Badanie ankietowe zostało przeprowadzone w maju 2018 r. przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Młodych z Zapalnymi Chorobami Tkanki Łącznej „3majmy się razem”. Wzięło w nim udział 812 chorych na RZS, z czego 95 proc. stanowiły kobiety, głównie w średnim wieku (30-50 lat).

Reklama

Za jeden z bardziej niepokojących wyników badania eksperci uznają fakt, że leki gikokortykosteroidowe są stosowane u 28 proc. pacjentów z RZS, z czego aż u 40 proc. (dwie piąte grupy) dłużej niż 5 lat. Co ważne, pacjenci leczyli się głównie (67 proc.) w poradniach reumatologicznych, a zatem u specjalistów, a nie u lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej.

- Zgodnie z zaleceniami, które nas obowiązują – tj. Europejskiej Ligii do Walki z Reumatyzmem (EULAR) oraz Amerykańskiego Kolegium Reumatologicznego (ACR) - glikokortykosteroidy powinny być stosowane w RZS przez krótki czas. Przyjmuje się, że nie powinno się ich stosować dłużej niż 3-6 miesięcy i to głównie tuż po rozpoznaniu RZS oraz ewentualnie w czasie zaostrzeń choroby - skomentował dla PAP wyniki badania reumatolog dr Mariusz Wudarski z Narodowego Instytutu Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji. Jak wyjaśnił, leki te nie powinny być stosowane przewlekle, ponieważ mają bardzo dużo działań niepożądanych, z czego najpowszechniej znane to: osteoporoza, nadciśnienie tętnicze, zaburzenia lipidowe, zaćma, i wiele innych.

Specjalista zaznaczył, że zaletą glikokortykosteroidów jest to, iż działają bardzo szybko. - Efekt przeciwzapalny tych leków pojawia się u pacjenta z RZS najczęściej w ciągu kilku dni od włączenia tej terapii. Trzeba jednak pamiętać, że glikokortykosteoridy nie leczą choroby i nie zapobiegają uszkodzeniu stawów w przebiegu RZS. My je stosujemy tylko po to, żeby zyskać czas do momentu, gdy zaczną działać tzw. leki modyfikujące przebieg choroby - wyjaśnił reumatolog.

Leki modyfikujące przebieg choroby, takie jak metotreksat czy leflunomid, nie tylko hamują stan zapalny w stawach, ale dodatkowo mogą zapobiegać ich destrukcji i późnym zmianom stawowym, a także zajęciu narządów wewnętrznych. Dzięki tym lekom można uzyskać remisję (czyli wycofanie objawów), albo bardzo niską aktywność choroby. - To w znacznej mierze zabezpiecza pacjenta przez postępującym kalectwem, a to jest główny cel naszego leczenia - powiedział dr Wudarski. Dodał, że warunkiem uzyskania takich efektów leczenia jest wczesne rozpoznanie choroby i szybkie wdrożenie terapii.

Jego zdaniem najnowsze badanie potwierdza, że glikokortykosteroidy są nadużywane u pacjentów z RZS. Może to wynikać po części z faktu, że lekarze są niedostatecznie wyszkoleni i boją się stosować agresywną terapię z użyciem leków modyfikujących przebieg choroby. - Obecnie w leczeniu RZS przyjmuje się strategię agresywnego postępowania. Oznacza to, że leki modyfikującej przebieg choroby powinniśmy stosować już od początku w dużych dawkach, aby zahamować postęp choroby – tłumaczył dr Wudarski.

Zaznaczył, że pacjent z RZS powinien być bezwzględnie leczony przez doświadczonego reumatologa, który ma dużą wiedzę na temat najnowszych zaleceń terapeutycznych. - Problemem jest jednak to, że dostęp do tych specjalistów jest ograniczony, dlatego chorzy na RZS często nie są pod taką systematyczną opieką reumatologiczną – powiedział specjalista.

Reklama

- Nie można też zapominać, że u chorych na RZS, którzy są leczeni przewlekle steroidami, odstawienie tych leków jest już bardzo trudne. U pacjentów z tej grupy pojawia się bowiem wtórne powikłanie, określane jako niedoczynność kory nadnerczy – dodał dr Wudarski. Jak wyjaśnił, steroidy, które osoby chore przyjmują przez wiele lat, powodują, że ich własna produkcja sterydów przez korę nadnerczy spada, a nadnercza zanikają. A ponieważ steroidy są niezbędne do życia, nagłe odstawienie leków steroidowych u pacjenta, który ma wtórną niedoczynność kory nadnerczy, może potencjalnie zagrażać jego życiu, wyjaśnił ekspert.

Najnowsze badanie wykazało ponadto, że ponad 60 proc. pacjentów z RZS nie otrzymało od swojego lekarza reumatologa wyczerpujących informacji na temat choroby, schematu leczenia, jego celu oraz czasu trwania. O nowoczesnych metodach leczenia RZS, w tym o terapiach biologicznych, lekarze nie powiedzieli 49 proc. pacjentów.

- Nie informując o wszystkich możliwościach leczenia, lekarz nieświadomie narusza nie tylko ustawę o zawodach lekarza i lekarza-dentysty oraz ustawę o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, ale także kodeks etyki lekarskiej - oceniła Monika Zientek, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Młodych z Zapalnymi Chorobami Tkanki Łącznej „3majmy się razem”. Według niej - zgodnie z art. 9 ustawy o prawach pacjenta - chory ma prawo do uzyskania od lekarza przystępnej informacji o proponowanych oraz możliwych metodach diagnostycznych i leczniczych.

Z badania wynika również, że wbrew europejskim i światowym standardom bardzo niewielka grupa polskich pacjentów z RZS otrzymuje leki biologiczne - jedynie 1–2 proc. procent. Jest to bardzo mały odsetek w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Najmniejsze szanse na ten rodzaj terapii mają osoby po 50. roku życia. Co więcej, u ponad 53 proc. pacjentów, u których stosuje się leczenie biologiczne, było ono włączone za późno. Leki biologiczne wykazują dużą skuteczność w hamowaniu zmian zapalnych i destrukcji stawów. Powinny być stosowane u chorych, u których leki modyfikujące przebieg choroby nie przyniosły oczekiwanych efektów.

Reumatoidalne zapalenie stawów jest najczęstszą przewlekłą i nieuleczalną chorobą stawów o podłożu zapalnym. Jest zaliczane do chorób autoimmunologicznych, tj. takich, które rozwijają się w efekcie błędnego ataku układu odporności na tkanki własnego organizmu. Na początku procesem chorobowym objęte są najczęściej mniejsze stawy dłoni - palców, nadgarstków oraz stóp. W stadium bardziej zaawansowanym stan zapalny obejmuje większe stawy oraz narządy wewnętrzne m.in. nerki, płuca czy wątrobę.

Dzięki odpowiedniej terapii można powstrzymać postęp tej choroby. Natomiast nieleczone lub źle leczone RZS prowadzi do nieodwracalnego uszkodzenia stawów, niepełnosprawności ruchowej, inwalidztwa, a nawet przedwczesnej śmierci.

RZS jest głównie diagnozowane u osób młodych – w wieku 30-40 lat. Kobiety chorują trzy razy częściej, niż mężczyźni.