– W październiku zaczęli do nas napływać pacjenci. Nagle pogorszył się ich stan, z przerażeniem patrzyliśmy, jak z godziny na godzinę znikały zapasy tlenu. A dostawa, na którą czekaliśmy, przyszła mniejsza – mówi jeden z dyrektorów szpitali w Małopolsce. Do większości sal w ogóle nie ma dojścia instalacja tlenowa. W jednej trzeciej jest – ale była zasilana przez osiem butli spiętych razem. Szpital przez jakiś czas odmawiał przyjęcia pacjentów nie dlatego, że nie było łóżek albo lekarzy czy nawet respiratorów. Wskaźnikiem dostępności był tlen. Kilka dni temu sytuacja się rozwiązała – przy szpitalu stanął zbiornik, gdzie jest 6 ton tlenu.

Reklama

Podobne są pilnie stawiane w wielu szpitalach. Kilka dni temu stanęły dwa zbiorniki po 3 tony w placówce w Siemiatyczach. Zanim do tego doszło, na szybko trzeba było utwardzić podłoże, które utrzyma co najmniej 22 tony.

W Podlaskiem instalacji tlenowych ma powstać w najbliższym czasie jeszcze kilka. Jak informuje urząd wojewódzki, koordynator do spraw tlenu codziennie otrzymuje od podmiotów leczniczych raporty w tym zakresie. Na remont instalacji tlenowych w szpitalach w Augustowie, Grajewie, Siemiatyczach i Bielsku Podlaskim ma zostać przeznaczone 1,7 mln zł z rezerwy budżetowej.

Dyrektorzy szpitali w Małopolsce też usłyszeli, że dostaną wsparcie na budowę instalacji. – My wydaliśmy ponad 100 tys., może dostaniemy zwrot – mówi nasz rozmówca ze szpitala małopolskiego.

Firmy dostarczające tlen mówią z kolei, że nie sam gaz jest problemem, ale brak butli i… pracowników, którzy zajmują się ich napełnianiem, a którzy pracują już blisko swoich maksymalnych możliwości. Jak tłumaczą nam producenci, do napełnienia butli potrzeba dużo więcej osób niż do wypełnienia zbiorników przyszpitalnych. Wszystko zaczyna się już w szpitalu, gdzie pracownik musi w jednym miejscu zgromadzić i opisać w systemie puste butle, a potem je przekazać firmie, która je napełni.

– Przyjeżdża więc pracownik od dostawcy tlenu, ładuje butle przekazane przez szpital, zawozi do napełnialni, gdzie trzeba je rozładować, zdezynfekować, podłączyć do instalacji, naładować, potem załadować na samochód i rozwieźć po szpitalach. Tutaj trzeba ludzi, a tych brakuje – zaznacza Aleksandra Kuczka ze spółki Messer Polska. – Nie da się braków kadrowych uzupełnić ot tak – bo musi to być odpowiednio przeszkolona osoba.

Reklama

Eksperci wyliczają, że zapotrzebowanie na tlen medyczny wzrosło ponad dwukrotnie w stosunku do lat ubiegłych – informuje Polska Fundacja Gazów Technicznych (PFGT). Potwierdzają to dostawcy. – W przypadku tlenu ciekłego, czyli tego dostarczanego w zbiornikach, obserwujemy nawet trzykrotne zwiększenie zapotrzebowania – zaznacza Aleksandra Kuczka. O podobnym wzroście mówi PKN Orlen, który z kolei jest dostawcą tlenu technicznego służącego producentom do produkcji tlenu medycznego. – Maksymalnie zwiększyliśmy produkcję tlenu technicznego, uzyskując trzykrotnie większe wolumeny – słyszymy w spółce paliwowej.

Na rynku jest też ograniczona liczba butli o małych pojemnościach. Dlatego we współpracy z ministrem zdrowia, Rządowym Centrum Bezpieczeństwa oraz wojewodami producenci wypracowali system przyspieszający rotację butli na rynku.

– Nie gromadzimy zużytych opakowań, tylko staramy się na bieżąco je przekazywać dostawcom tlenu, raportując przy tym każdego dnia, ile mamy już zużytych – mówi Piotr Gołaszewski, dyrektor Śródmiejskiego Centrum Klinicznego w Warszawie.

Sytuację z tlenem medycznym firmy starają się też poprawić, angażując się w napełnianie butli z Agencji Rezerw Materiałowych. Wszystkie te działania zaczynają przynosić pozytywne efekty, jednak to rozwiązania doraźne.

Eksperci zwracają uwagę, że trzeba postawić na instalacje. Działanie w dość nagłym trybie zmusiło szpitale do sięgnięcia po tlen w butlach. – Ten jednak nie ma wystarczającej wydolności – także i z tego powodu, że wymaga ogromnego nakładu pracy personelu technicznego szpitala oraz ciągłego nadzoru nad butlami, jako że ich pojemność jest ograniczona – tłumaczy nam Wojciech Murawski, prezes zarządu Polskiej Fundacji Gazów Technicznych. I apeluje o skoncentrowanie się na dostawach tlenu skroplonego do zbiorników zainstalowanych przy szpitalach. Takie rozwiązanie rekomendują firmy zrzeszone w PFGT, bo jak tłumaczą, jest ono najbardziej efektywne pod względem logistyki oraz ilości dostarczanego produktu i tworzy bufor bezpieczeństwa pomiędzy kolejnymi dostawami. – Do dyspozycji Ministerstwa Zdrowia oddaliśmy z naszych zasobów ponad 40 zbiorników, które systematycznie instalowane są we wskazanych lokalizacjach – zaznacza Aleksandra Kuczka.

Ale i tu niestety występują kłopoty. Nie wszędzie można zainstalować zbiorniki. Nie obsłużą ich bowiem instalacje szpitalne – placówki często mieszczą się w starych budynkach z nieodpowiednią elektryką.

– Zmiana formy dostarczania tlenu z gazowej (w butlach) na ciekłą (do zbiorników przy szpitalach) wymaga czasu i środków związanych z koniecznością dokonania inwestycji w infrastrukturę. A co za tym idzie, i czasu. A tego nie ma – mówi Aleksandra Kuczka.

Ostatnio w sprawę zaangażował się UOKiK, który sprawdzi rynek dostaw tlenu do szpitali i zbada, czy nie dochodzi do praktyk ograniczających konkurencję. Jak podaje UOKiK, rynek obrotu gazami medycznymi jest wysoce skoncentrowany – czterech największych graczy, tj. Linde, Air Products, Messer oraz Air Liquide, posiada na nim udział wynoszący ponad 90 proc. W niektórych szpitalach w ramach zawartych umów dostawca tlenu może utrudniać dostęp do infrastruktury przyszpitalnej innym podmiotom, co w obecnych warunkach pandemicznych może powodować poważne trudności po stronie szpitali. UOKiK chce to wyjaśnić i rozwiązać tę kwestię. Producenci tłumaczą, że wszczęcie postępowania wyjaśniającego w zakresie dostaw tlenu nie oznacza prawnego nakazu udostępniania sobie wzajemnie infrastruktury przez konkurencyjnych dostawców. Zdaniem prezesa UOKiK, taka współpraca między dostawcami powinna mieć miejsce.

Stoki otwarte, hotele zamknięte

Stoki narciarskie będą otwarte – potwierdził wice premier Jarosław Gowin. Bezpieczeństwo ma zapewniać uzgodniony z głównym inspektorem sanitarnym protokół działania.

Wytyczne przewidują, że właściciele stoków powinni podzielić je na strefy, minimalizować kontakty osób obsługujących, zapewnić dla wszystkich płyny dezynfekcyjne. Chodzi także o takie zorganizowanie przestrzeni, by zminimalizować również kontakty między narciarzami – zwiększać odległości, dezynfekować wypożyczany sprzęt oraz osprzęt wyciągów. Dystans ma być utrzymywany na wyciągach krzesełkowych i w kolejkach linowych, co oznacza, że pełne wykorzystanie może nastąpić tylko w przypadku, gdy jadą ze sobą osoby mające wspólny nocleg. Szczegóły znajdują się na stronie Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii. Jednak pozostałe obostrzenia raczej będą zniechęcać do masowych wyjazdów na ferie. Ograniczenia nadal mają dotyczyć bazy noclegowej i restauracyjno-barowej.