Pacjenci zmagający się z chorobami przewlekłymi nie mogą czekać na porady do końca pandemii. Powinni znajdować się pod stałą opieką lekarza. Specjalista zdrowia publicznego prof. Bolesław Samoliński podkreśla, że polski system ochrony zdrowia nie może zostać przekształcony wyłącznie w system antycovidowy. Grupa chorych, która szczególnie ucierpiała na zmianach w okresie pandemii, to chorzy kardiologicznie.
W największym stopniu miało to miejsce w okresie pierwszego lockdownu, czyli od marca do maja. Nie tylko nie działały w tym czasie przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej i specjalistyczne, lecz zostały także wtrzymane planowane przyjęcia do szpitali – wyjaśnia prof. Adam Witkowski, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, pełniący obowiązki kierownika Kliniki Kardiologii i Angiologii Interwencyjnej Narodowego Instytutu Kardiologii w Warszawie. I dodaje, że spowodowało to, iż liczba procedur kardiologii interwencyjnej stosowanych w ostrych zawałach serca spadła w czasie lockdownu o 35 proc., a zabiegów planowych o 74 proc. Jeśli chodzi o inne zabiegi, np. te wykonywane u pacjentów z zaburzeniami rytmu serca czy wszczepienia stymulatorów, to ich liczba zmalała o około 40 proc.
– Od czerwca sytuacja zaczęła wracać do normy. Na jesieni jednak nastąpił drugi lockdown, który spowodował odwrócenie tego trendu. Spadki nie są może już tak duże jak przy pierwszym, ale są widoczne – dodaje prof. Adam Witkowski, według którego wiele szpitali pracuje na 50–60 proc. swoich możliwości.
Ograniczenie dostępności do leczenia wynikały przede wszystkim z decyzji dyrektorów placówek, by do szpitali przyjmować tylko pacjentów w stanach ostrych. To oznacza, że planowe przyjęcia zostały przez nich w części zawieszone.
Reklama
Także sami pacjenci w czasie COVID-19 nie garną się do leczenia szpitalnego. Wielu woli przeczekać w domu nawet zawał. Zwłaszcza, gdy nie wiąże się on z dużym bólem. Bywa więc, że pacjenci zapisani na zabiegi planowe przesuwają je na późniejsze terminy.
Reklama
Jest to rozwiązanie, które cofa nas w leczeniu o jakieś dobre 30 lat. Ostry zawał nieleczony pierwotną angioplastyką w 40 proc. kończy się śmiercią. Jej zastosowanie ogranicza to ryzyko do 5 proc. Dlatego obecna sytuacja przyczyni się do wzrostu odsetka chorych z niewydolnością serca – zaznacza prof. Adam Witkowski.
PTK stara się przeciwdziałać sytuacji narastania odsetka chorych z niewydolnością serca. Drogą do tego miał być postulowany przez towarzystwo program koordynowanej opieki dla tego rodzaju pacjentów, których w Polsce jest około 1,2 mln. Został zainagurowany w 2018 r. Od tego czasu nic więcej się nie wydarzyło. Najpierw na przeszkodzie stanął brak środków na uruchomienie go w pilotażu, a potem przyszła pandemia. Obecnie PTK stara się namówić resort i posłów do powrotu do programu. – Pojawił się jednak pomysł wdrożenia innego rozwiązania: Narodowego Programu Chorób Układu Krążenia. W swoim założeniu miał być podobny do działającej już Narodowej Strategii Onkologicznej. Prace nad nim jednak również zostały wstrzymane – informuje prof. Adam Witkowski.
Prof. dr hab. n. med. Marcin Grabowski, profesor w I Katedrze i Klinice Kardiologii WUM, podkreśla, że mamy do czynienia z trzema problemami. Po pierwsze odwleczono diagnostykę u chorych, którzy mieli pierwsze objawy choroby wieńcowej, niewydolności serca. Drugą grupą są chorzy, którzy pomimo objawów ciężkich stanów kardiologicznych, nawet zawału, nie zgłaszali się do szpitala, bo bali się wirusa, a teraz mają „przechodzone” zawały. Kolejną grupą są chorzy, którzy pomimo chorób przewlekłych nie kontynuowali terapii. Zdaniem prof. Grabowskiego kluczowe jest uruchomienie programu KOS niewydolność, którego założenia były już gotowe i pozytywnie ocenione przez ekspertów. Chodzi o spójny system obejmujący opiekę ambulatoryjną, szpitalną i domową, którego podstawą ma być opieka nad chorym sprawowana przez cały zespół: lekarza rodzinnego (POZ), pielęgniarki, specjalistów. Jego wprowadzenie ma zapewnić aktywny nadzór nad przebiegiem choroby, zwłaszcza po wypisaniu pacjenta ze szpitala, oraz poprawić świadomość pacjentów. Kłopotem jest także to, że w praktyce został zwieszony KOS-zawał – całościowy program opieki i rehabilitacji kardiologicznej dla pacjentów po zawale mięśnia sercowego – który, jak mówi prof. Grabowski, bardzo się sprawdził i poprawił rokowania przeżycia o 20 proc.
W większych ośrodkach, do których rocznie trafia 500–600 pacjentów z zawałami, nawet czyli nawet jedna trzecia z nich powinna być włączona do opieki w ramach KOS-zawał. – Nasz szpital współpracował z ośrodkami rehabilitacyjnym na Podlasiu, ale ośrodek został zamieniony na szpital covidowy, więc nie mamy dokąd ich wysyłać. Musieliśmy wstrzymać przyjęcia – mówi prof. Grabowski.
Trzeba też pamiętać, że przewlekłe choroby kardiologiczne sprawiają, iż w przypadku zachorowania na COVID-19 rokowania są gorsze.