Kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu prof. Leszek Szenborn powiedział, że do tej placówki trafiają nie tylko same chore dzieci, lecz również ich zakażeni lub chorzy rodzice.

Reklama

- Zaważamy więcej chorych dzieci, ale to też wynika z faktu, że po prostu więcej przypadków jest wykrywanych. Dzieci są badane w kierunku innych chorób, pobierany jest im wymaz i wtedy się okazuje, że są zakażone SARS-CoV-2. Jednak dzieci z natury lżej przechodzą COVID-19, ale zdarzają się też trudne, wymagające przekazania pacjenta na oddział intensywnej terapii przypadki - powiedział prof. Szenborn.

Wyjaśnił, że na cięższy przebieg COVID-19 narażone są dzieci, u których pojawiły się już wcześnie czynniki ryzyka, czyli np. otyłość. Zagrożeni są też pacjenci cierpiący na cukrzycę czy też mający zaburzoną odporność organizmu.

- W miniony weekend mieliśmy dwoje takich ciężko chorych pacjentów i ich stan jest wciąż bardzo poważny. Wymagają tlenoterapii, wręcz takiej intensywnej tlenoterapii. Trzeba brać pod uwagę, że niektóre dzieci, choć metrykalnie nie są dorosłymi to np. z powodu otyłości, gdy ważą ok. stu kilogramów, to w leczeniu w praktyce podchodzi się do nich jak do osób dorosłych - wyjaśnił prof. Szenborn.

Dodał, że zauważalny jest też wzrost śmiertelności wśród nieletnich z powodu COVID-19.

- W USA zmarło z powodu COVID-19 około 400 dzieci. To dużo. U nas dane nie są pełne, ale na pewno ponad 30 nieletnich osób zmarło z powodu tej choroby. To jest bardzo dużo, że w ciągu roku zmarło tyle dzieci w Polsce. Taka światowa średnia w zgonach dzieci to ok. 10 proc. chorych na COVID-19 i to się potwierdza i u nas - powiedział lekarz.