Ekspert podkreśla, żeby w wyjątkowości tego czasu widzieć zarówno zagrożenia, jak i korzyści.
- Świetnie, że notujemy wreszcie stabilizację lub nawet spadek zakażeń. Tym bardziej widoczne są nowe zagrożenia, np. generowane przez przedłużający się okres zdalnej nauki. Ograniczamy socjalizację uczniów, a także studentów. Nie chodzi o to, że nieco później zrealizują program, jakaś masa wiedzy zostanie przyswojona, ale o to, by dzieci w szkole doświadczyły życia społecznego. Tego brakuje najbardziej i nie zastąpimy tego nauką zdalną – ocenił ekspert.
Dodał, że efektywność zdalnego modelu edukacji jest po prostu niska i jest on sam w sobie stresorem. Podkreślił, że brakuje jasnego sygnału, że w tych warunkach konieczna jest nie tylko redukcja programów, ale też odmienne, bardziej wspierające i integrujące zajęcia pedagogiczne.
- Niech ktoś wreszcie powie dzieciom i rodzicom, że nie muszą ciągle nadganiać materiału – dodał.
ZOBACZ AKTUALNĄ MAPĘ ZAKAŻEŃ>>>
- Ci wszyscy dobrzy ludzie – uczniowie, rodzice i nauczyciele – walczą obecnie z desperacją o coś, co jest nie do wygrania. O mityczny program. To wywołuje frustrację i wypalenie, a skuteczność takiego modelu nauki i tak pozostanie ograniczona. Wprost trzeba sobie powiedzieć, że nie da się perfekcyjnie poprowadzić lekcji kaligrafii czy WF-u w formie online – ocenił.
Po zakończeniu epidemii zdaniem psychiatry konieczny będzie długotrwały proces społecznej rehabilitacji. Problemy natury psychicznej są wprost pochodną siły i długości traumatycznego bodźca. W przypadku epidemii ta siła jest największą z możliwych, gdyż chodzi w ogóle o przeżycie. Możemy za to wpłynąć na czas trwania traumy i na to, jak będziemy się z niej leczyć.
- Obecnie wszyscy – i rządzący, i rządzeni – nauczyli się odsuwać ważne, perspektywiczne zadania – twierdząc, że teraz to jeszcze nie czas ich realizacji. Tymczasem tylko kryzysy wymuszają zmiany. Jeśli teraz nie upomnimy się o naszą jakość życia, to nie dostaniemy niczego – ocenił prof. Łoza. W jego ocenie proces rehabilitacji społecznej powinien dawać nadzieję, reintegrować grupy społeczne, a nie trwonić zasoby psychiczne w konfliktach.
Zdaniem eksperta można zidentyfikować trzy postawy przetrwania ze względu na sposób radzenia sobie z przewlekłym stresem epidemicznym. Pierwsza – prawdopodobnie najliczniej reprezentowana – dotyczy ludzi zmęczonych, o obniżonym nastroju, coraz trudniej mobilizujących się. Druga – osób kontestujących czy negujących zagrożenia, czasem anarchizujących czy eskapistycznych. I trzecia – osób zachowujących zdolność do przekształcania traumy w doświadczenie, w dążeniu do racjonalnych zachowań.
Pytany o to, czy epidemia nie doprowadzi w konsekwencji do wzrostu liczby samobójstw, ekspert podkreślił, że w momencie rozpoczynania kryzysu liczba samobójstw paradoksalnie raczej spada. Wzrasta natomiast wraz z jego przewlekaniem się. Dlatego posługiwanie się punktowymi statystykami samobójstw w momencie trwania obecnego kryzysu jest nietrafne.
- Epidemia może być dla pokolenia milenialsów momentem założycielskim. Pozwoli na zjednoczenie się tych, co przetrwają i zwyciężą, bo przecież ten sukces nadejdzie, epidemia się skończy. To może być takie doświadczenie, jak dla poprzednich pokoleń okres stanu wojennego. Tak było też z pokoleniem Woodstocku, które w 1968 roku wydawało się nieodpowiedzialne, a chwilę później było pokoleniem prezesów i prezydentów – powiedział prof. Łoza.
Jego zdaniem może dojść do procesu symbolicznego jednoczenia i rozwoju całej generacji, do stworzenia swoistego pokolenia pandemii, czy pokolenia roku 2020.
- Ta data będzie idealizowana. To nie jest złe, gdyż buduje tożsamość. To pokolenie będzie już zawsze odnosiło się do tego wspólnotowego przeżycia. Aż w końcu gdzieś około 2100 roku ktoś powie: dziadku, przestań już opowiadać o tej pandemii.