- W kontekście COVID-19, strach przed chorobą, wiązał się z zachowaniami ochronnymi silniej, niż jakakolwiek inna zmienna, nawet postrzegane przez daną osobę własne ryzyko, czy preferencje polityczne - podkreśla prof. Marie Helweg-Larsen z Dickinson College, autorka publikacji, która ukazała się na łamach magazynu „Psychology and Health".

Reklama

- Martwienie się i przekonanie o własnym ryzyku z pewnością są skorelowane, ale nie odgrywają tej samej roli w podejmowanych przez ludzi środkach ostrożności. Nasza analiza pokazuje, że martwienie się w rozumieniu emocjonalnej reakcji jest silniejsze. To interesujące w czasie, kiedy dysponujemy tak dużą ilością informacji o osobistym ryzyku, np. mówiącej o zachorowaniach w najbliższym otoczeniu - mówi specjalistka.

Jej zespół w odstępie dwóch tygodni przeprowadził dwie ankiety wśród ponad 700 ochotników na początku pandemii, w kwietniu 2020 roku.

Badacze pytali m.in. właśnie o martwienie się, poczucie własnego ryzyka i o zachowania zmniejszające zagrożenie, takie jak utrzymanie dystansu społecznego, mycie rąk czy noszenie masek.

Odpowiedzi odnieśli do lokalnych informacji na temat liczby zachorowań.

Jak się okazało, ludzie, którzy przeszacowywali liczbę zachorowań w okolicy, bardziej martwili się epidemią i częściej podejmowali kroki, aby się chronić. Największe znaczenie miało jednak martwienie się. Zdaniem badaczy można to wykorzystać przy tworzeniu przekazów dla ludności. Trzeba to jednak robić w mądry sposób - podkreślają.

- To kluczowe, aby decydenci nie wywoływali więcej martwienia się COVID-19, ale wykorzystali już istniejące zmartwienia ludzi, aby zachęcić ich do podejmowania działań - mówi prof. Helweg-Larsen.