Jak się dowiedział DGP, są pierwsze decyzje odnośnie do tego, kto będzie szczepiony w pierwszej kolejności. Szczepionka najpierw ma trafić do osób z grup największego ryzyka: pracowników służby zdrowia, seniorów po 65. roku życia oraz cierpiących z powodu chorób współistniejących, jak przewlekła obturacyjna choroba płuc, niewydolność układu krążenia, choroba wieńcowa, cukrzyca. Wytyczne mają być podobne do tych, które obowiązują przy szczepieniach na grypę.
Na decyzję o tym, która szczepionka trafi do nich, będzie miała wpływ ostateczna charakterystyka produktu. W toku badań klinicznych może się bowiem okazać, że np. dany preparat seniorzy znoszą gorzej. Wtedy będą musieli otrzymać inny. Albo nie uda się sprawdzić, czy dla osób z danymi chorobami współistniejącymi preparat jest bezpieczny. Wtedy też nie będzie można go podać ‒ mówi nam anonimowo jeden z ekspertów.
Dostęp do szczepionki będzie reglamentowany, nie będzie jej można po prostu kupić w aptece. To ma dać gwarancję, że jak najprędzej trafi ona do osób najpilniej potrzebujących ochrony. Dzięki temu zabezpieczamy się też przed spekulacją preparatem.
Dlaczego szczepionka nie ma od razu trafić do wszystkich? Jest to podyktowane dwoma powodami - liczbą szczepionek, która może nie być wystarczająca na pierwszym etapie, a także ostrożnością. Bo chociaż nie ma możliwości, żeby na rynek dopuszczony został preparat, który nie jest bezpieczny, to jednak szczepionki przeciw SARS-CoV-2 są zupełnie nowe i nie znamy w pełni ich wszystkich efektów ubocznych. Dlatego też prowadzony nad nimi będzie wnikliwy monitoring bezpieczeństwa. Eksperci uspokajają, że jeśli dawek będzie wystarczająca ilość, to jest szansa, że już w przyszłym roku będziemy mogli przeprowadzić szczepienia także zdrowych dorosłych.
Reklama
O jakich konkretnie preparatach mowa? Rząd, podobnie jak większość krajów UE, zdał się w tej kwestii na Komisję Europejską, która parę miesięcy temu zaproponowała wspólne zakupy - po to, by zbić cenę szczepionek i uniknąć sytuacji, w której państwa konkurują między sobą o dostęp do nich. Rozmowy z producentami nadzorował Komitet Sterujący, do którego po jednym przedstawicielu wysłały wszystkie państwa członkowskie. Komisja na początku września zakończyła rozmowy z sześcioma firmami. To znaczy, że Europejczycy otrzymają preparaty którejś z nich (jeśli pomyślnie przejdą badania kliniczne): Sanofi-GSK, Johnson & Johnson, CureVac, Moderna, AstraZeneca i BioNTech-Pfizer.
Państwa uzgodniły, że szczepionki wśród nich będą rozprowadzane według klucza populacyjnego, tzn. jeśli dany kraj zamieszkuje 5 proc. ludności UE, to przysługuje mu 5 proc. dawek zakupionych od każdej z wymienionych wyżej firm. Jeśli więc Komisja planuje zakup od konsorcjum BioNTech-Pfizer 200 mln dawek, to Polsce przypadnie ok. 17 mln dawek (Polska odpowiada mniej więcej za 8,5 proc. ludności UE).
Polska jest w identycznej sytuacji w zakresie dostępności jak każde państwo UE, nie ma państw pierwszych i drugich. KE negocjuje w imieniu państw członkowskich umowę o wczesnym zakupie szczepionki z wybranymi producentami. Zawarcie takiej umowy zobowiązuje firmy farmaceutyczne do dostarczenia pewnej ilości dawek i zabezpieczenie potrzeb państw członkowskich, w tym Polski - mówi Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska z biura komunikacji MZ.
Finansowanie całej operacji jest proste. Komisja ze wspólnego budżetu wyłożyła środki dla producentów (2,7 mld euro, czyli 12,7 mld zł), które mają pokryć im koszty badań klinicznych, zwiększenia mocy produkcyjnych i dystrybucji, ale zakup dawek dla obywateli finansują już państwa członkowskie.
Na razie ceny dawek od poszczególnych producentów nie są znane, ale koszt operacji możemy oszacować na podstawie dostępnych informacji. W rozmowie z DGP miesiąc temu Tal Zaks - przedstawiciel firmy Moderna - stwierdził, że w przypadku USA cena jednej dawki (szczepionka tego producenta wymaga dwóch dawek) wyniesie ok. 25 dol. (ok. 95 zł). Waszyngton zamówił u producenta 100 mln dawek; Komisja chce kupić 80 mln, z opcją na drugie tyle. Ponieważ przy podobnych zamówieniach cena powinna być ta sama, można założyć, że po naszej stronie Atlantyku zapłacimy podobną kwotę.
Jeśli wszyscy producenci za dawkę liczą sobie ok. 95 zł, to oznacza, że operacja zaszczepienia wszystkich Polaków może kosztować nawet 7,3 mld zł; w wariancie skromniejszym są to niecałe 2 mld zł. Z dwoma zastrzeżeniami: umowy zawarte przez KE opiewają na więcej niż 80 mln dawek (np. w przypadku AstryZeneki jest to 300 mln, a konsorcjum BioNTech-Pfizer ‒ 200 mln), więc cena pewnie będzie niższa. Nasze wyliczenia opieramy też na założeniu, że zaszczepienie jednej osoby wymaga dwóch dawek, ale są też preparaty jednodawkowe, np. firmy Jonhnson & Johnson.
Najwięcej preparatów Polska chce kupić od AstraZeneca. Umowa z firmą przewiduje, że dostęp do pierwszej partii ma być możliwy już w grudniu 2020 r. To ekspresowe tempo jest możliwe m.in. dzięki bliskiej współpracy między branżą a urzędami podczas pandemii. W efekcie jeśli dana szczepionka okaże się skuteczna, jej dopuszczenie do obrotu nastąpi bardzo szybko. ‒ W sytuacji zagrożenia zdrowia publicznego Europejska Agencja Leków wprowadziła procedury przyspieszonego przeglądu, aby umożliwić szybkie przeprowadzanie oceny wniosków przy jednoczesnym zapewnieniu solidnych opinii naukowych ‒ mówi DGP Jarosław Buczek, rzecznik prasowy Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. ©℗
Niemal 100 mld zł na leczenie w 2021 r.