W tym świetle kluczowego znaczenia nabiera rola etykiety na produkcie. Tymczasem, jak pokazują badania, jedynie co piąty Polak czyta tego rodzaju informacje. O wyborze nadal jeszcze decyduje przede wszystkim cena. A ta, jak się okazuje, bywa najgorszym doradcą.

Reklama

Kupując produkty spożywcze w sklepach detalicznych czy supermarketach można podejrzewać, że ma się do czynienia z żywnością, która spełnia wysokie standardy bezpieczeństwa. W potocznej świadomości funkcjonuje tez przekonanie, że jest w całości przebadana, co pozwala uniknąć niekorzystnego wpływu na zdrowie. Prawda okazuje się być jednak nieco inna. - Nie wszystkie nowe produkty wprowadzane do obrotu muszą być zgłaszane do Głównego Inspektora Sanitarnego. Nie funkcjonuje też rejestr polskiej żywności z wyłączeniem kilku kategorii podanych w Rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1333/2008 z dnia 16 grudnia 2008 r. w sprawie dodatków do żywności - mówi Michalina Szestowicka technolog żywności, odpowiadająca za redakcję naukową aplikacji e-food. – Obowiązkowi powiadomienia o pierwszym wprowadzeniu do obrotu podlegają jedynie: preparaty do początkowego żywienia niemowląt, środki spożywcze specjalnego przeznaczenia żywieniowego, suplementy diety i środki spożywcze, do których dodawane są witaminy, lub składniki mineralne – dodaje.

Co istotne - nie ma też odgórnych wymogów jakościowych np. dla przetworów mięsnych, warzywnych, niektórych owocowych, napojów bezalkoholowych czy pieczywa. Nierzadko normy ustala tu sam producent. Nie dziwi więc, że we własnym interesie konsument powinien czytać etykiety. Zawartość części produktów spożywczych nie jest określona przepisami, czy chociażby wymaganiami. Ich skład nie jest regulowany, więc, jeśli nie zawierają niedopuszczonych środków, to inspekcja może tylko sprawdzić, czy są zgodne z deklaracją producenta. - Kontrola takich towarów sprowadza się właściwie do weryfikacji prawidłowego oznakowania składu na etykiecie – komentuje Michalina Szestowicka. Warto wspomnieć, że, aby żywność była bardziej trwała i mogła długo leżeć na sklepowych półkach, dodaje się do niej dużo dodatków syntetycznych, takich jak, konserwanty, barwniki czy utrwalacze. Osobnym tematem pozostaje fakt, że nierzadko deklarowane składniki są fałszowane, np. podmieniane na tańsze.

Analizę polskiego rynku spożywczego utrudniają też inne czynniki. Trudne do ustalenia bywa, co tak naprawdę nie służy zdrowiu. – Obecnie EFSA przeprowadza ponowną ocenę szkodliwości wszystkich dodatków do żywności. Nawet jednak w najnowszych badaniach nie da się jednoznacznie potwierdzić czy coś jest szkodliwe czy nie. Koncerny produkujące żywność zawsze znajdą dogodne dla siebie badania. Wiele z nich jest też manipulowanych, co wychodzi nierzadko dopiero po latach – komentuje Michalina Szestowicka. Ważne, by z szeregu nazw chemicznych bądź skrótów wyselekcjonować to, co może być szkodliwe dla organizmu. Jest to o tyle trudne, że producenci, zdając sobie sprawę z, niekoniecznie zasłużonej, złej sławy, jaką cieszy się symbol „E”, używają coraz częściej pełnych nazw dodawanych substancji chemicznych. - To wszystko może wywoływać zagubienie konsumenta. Dlatego, w oparciu o najnowsze badania, stworzyliśmy funkcjonalne narzędzie, którego zadaniem jest błyskawiczne rozpoznanie ewentualnych zagrożeń, płynących ze spożycia danej substancji – mówi Michalina Szestowicka. – Aplikacja e-food, umożliwia szczegółową analizę zawartości produktów spożywczych. Aby uniknąć wybiegów producentów, możliwe jest odczytanie zarówno symboli ukrytych pod nazwą „E”, jak i zidentyfikowanie pełnych nazw deklarowanych substancji chemicznych – dodaje.

Reklama

Wobec nieszczelności polskiego systemu, krajowy konsument nie może liczyć nawet na ochronę unijnych przepisów. Nie doprecyzowują one, jak system kontroli żywności ma dokładnie wyglądać... Interwencje Wojewódzkiej Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych przeprowadzane są m. in. w oparciu informacje otrzymywane od innych jednostek kontrolnych, wyniki poprzedniej weryfikacji czy doniesienia medialne. Nierzadko ich przyczyną są... skargi samych klientów. To sprawia, że częstotliwość kontroli w każdym przedsiębiorstwie jest różna. Może więc, zamiast redukować ewentualne skutki zdrowotne, warto wcześniej zastanowić się nad tym, co jemy, zwłaszcza jeśli jest to produkt, który często trafia do koszyka.