- Trudno jeszcze powiedzieć, jaka jest rzeczywista zdolność wirusa do szerzenia się. Wydaje się, że jest dość znaczna, ale na szczęście wykazuje on niższą śmiertelność i niższą częstość poważnych objawów - powiedziała. Wyjaśniła, że śmiertelność wynosi 2-2,5 proc. chorujących, a to odsetek tylko nieznacznie wyższy niż w przypadku grypy.

Reklama

Charakteryzując dalej nowy patogen ekspertka zaznaczyła, że wiadomo już, że przenosi się on z człowieka na człowieka. Uspokoiła jednak, że większość zakażeń ma charakter łagodny lub przebiega bezobjawowo.

- Istotne jest to, że duża część zakażeń ma przebieg łagodny, często wręcz bezobjawowy. Nie ma też nosicielstwa koronawirusa - wyjaśniła. Niewiadomą na razie jest to - jak podkreśliła - czy osoby, które przejdą chorobę, zyskają odporność. Dlatego też będą poddawane badaniom. Dzięki temu można będzie stwierdzić, czy odporność na tego wirusa jest trwała.

Jednocześnie ekspertka zaznaczyła, że nowy wirus wydaje się mniej zjadliwym w porównaniu do tych, które wywołały epidemię SARS i MERS. Choć – jak powiedziała dalej - ocenę zaburza fakt, że w tamtym czasie Chiny były bardziej zamknięte i przepływ informacji nie był tak wiarygodny i szybki jak obecnie.

- Wirusy, które wywołały MERS i SARS wydaje się, że były bardziej zjadliwe niż nowy koronawirus. MERS trudniej szerzył się wśród ludzi, a SARS wydaje się, że szerzył się wolniej, ale być może dlatego, że Chiny wtedy były bardziej zamknięte. W tej chwili otworzyły się bardziej na świat - zaznaczyła.

Główny Inspektor Sanitarny podał w poniedziałek, że od 31 grudnia 2019 r. do 3 lutego 2020 r. zanotowano na świecie 17,4 tys. laboratoryjnie potwierdzonych przypadków zakażeń koronawirusem 2019-nCoV; 17 z nich wśród personelu medycznego.