono kampanie reklamowo-społeczne. Były konkursy z nagrodami. Mieliśmy automatyczne skierowania na szczepienia, nie było żadnego problemu z dostępem do szczepionek i do punktów szczepień, które były w najbliższej okolicy każdego praktycznie obywatela. Mieliśmy też bardzo prosty sposób zapisania się na szczepienie plus specjalny portal rozwiewający wszelkie wątpliwości - mówi Andrusiewicz. I dodaje, że jeżeli chcielibyśmy zrobić coś więcej, musielibyśmy już pójść w obowiązkowość szczepień. Tego nie zrobił natomiast nikt.
Lepiej już było
Zdaniem naszych rozmówców nie można również pomijać wpływu ograniczenia dostępu do ochrony zdrowia. Doktor Małgorzata Gałązka-Sobotka, ekspertka z Uczelni Łazarskiego, podczas debaty poświęconej temu tematowi w DGP podkreślała, że pełen wymiar konsekwencji ograniczonej dostępności nie jest jeszcze zbadany. Ale, jak mówiła, znamy już najbardziej dramatyczny wskaźnik - liczbę nadmiarowych zgonów, która była w Polsce bardzo wysoka. Na to zresztą wskazują dane NFZ pokazujące, że znacząco spadła liczba świadczeń, głównie w 2021 r. Wówczas nawet 2 mln osób mniej skorzystało z leczenia szpitalnego, z diagnostyki czy wizyt u lekarzy specjalistów i rodzinnych. To, zdaniem ekspertów, miało przełożenie na gorszą wykrywalność wielu chorób i wpłynęło na skrócenie życia.
Zaskakujące jest to, że w części państw europejskich, w których liczba nadmiarowych zgonów była niższa niż w Polsce, w ostatnich miesiącach widać wahnięcia i wzrost śmiertelności. W Portugalii pojawiły się apele do rządu z prośbą o wyjaśnienie tego, co się dzieje. Pojawiają się też wątpliwości, czy szczepionki nie wpłynęły na większe ryzyko śmierci - to jednak wykluczono w analizach. Za to media wskazują na coraz gorszy system opieki zdrowotnej. Jak podawał ostatnio „The Economist”, w Wielkiej Brytanii lista oczekujących na leczenie w ramach publicznego systemu wzrosła o ponad 60 proc. od czasu ogłoszenia pandemii. Natomiast badania przeprowadzone przez naukowców z Cambridge University sugerują, że na każde ok. 30 dodatkowych zgonów z powodu COVID-19 umiera jeden pacjent niecovidowy, co jest „spowodowane zakłóceniem jakości opieki”.
Przy analizie zgonów nie można pomijać wpływu ograniczenia dostępu do ochrony zdrowia.