Jeszcze do wczoraj brytyjski rząd sprzeciwiał się wprowadzeniu kontroli granicznych, argumentując, że podróżni z Zachodniej Afryki są poddawani badaniom już przy wyjeździe. Rząd uległ jednak presji społecznej i oddelegował dziś ministra samorządu lokalnego, aby wyjaśnił tę woltę: - Przyjęliśmy radę naszego naczelnego lekarza, która uległa zmianie, ale chcę stanowczo podkreślić, że nie oznacza to zwiększonego ryzyka. Uznaliśmy tylko, że wprowadzenie kontroli na terenie kraju będzie dodatkowym środkiem ostrożności - powiedział.
Jednym z argumentów za wybiórczą kontrolą podróżnych jest fakt, że Londyn jest jednym z największych na świecie węzłów tranzytowych. Tylko przez Heathrow przemieszcza się prawie 100 tysięcy pasażerów dziennie. Ale wywiady i pomiary temperatury podróżnych to jednak mało miarodajne zabezpieczenie. - Ludzie mogą przekraczać granice w stadium inkubacji - zarażeni, ale nie wykazujący oznak choroby - powiedział BBC profesor David Heymann z londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej.