Lekarz, który w ub. r. był m.in. konsultantem psychiatrycznym w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym w Warszawie, zaznaczył, że wzrost liczby osób, które od dwóch lat zgłaszają się do psychiatrów i psychologów świadczy o dużym wpływie zmian relacji społecznych podczas pandemii.

Reklama

Jego zdaniem ci, którzy zaprzeczają, że zakażenia koronawirusem i spowodowana patogenem choroba COVID-19 na nich wpływa, nie mają świadomości, że pandemia zmieniła wiele naszych zachowań.

- Mam wrażenie, że większość osób nie zdaje sobie sprawy, że izolacja, osamotnienie i ograniczenie relacji międzyludzkich podczas pandemii dotknęły w jakiś sposób każdego z nas – podkreślił Koprowicz.

- Mamy kilka częściej występujących jednostek nie chorobowych – podał. - Na pewno są to zaburzenia lękowe, może nie z lękiem panicznym, ale ciągle nam towarzyszącym. To lęk o życie i zdrowie własne, ale też obawa o życie oraz zdrowie bliskich, o sprawy materialne. Najbardziej było to widoczne podczas pierwszej i drugiej fali zakażeń – zaznaczył. - Teraz osób z tymi stanami jest mniej, ale nadal to spora grupa – przekazał psychiatra.

- Zresztą niepewność przyszłości w dobie pandemii nadal często się pojawia wraz z pytaniem: co dalej będzie? i jak rozwinie się sytuacja epidemiologiczna – tłumaczył. - To są dylematy dotyczące nowych wariantów, szczepień, restrykcji sanitarnych. Obawy w różnym rodzaju i wymiarze związane z pandemią nadal nam towarzyszą – wyjaśnił.

Druga grupa zaburzeń, która bardzo często występuje przez ostatnie dwa lata – jak wskazuje lekarz – to zaburzenia nastroju. - Mówiąc kolokwialnie, to zaburzenia depresyjne – mówił PAP Koprowicz. - Zaburzenia nastroju to zaburzenia neuroprzekaźników w mózgu. Manifestuje się to spadkiem nastroju – smutkiem, wycofaniem społecznym, poczuciem mniejszej wartości, brakiem energii, zaburzeniami koncentracji i pamięci – wymieniał.

Depresja – jak przypomniał psychiatra – może być następstwem czynnika zewnętrznego, jak pandemia.

Reklama

- Jeżeli ten czynnik zniknie, czy ustąpi depresja? – pytał lekarz. - A jeśli nie, to pojawiają się zaburzenia adaptacyjne o obrazie depresyjnym. Jeszcze inna forma może być depresją z reakcją lękową obronną – opisywał. - Jeśli organizm się nie zaadaptował, to po kilku miesiącach przekształca się w regularną depresję, co my, psychiatrzy, postrzegamy jako zjawisko niezależne od warunków zewnętrznych albo na kanwie jakiejś innej sytuacji, która jest implikowana przez pandemię. Wtedy po prostu przestajemy sobie radzić – ostrzegł.

- Wówczas osoba chora nie potrafi nam, niestety, powiedzieć, czy jest jakaś tego przyczyna, bo jej problem jest usytuowany poza falami zakażeń i zachorowań – tłumaczył.

Koprowicz zwrócił uwagę na to, że pojawiają się kolejne osoby szczególnie z poczuciem samotności, które objawiło się lub nasiliło podczas blisko dwóch lat pandemii.

- Jesteśmy istotami społecznymi i pragniemy relacji międzyludzkich, przede wszystkim relacji z bliskimi. Skąd ta samotność? Oczywiście samo życie trochę nas izoluje i to także było zauważalne przed pandemią – przypomniał. - Ludzie żyją w wielkich miastach, które gwarantują, w pewnym sensie, anonimowość. Szybkie relacje koleżeńskie, towarzyskie, zawodowe, nawet rodzinne, są coraz bardziej powierzchowne – wskazał.

- W pewnym momencie dochodzi do ogarniającego nas poczucia osamotnienia, a pandemia tylko je pogłębia – podkreślił. - To dotyczy także grup ludzi, których nazywamy pacjentami. I nie chodzi tylko o pacjentów potrzebujących pomocy na oddziale covidowym. Coraz częściej, z powodu zakazu odwiedzin dotyczy to wszystkich, którzy leżą w szpitalach – przekonywał. - Poczucia bliskości nie da się przecież zastąpić rozmową telefoniczną czy nawet połączeniem wideo – zaakcentował lekarz.

Psychiatra ze stołecznego szpitala MSWiA przyznał, że oprócz lęków pandemicznych nie obserwuje wzrostu liczby osób z obawami w związku z niepewną sytuacją międzynarodową zwiastującą rosyjską agresję na Ukrainę.

- Mam wrażenia, że przeciętny Polak nie myśli w kategoriach zagrożenia podwyższonego stanu gotowości bojowej na Ukrainie – zaznaczył. - Moim zdaniem te zagrożenia są bardzo realne i powinniśmy się nad tym zastanawiać, a skoro widoczne są przygotowania do wojny, to stan braku zainteresowania wynika z działalności władz i przede wszystkim mediów – ocenił.

- Śledziłem ostatnio doniesienia jednej z niemieckich stacji telewizyjnych. Tam są emitowane relacje z Ukrainy z pewnymi istotnymi informacjami, czego można się spodziewać po ewentualnej wojnie na wschodzie Europy – zauważył Koprowicz. - Przekazywane są wiadomości nie tylko w kontekście Niemiec, ale też m. in. Szwecji, Finlandii. Chodzi o porównanie, jak inne kraje postrzegają to zagrożenie, jak się do niego przygotowują. Władze niemieckie informowały obywateli, że należy się zaopatrzyć w baterie i powerbanki, czyli w magazyny energii – relacjonował.

- W zachodnich mediach mówi się o możliwych falach uciekinierów z terenów objętych działaniami wojennymi, bo jeśli Moskwa napadnie na Ukrainę, to będą stamtąd napływać uchodźcy, którzy chronić się będą poza granicami swojego kraju – opisywał.

Zdaniem Koprowicza w polskich mediach nie mówi się o ewentualnej wojnie tak często i wyraźnie, jak na zachodzie Europy.

- Oczywiście te informacje mogą generować lęki podobne do pandemicznych. Nieepatowanie tymi niepokojącymi informacjami broni obywateli przed objawami lękowymi, ale czasem musimy wybrać, co jest istotniejsze, czy odpowiednie uświadomienie społeczeństwa kosztem lęku, czy pozostawienie ludzi z nieostrym obrazem zagrożeń zewnętrznych, starając się jednocześnie także chronić obywateli przed stresem – zastanawiał się psychiatra.

Koprowicz ocenił, że o ile w pierwszych dniach kryzysu epidemicznego mieliśmy dużo empatii dla innych, to teraz wobec pandemii, ale też zagrożenia konfliktem zbrojnym w pobliżu Polski, częściej analizujemy fakty irracjonalnie i wówczas myślimy tylko o sobie.

- Nie zastanawiamy się, jak pomóc drugiemu człowiekowi, tylko co zrobić, abyśmy czuli komfort. Jeśli widzimy wyraźnie niebezpieczeństwo, myślimy jak uchronić siebie – podaje przykład pewnych zachowań psychiatra.

- Dopiero potem następują refleksje, że wojna, może być także w Polsce, że możemy po prostu być potrzebni w wojsku, że musimy być przygotowani, na przykład, na przyjęcie uchodźców z Ukrainy – podsumował Jacek Koprowicz.