Najstarszym uzasadnieniem potrzeby usunięcia napletka jest higiena intymna. Zdrowotny walor zabiegu potwierdzają współczesne autorytety medyczne. Dr Bruce Patterson z Children’s Memorial Hospital w Chicago uważa, że obrzezani mężczyźni rzadziej zapadają na kiłę i rzeżączkę, a ich partnerki sporadycznie chorują na raka szyjki macicy. Dzieje się tak dlatego, że obrzezanie zmniejsza ryzyko infekcji. W ochronie przed wirusami ważną rolę odgrywa zawarta w skórze keratyna. W napletku, który bardzo łatwo ulega rozmaitym zakażeniom, jest bardzo mało keratyny, a więc nie może on być skuteczną barierą dla wirusów. Dlatego, zdaniem Pattersona, powinien być usuwany. Na potwierdzenie swojej teorii uczony dodaje, że wśród obrzezanych mężczyzn dwukrotnie rzadziej dochodzi do zakażenia wirusem HIV.
Prawdą jest, że nieobrzezani chłopcy często miewają stulejkę. Dolegliwość polega na tym, że napletek jest za ciasny i nie zsuwa się z żołędzi. Prowadzi to do częstych zakażeń i bólu, a w skrajnych przypadkach nawet do rozwoju choroby nowotworowej penisa i jego amputacji. Coraz częściej do leczniczego obrzezania wykorzystuje się laserowy nóż chirurgiczny.
Zwolennicy zabiegu twierdzą także, że zapobiega on zakażeniom wirusem brodawki płciowej, infekcjom dróg moczowych, problemom z płodnością i nerwicom na tle seksualnym. Nieobrzezani nie odczuwają podobno pełni satysfakcji ze współżycia. Ale badania obrzezanych mężczyzn nie potwierdziły znaczącego wpływu tego zabiegu na jakość życia seksualnego. Obaliły powszechne przekonanie, że wydłuża on czas trwania stosunku i opóźnia wytrysk nasienia.