Do przychodni w Sztokholmie zgłosiła się niedawno młoda pacjentka, która rozchorowała się w czasie pobytu w Demokratycznej Republice Konga. Lekarz podejrzewał malarię. Zatelefonował więc do szpitala zakaźnego, prosząc o konsultację. W rozmowie z pielęgniarką pojawiła się sugestia, że kobieta może być zarażona wirusem ebola.
Pielęgniarka zawiesiła na chwile połączenie, zwracając się do kogoś ze swego szpitala o dodatkowe informacje na temat tej choroby. Zdenerwowany lekarz uznał, że rozmowa została przerwana celowo i również się rozłączył. A chorej polecił, by natychmiast jechała taksówką do szpitala zakaźnego. Dzień później, już po badaniach, wykluczono zarażenie ebolą.
Lekarz z przychodni tłumaczy swoje postępowanie brakiem informacji o tym, jak postępować z pacjentami mogącymi być zakażonymi tym groźnym wirusem. Okazuje się, że taka instrukcja nie dotarła też do niektórych załóg sztokholmskich karetek pogotowia. Dlatego zdarzają się odmowy wyjazdów ambulansów do chorych, u których podejrzewa się zakażenie ebolą.
CZYTAJ TAKŻE: Szantażyści grożą rozpyleniem wirusa ebola w Czechach>>>