Dodatkowo piątek będzie dniem wolnym od pracy - w tym czasie w miejscach publicznych przeprowadzona zostanie dezynfekcja. Decyzje ogłosił prezydent Liberii Ellen Johnson Sirleaf w transmitowanym przez telewizję przemówieniu do narodu. Wcześniej zamknięto też większość przejść granicznych.
Władze Liberii chcą przeznaczyć 5 milionów dolarów na walkę z wirusem w regionie. W kraju odnotowano 129 z 672 ofiar śmiertelnych Eboli. W sumie w regionie od początku roku zakażeniu uległo 1200 osób.
Z kolei Korpus Pokoju, amerykańska organizacja rządowa, ogłosiła, że czasowo wycofa swoich wolontariuszy z krajów, w których rozprzestrzenia się wirus. Obecnie to 340 osób.
Światowa Organizacja Zdrowia alarmuje, że sytuacja w krajach zachodniej Afryki jest dramatyczna. Służby medyczne w Gwinei, Sierra Leone i Liberii zmagają się z wieloma problemami walcząc z rekordowo groźną epidemią.
W Sierra Leone strajkowały pielęgniarki domagając się podwyżki. Twierdziły, że mają więcej pracy w związku z opieką nad pacjentami z Ebolą. Niektóre nie przyszły do pracy w obawie przed infekcją. Wirus obecny jest też w Gwinei i Sierra Leone; epidemii obawiają się też mieszkańcy Nigerii.
Wirus Ebola wywołuje gorączkę krwotoczną - ciężką w przebiegu chorobę zakaźną o wysokiej śmiertelności. Okres inkubacji wynosi od 8 do 10 dni. Po wysokiej gorączce występują wymioty, biegunka, dochodzi też do krwawień wewnętrznych i zewnętrznych oraz ogólnego wyniszczenia organizmu.
Zdrowie dziennik.pl na Facebooku: polub i bądź na bieżąco >>>