Co roku w Polsce zdarza się 86 tys. udarów mózgu, najczęściej u osób w wieku 65 lat, jedynie 5 proc. chorych to ludzie przed 45. rokiem życia. Nieco częściej udar występuje u mężczyzn.
Prof. Słowik, która jest kierownikiem Katedry i Kliniki Neurologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie zaznaczyła, że najgorzej rokuje udar krwotoczny, wywołany wylewem krwi do mózgu. W aż połowie przypadków kończy się on zgonem. Jednak ten rodzaj udaru zdarza się rzadziej, stanowi jedynie 10 proc. przypadków tego schorzenia.
Najczęściej występują udary niedokrwienne, spowodowane zakrzepem blokującym tętnice mózgowe, czego skutkiem jest niedokrwienie i obumarcie części mózgu. Na ten typ udaru przypada 90 proc. przypadków tego schorzenia, a jego śmiertelność jest nieco mniejsza i nie przekracza 20-30 proc.
- W każdym przypadku udaru decydujące znaczenie ma to, jak szybko do chorego zostanie wezwana pomoc. Każda zwłoka zmniejsza zarówno szanse przeżycia, jak i uniknięcia ciężkiej niepełnosprawności – podkreśliła prof. Słowik.
Neurolodzy mówią o tzw. oknie terapeutycznym, czyli czasie, w którym można u pacjenta zastosować leczenie zmniejszające skutki wylewu krwi do mózgu lub jego niedokrwienia. W przypadku najczęściej występującego udaru niedokrwiennego jest tylko 4,5 godziny na to, żeby podać choremu leki trombolityczne - rozpuszczające zakrzepniętą krew i przywracające jej dopływ do mózgu.
- Jeśli nie pomogą leki, chorego można jeszcze poddać trombektomii mechanicznej, czyli małoinwazyjnemu usunięciu zakrzepłej w naczyniu krwi – wyjaśniała prof. Słowik. Taki zabieg można przeprowadzić w ciągu sześciu godzin od wystąpienia pierwszych objawów udaru.
W wyjątkowych sytuacjach trombektomię mechaniczną można przeprowadzić jeszcze w siódmej godzinie - o ile część mózgu, w którym doszło do niedokrwienia, nie została jeszcze całkowicie zniszczona (wykazuje to obrazowanie mózgu z użyciem tomografii komputerowej). Przez pewien czas część neuronów, mimo niedokrwienia, nie ulega jeszcze dewastacji i takie leczenie może je uratować przed obumarciem (związane z nim zmiany są już bowiem nieodwracalne).
Prof. Słowik zaznacza, że chorego trzeba jak najszybciej przewieźć karetką lub helikopterem do jednego z tzw. oddziałów udarowych. Są one w całym kraju, w sumie - ponad 180. Specjaliści w tych ośrodkach mają największe doświadczenie w ratowaniu chorych z udarem.
Trombektomia mechaniczna wykonywana jest w 25 oddziałach udarowych. W 2016 r. radiolodzy interwencyjni wspólnie z neurologami przeprowadzili w nich 260 takich zabiegów. - Mamy nadzieję, że w następnych latach będą one coraz częściej wykonywane – powiedziała prof. Słowik. Dodała, że są one wykonywane jedynie w najcięższych przypadkach udaru niedokrwiennego. Jej zdaniem w przyszłości mogą być przeprowadzane u około 4 tys. chorych rocznie.
Pomoc trzeba jednak wezwać, jak tylko pojawią się pierwsze objawy udaru. - Błędne jest przekonanie, że świadczy o nim ból głowy. To nieprawda, ból głowy występuję jedynie w przypadku rzadziej występującego udaru krwotocznego, wtedy może być on nawet bardzo duży - podkreślała prof. Słowik.
Najczęstszymi objawami udaru są niedowłady, zwykle jednej połowy ciała albo jednej kończyny (kiedy np. choremu nagle wypada z ręki kubek z herbatą). Zdarzają się również niedowłady czterech kończyn, a chory porusza jedynie oczami. Mogą także występować zaburzenia mowy albo sytuacje, w których chory nie rozumie, co się do niego mówi.
Bywa też, że osoba dotknięta udarem nie ma niedowładów, ale nie potrafi samodzielnie zapiąć guzika i nie jest w stanie pisać, czytać ani połykać. Niektórzy pacjenci nie rozpoznają twarzy bliskich osób, mają oczopląs, a poruszają się, jakby byli pijani.
- Dla udaru charakterystyczne jest to, że wszystkie te objawy nie narastają stopniowo, lecz pojawiają się nagle - podkreśla prof. Słowik. Na skutek udaru rzadko dochodzi do utraty przytomności, a jeśli tak jest - to może świadczyć o bardzo ciężkim jego przebiegu.