Mirosław Pocielej, jako nastolatek spadł z kolejowego słupa trakcyjnego, doznał wówczas złamania 3 kręgów piersiowych kręgosłupa, z uszkodzeniem rdzenia kręgowego i porażeniem nóg. Wśród powikłań pojawiły się zakażenia układu moczowego, a także stan zapalny stawu biodrowego, stracił też nerkę.

Reklama

Ze względu na poważny stan zapalny w stawie biodrowym w 2011 r. konieczna była amputacja lewej nogi. Kolejnym powikłaniem stały się skostnienia stawu biodrowego i kolanowego drugiej nogi, które unieruchomiły go w pozycji leżącej, nie był bowiem w stanie usiąść. W desperacji zażądał od lekarzy usunięcia drugiej nogi, by móc korzystać z wózka inwalidzkiego i dzięki temu stać się bardziej niezależnym.

- Nie mogliśmy się na to zgodzić, bo składaliśmy przysięgę Hipokratesa. Obowiązuje nas zasada: po pierwsze nie szkodzić. Zastanawialiśmy się, jak mu pomóc, w końcu uznaliśmy, że jedyne rozsądne wyjście to przeciąć te skostnienia, ale z usunięciem kawałka kości, by nie dopuścić do ponownego usztywnienia – powiedział podczas środowej konferencji prasowej w Katowicach lekarz kierujący Oddziałem Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu Górnośląskiego Centrum Medycznego prof. Damian Kusz.

- To był trudny zabieg, bo mięśnie, części śródstawowe – wszystko stanowiło jeden konglomerat, nie sposób było odróżnić struktur anatomicznych. Nie wiedzieliśmy, gdzie przesunięte są nerwy, naczynia – tłumaczył prof. Kusz.

Reklama

Pan Mirosław może teraz zginać staw biodrowy i kolano, dzięki czemu może siedzieć. Zachowanie nogi było też ważne, bo jest ona elementem równoważącym ciało osoby poruszającej się na wózku.

Lekarze musieli jednak przez 3 dni przekonywać pana Mirosława do tej metody leczenia. - To była rozmowa na argumenty. Był w zasadzie w sytuacji zero-jedynkowej, bo żaden inny szpital nie chciał się podjąć leczenia – wyjaśnił dr Piotr Wojciechowski.

Reklama

- Po prostu inaczej sobie wyobrażałem staw rzekomy. Teraz czuję się dobrze i dziękuję lekarzom, że odwiedli mnie od mojej głupiej decyzji – powiedział dziennikarzom pan Mirosław.

- Bardzo dużo czerpiemy od pana Mirka jego siły witalnej i hartu ducha. Ukończył liceum ogólnokształcące, mimo choroby pracuje. To człowiek, który chce być aktywny, chce iść dalej. Jest bardzo pozytywnym przykładem dla wielu osób, które cierpią na te same dolegliwości. Ten zabieg daje mu o wiele większą samodzielność – podkreślił prof. Kusz.