– Jeszcze do niedawna wypadki były sporadyczne. Było to zjawisko marginalne. Dziś mamy przynajmniej jeden taki przypadek tygodniowo – mówi Bartosz Krasiński, ratownik ze szpitala Copernicus w Gdańsku. Ile dokładnie jest wypadków? Tego nie da się określić precyzyjnie, bowiem nikt jeszcze nie zaczął zbierać danych. – Rejestrujemy tylko wypadki komunikacyjne, ale nie mamy podziału, z jakiego powodu do nich dochodzi – mówi Michał Gaweł z Komendy Głównej Policji.
Statystyk nie prowadzą też szpitale, ale wszyscy zgodnie mówią: tak, takich przypadków jest bardzo dużo. I są coraz groźniejsze.
Osoby po wypadkach zazwyczaj trafiają na urazówki. Jednak część wypadków jest na tyle poważna, że pacjenci są przewożeni do szpitali specjalistycznych. Przede wszystkim dlatego, że najczęściej dochodzi – jak wynika z obserwacji lekarzy – do urazów głowy. Taką osobą muszą się zająć nie tylko chirurdzy, ale także i neurolodzy. – Obecnie mamy już 3–4 przypadki tygodniowo i to pomimo, że nie mamy oddziału urazowego. Bywają dni, w których udzielamy pomocy nawet kilku osobom – mówi Maciej Zabelski, zastępca dyrektora Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM.
Kilka tygodni temu w ich szpitalu na izbie przyjęć pojawiła się kobieta ze zmasakrowaną twarzą. Lekarze po opatrzeniu ran podkreślali, że nie obejdzie się bez pomocy chirurga plastycznego. W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu ratownicy mówią, że nie ma dnia, żeby nie było osoby z mniejszym lub większym urazem po wypadku na elektrycznej hulajnodze. – Praktycznie codziennie są wypadki, a sytuacja nasila się w weekendy. To głównie otarcia, ale także złamania i urazy głowy – mówi Monika Kowalska, rzeczniczka placówki. I dodaje, że niepokojące jest to, że połowa to poruszający się na hulajnodze, ale połowa to piesi, na których wjechała hulajnoga.
Podobnie jest w Łodzi. Julita Ścigała, rzeczniczka Wojewódzkiego Wielospecjalistycznego Centrum Onkologii i Traumatologii im. Kopernika, potwierdza, że lekarze na SOR zajmują się wypadkami hulajnogowymi.
Podsumowując, we wszystkich miastach, do których weszły elektryczne hulajnogi, problem narasta. Dotyczy to stolicy, Wrocławia, Poznania, Łodzi, Krakowa oraz Trójmiasta.
To kuszący środek transportu dla imprezowiczów w wieku 35–50 lat
Taki elektryczny pojazd stał się kuszącym środkiem transportu dla… imprezowiczów. I to tych nie najmłodszych. – Jeśli chodzi o przekrój wiekowy, najczęściej to 40 plus – mówi Bartosz Krasiński z Copernicusa. Hulajnoga nie wymaga pozornie wysiłku, jaki jest potrzebny przy rowerze. Ale dla jeźdźca po alkoholu staje się wyjątkowo niebezpieczna. – Ratownicy obserwują, że wypadki dotyczą przede wszystkim osób jeżdżących – mówiąc wprost – po pijaku – mówi Monika Kowalska z wrocławskiej placówki.
Ortopeda z Carolina Medical Center w Warszawie, dr Krzesimir Sieczych, w wywiadzie dla TVN również opisywał, że ofiary to najczęściej osoby w przedziale wiekowym 35–50 lat, które wsiadają na hulajnogę bez żadnego przygotowania. Do ich kliniki trafia bardzo dużo osób ze złamaniami – wiele z nich wymaga szybkiej interwencji, zwłaszcza gdy urazy dotyczą kolan, a wśród nich zerwania łąkotek, więzadeł, złamania rzepki.
Eksperci są zgodni – kaski, nakolanniki, nałokietniki mogłyby uchronić przed wieloma urazami. A te są groźniejsze niż przy jeździe rowerze. – Choć nie ma obowiązku noszenia kasku, to użytkownicy sami powinni o tym myśleć. To naprawdę bardzo pomocne – mówi Krasiński. Tym bardziej że skala wypadków nie będzie maleć. Przybywa bowiem firm specjalizujących się w wypożyczaniu tych jednośladów, ale też producentów. Większa konkurencja sprzyja obniżce cen, a to skłania konsumentów do zakupu. Hulajnogi są coraz bardziej wytrzymałe, do tego jeżdżą coraz szybciej. Na rynku pojawiły się modele, które osiągają już prędkość powyżej 30 km na godzinę.
Tymczasem wciąż nie ma jasnych uregulowań, czy jadącego na hulajnodze traktować jak pieszego, czy jak poruszającego się pojazdem. Do paradoksalnej sytuacji doszło, kiedy hulajnoga wjechała w czeską turystkę w Warszawie. Po kobietę przyjechała karetka. Ale to ona miała zapłacić mandat – bo, jak argumentowała policja, to ona weszła pod koła. A hulajnogą można jeździć po chodniku, bo na razie zgodnie z przepisami traktowana jest jak pieszy. Trwają prace nad ustawą, która ma uregulować tę kwestię.
Po doniesieniach ze szpitali na temat przypadków urazów i skarg mieszkańców włodarze miast zastanawiają się, co robić. Niektórzy, nie czekając na ogólnokrajowe przepisy, postanawiają na własną rękę rozwiązać problem.
W Gdyni funkcjonuje nawet specjalna aplikacja Asystent Mieszkańca, za pomocą której mieszkańcy zgłaszają uwagi w związku z hulajnogami. Jak już pisaliśmy, m.in. Sopot zdecydował, że na razie nie wydaje zgody na lokalizację stacji bazowych dla systemu wynajmu hulajnóg. – Robimy to z troski o bezpieczeństwo. Wiele ulic ma spore nachylenie, co zwiększa ryzyko kolizji – tłumaczyła nam Magdalena Jachim, rzecznik prasowy UM Sopot.
W Krakowie na Plantach ze względu na zabytkowy charakter i wzmożony ruch pieszy obowiązuje zakaz wynajmu hulajnóg, a te, które tam zaparkują, są natychmiast usuwane. Niebawem podobne regulacje zaczną obowiązywać na Kazimierzu. Miasto nie godzi się też na używanie hulajnóg na chodnikach. Przyzwolenia na jazdę po chodnikach nie daje też Wrocław.
Liczba wypadków nie będzie spadać
Rośnie liczba wypadków na hulajnogach. To problem nie tylko Polski.
Adam Jędrzejewski prezes i twórca Stowarzyszenia Mobilne Miasto: To nowa forma przemieszczania się po miastach. Dopiero uczymy się z nich korzystać. Naturalne jest więc, że dochodzi w związku z tym do wypadków. To jest jak kiedyś z rowerami. Dziś zdarzenia z ich udziałem to raczej rzadkość. Są w użytkowaniu od dawna. Choć znaczenie może mieć też sposób korzystania z nich. Są napędzane siłą mięśni. Hulajnogi to pojazdy elektryczne, łatwiej rozwijające prędkość.
Ale nie można liczyć na to, że skala wypadków zacznie spadać. Myślę wręcz, że powinniśmy pogodzić się z tym, że będzie ich coraz więcej, wraz z tym, jak będą się upowszechniać.
Co można w związku z tym zrobić, by ochronić ich użytkowników, ale też pieszych, którzy bywają ofiarami wypadków?
Nie ma prostej recepty. Nakazanie dostarczania środków ochrony indywidualnej jak kaski, ochraniacze na ręce, nogi, przez firmy wypożyczające nie sprawdzi się. Nie będą w stanie spełnić tego obowiązku. Można jednak przekonywać osoby korzystające z hulajnóg, by same się w takie środki wyposażyły i używały ich. Doświadczenia z innych krajów pokazują jednak, że to nie zdaje egzaminu. Nakaz nie jest respektowany przez korzystających z tych pojazdów. Nie służy też popularyzacji tego środka transportu.
Czy jest w związku z tym jakieś rozwiązanie?
Konieczna jest edukacja, w którą powinni się zaangażować wszyscy – operatorzy, sprzedawcy, ale i samorządy. Powinni informować o zagrożeniach i niebezpieczeństwach związanych z używaniem hulajnóg. Już teraz to ma miejsce. Proszę zwrócić uwagę, że w spotach reklamowych osoby na hulajnogach są w kaskach. Firmy rozdają je też przy okazji konferencji czy wysyłki materiałów promocyjnych. Do pełnego sukcesu potrzebne jest jednak uregulowanie prawne. Musi być jasno wskazane, gdzie można się na tym jednośladzie poruszać, z jaką prędkością, kto może być jego użytkownikiem. Tylko wtedy sprzedawcy, wypożyczający czy samorządy będą miały punkt odniesienia do działań edukacyjnych. Będą mieli się na czymś oprzeć przy ich planowaniu. Na razie bowiem poruszają się po omacku.
Czy hulajnogi to pojazdy ekologiczne, czy mogą mieć zbawienny wpływ na zanieczyszczone miasta?
Nie ma badań potwierdzających, że są antidotum. Postrzega się je raczej jako alternatywę dla komunikacji miejskiej. Średni przejazd hulajnogą wynosi 1,5–2 km. To dystans rzadko pokonywany przez samochód. Hulajnoga stanowi raczej uzupełnienie transportu miejskiego na pierwszym i ostatnim kilometrze drogi.
Niemniej jednak, gdy oferta w zakresie alternatywnych środków transportu do samochodów będzie rosła, może to zachęcić kierowców do przechodzenia na nie, czyli skłonić ich, by własne auta zostawiali w domu.
Za granicą e-pojazdy zakazane dla dzieci
Ekspansja elektrycznych hulajnóg w większości dużych europejskich miast stała się poważnym wyzwaniem dla władz lokalnych, a także dla rządów. Ni to rower, ni pieszy, ni auto – e-hulajnoga wymyka się przepisom. Oto niektóre z rozwiązań
Francja
Kilka miesięcy temu postanowiła opanować – jak to nazywa czasopismo „Paris Match”– „hulajnogową anarchię”. Od 31 lipca obowiązuje zakaz parkowania ich na chodnikach i innych drogach dla pieszych. Władze stolicy już się zobowiązały do budowy specjalnych miejsc postojowych, do tego czasu użytkownicy mogą korzystać z miejsc parkingowych dla motocykli czy samochodów. Zostały też wprowadzone mandaty. Dla firm wynajmujących hulajnogi: od 10 do 49 euro. Użytkownikom za jazdę po chodniku od września będzie grozić kara do 135 euro, będą mogli się poruszać jedynie po ulicy lub ścieżce rowerowej. Dzieci od 8. do 12. roku życia muszą zakładać kaski. Młodsze mają zakaz korzystania z tego środka transportu. A jednoślad musi mieć m.in. klakson oraz odpowiednie oświetlenie.
Zmiany przyśpieszył śmiertelny wypadek, w którym zginął młody mężczyzna jadący na elektrycznej hulajnodze. Został potrącony przez ciężarówkę.
Szwecja
Śmierć 27-latka rozpętała tu debatę na temat tego, czy i jak można korzystać z hulajnóg. Do wypadku doszło dzień po wprowadzeniu usługi wypożyczania tego środka transportu w Helsingborgu. Mężczyzna, jadąc w centrum miasta, został potrącony przez samochód. Zmarł następnego dnia w szpitalu. Wówczas szwedzka Agencja Transportu oświadczyła, że rozważa wprowadzenie zakazu ruchu hulajnóg na drogach publicznych. Na razie szwedzkie władze wprowadziły pewne wytyczne: jednoślad z maksymalną mocą silnika 250 watów może się poruszać z maksymalną prędkością 20 km/h. Jeśli jednak pojazd ma wyższą moc, nie można korzystać z niego na drogach publicznych. Każda e-hulajnoga musi mieć hamulce i dzwonek, a przy jeździe po zapadnięciu mroku pojazd musi być wyposażony w przednie i tylne światła odblaskowe. Kierowcy poniżej 15. roku życia muszą nosić kaski.
Hiszpania
W Barcelonie rok temu zginęła 92-latka, która została potrącona przez elektryczną hulajnogę. Jej kierowca (został skazany za nieumyślne spowodowanie śmierci) podczas jazdy korzystał z komórki. Po tym wydarzeniu niektóre hiszpańskie miasta – m.in. Barcelona i Madryt – wprowadziły zakaz ruchu pojazdów w strefach dla pieszych, ale nadal nie ma ogólnokrajowych przepisów. Jak podaje portal Euronews, hiszpański urząd ds. ruchu drogowego (DGT) pracuje nad ogólnokrajowymi wytycznymi określającymi korzystanie z hulajnóg elektrycznych. Analizowane są: kwestia tego, po jakich drogach można nimi jeździć, ale także wprowadzenie obowiązku ubezpieczenia pojazdów oraz ograniczenia prędkości do 25 km/h.
Wielka Brytania
Śmierć Emily Hartridge, znanej angielskiej prezenterki i youtuberki przebiła się do mediów światowych. 35-latka, jadąc na e-hulajnodze niedaleko swojego domu, została potrącona przez ciężarówkę. Był to pierwszy śmiertelny wypadek z udziałem hulajnogi w Wielkiej Brytanii. Tutaj sytuacja jest o tyle paradoksalna, że elektryczne hulajnogi są nielegalne – na mocy ustawy o ruchu drogowym z 1988 r., aby elektryczna hulajnoga mogła zostać włączona do ruchu drogowego, musiałaby być zarejestrowana jako pojazd (wraz z tablicą rejestracyjną). Mogą one być używane tylko na prywatnych terenach.
Niemcy
W maju niemiecki Bundesrat – organ ustawodawczy reprezentujący 16 landów – uchwalił rozporządzenie w sprawie korzystania z e-skuterów, które weszło w życie w połowie czerwca 2019 r. Zgodnie z przepisami prędkość nie może przekraczać 20 km/h, a także nie można z nich korzystać na ścieżkach dla pieszych. Obowiązuje również zakaz jeżdżenia nimi dla dzieci do 14. roku życia. Ponadto pojazdy muszą być obowiązkowo wyposażone w hamulce i światła. Nie ma jednak obowiązku noszenia kasku.