Jaka jest w końcu dziura w tegorocznym budżecie NFZ – 800 mln zł, czy jak Pani twierdzi o 300 mln zł mniejsza?
Mamy trochę niższy spływ składek, niż zakładano to w ubiegłym roku. Na razie jest to dokładnie 540 mln zł. Nie nazywałabym jednak tej sytuacji dziurą.
Ale biorąc pod uwagę ostatnie dane dotyczące stopy bezrobocia, to założenie, że w kolejnych miesiącach spływ składek może być lepszy, może okazać się również fałszywe?
My również nie jesteśmy nadmiernymi optymistami. Czerwiec był jednak nieco lepszy, jeżeli chodzi o spływ składki, niż poprzednie cztery miesiące. Styczeń, przypomnę, w ogóle był bardzo dobry.
Być może to efekt wzrostu zatrudnienia sezonowego.
Nie przesadzałabym z efektem zatrudnienia sezonowego. Co do zabezpieczenia finansów NFZ mamy bufor bezpieczeństwa w postaci 600 mln zł rezerwy ogólnej. Do tego fundusz zapasowy, na którym również mamy kwotę ponad 600 mln zł.
Czy pieniądze z rezerwy ogólnej zostaną uruchomione?
Na razie nie ma takiej potrzeby. Przyglądamy się sytuacji i temu, ile pieniędzy do funduszu będzie trafiać w najbliższym okresie.
A jaki jest poziom, przy którym pieniądze z tej dodatkowej puli zostaną uruchomione?
Mamy stabilną sytuację w NFZ i nie musimy wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
A o ile mogą być zmniejszone przychody NFZ na koniec tego roku, skoro już jest to 540 mln zł?
Jeżeli obecna tendencja się utrzyma, to może to być miliard złotych. Ale to jest scenariusz pesymistyczny. Zakładam, że sytuacja w drugim półroczu się poprawi.
A jeżeli nie?
Dlatego, żeby nie pogarszać sytuacji, nie decydujemy się na żadne dodatkowe działania, na które w normalnych warunkach, czyli w sytuacji spływu składek na zakładanym poziomie, moglibyśmy sobie pozwolić, np. na większe wydatki związane ze strukturą teleinformatyczną.
Czy NFZ oszczędza na świadczeniach i z opóźnieniem płaci świadczeniodawcom za zrealizowane świadczenia?
Fundusz jest solidnym i terminowym płatnikiem. Nie jest tak, że skoro spływ składki jest o pół miliarda złotych mniejszy, to Fundusz komuś nie zapłaci za wykonane świadczenia. Wszystkie zobowiązania Funduszu są regulowane terminowo.
Czyli na razie NFZ nie planuje żadnych zmian w tegorocznym planie finansowym. Obserwujecie rozwój sytuacji.
Są tylko drobne zmiany w oddziałach wojewódzkich dotyczące przesunięcia środków z jednego zakresu na inny.
No tak, ale to przesunięcie odbywa się w ramach pieniędzy, którymi dany oddział funduszu już dysponuje. A ja pytam o dodatkowe środki.
Już wcześniej o nich mówiłam. Jest rezerwa ustawowa w wysokości 600 mln zł i w podobnej wysokości fundusz zapasowy. Ale na razie nie ma potrzeby ich uruchamiania.
Czyli zaciągnięcie kredytu przez NFZ nie jest planowane?
Nie ma obecnie takiej potrzeby.
Posłowie opozycji twierdzą, że w tym roku sytuacja NFZ jest już trudna, ale w przyszłym, to będzie prawdziwe zaciskanie pasa. I oceniają przyszłoroczny plan finansowy funduszu, jako kryzysowy. Zgadza się pani z tym?
Takie stwierdzenia wynikają raczej z braku zrozumienia tego, że podczas prac nad planem nie bazujemy na tych samych wskaźnikach, które były brane pod uwagę rok wcześniej. Tegoroczny plan NFZ, który opiera się na danych z połowy 2011 roku, jest przeszacowany, bo wzięto pod uwagę zbyt optymistyczne wskaźniki. Dlatego też plan NFZ na 2013 rok nazwałabym realistycznym, a nie kryzysowym.
Ale wiadomo, że świadczeniodawcy uważają, że co roku ich kontrakty z NFZ powinny rosnąć. W przyszłym roku tak nie będzie. Spodziewa się Pani ciężkich negocjacji ze szpitalami i lekarzami, chociażby przyszłorocznych kontraktów?
Przez kilka ostatnich lat był realny wzrost wartości wydatków na świadczenia z NFZ. Budżet na 2013 rok również jest zgodny z tą zasadą. Kontrakty w przyszłym roku powinny być porównywalne do tegorocznych. Są też zakresy ze wzrostem nakładów wyższym od przeciętnego – ambulatoryjna opieka specjalistyczna, rehabilitacja, opieka paliatywna, specjalistyka.
Czyli świadczeniodawcy nie mogą liczyć na wyższe umowy?
Nigdy nie było tak, że kontrakty każdego świadczeniodawcy rosły każdego roku. Umowy są podpisywane np. na trzy lata i bardzo często ich wartość jest niezmieniona.
Jest Pani gotowa na otwarty konflikt ze środowiskiem świadczeniodawców?
Nie widzę specjalnego pola do konfliktu, skoro w ciągu ostatnich kilku latach nakłady na szpitalnictwo wzrosły o 100 proc. W takiej sytuacji nawet średnio zarządzany szpital powinien sobie radzić finansowo. Liczę więc tutaj na konstruktywną współpracę.
Ale sobie nie radzą. Proszę również zapytać przeciętnego Kowalskiego, czy w tym czasie dostęp do świadczeń poprawił się.
Ale to zależy, gdzie go Panie zapytają. Proszę pojechać do innych regionów Polski i odpowiedź może być całkiem inna. Z jednego szpitala lub lekarza pacjent jest zadowolony, a z innego nie.
Rozumiem, że na razie NFZ nie ma również pieniędzy, żeby zapłacić za nadwykonania z ubiegłych lat?
Na razie takiej możliwości nie ma. Problem istnieje od wielu lat i wynika z zapisów ustawowych.
Ale są takie oddziały, które z roku na rok je wykazują. Sama miała Pani w swoim szpitalu też nadwykonania.
Część nadwykonań jest trudna do uniknięcia, np. w intensywnej terapii, onkologii dziecięcej. Ale są takie dziedziny, np. ortopedia, gdzie liczba świadczeń wykonywanych ponad limit świadczy o braku rzeczywistego planowania przez szefów oddziałów. Muszą się oni liczyć z tym, że nadwykonania to są zobowiązania pozaumowne. Jest też problem w ocenie, co jest procedurą ratującą życie, którą trzeba było wykonać, mimo wyczerpania kontraktu, a co nią nie jest. Z orzeczeń wynika, że nawet 80 proc. spraw o nadwykonania, które trafiają do sądów, są rozstrzygane na korzyść NFZ.
Ale czy można ten problem rozwiązać?
W tej chwili analizujemy dane z oddziałów Funduszu. Jeden z oddziałów np. pogrupował świadczenia na trzy grupy - pierwsza, gdzie uznano, że nadwykonania są uzasadnione i zwiększono kontrakty do ich poziomów, w drugiej grupie wartość umów została podniesiona o pewien procent. Przy trzeciej uznano nadwykonania za nieuzasadnione.
Kiedy była Pani wiceministrem zdrowia mówiła Pani, że należy zmienić zasadę, że to NFZ wycenia świadczenia.
I nadal tak uważam. Wycena powinna być dokonywana poza Funduszem. Ważne bowiem jest to, aby ten, kto jest płatnikiem, nie ustalał ceny procedur. Ale dokonanie takiej wyceny to nie jest taka prosta sprawa. Planujemy na razie zmiany w tym zakresie w ramach istniejącego systemu. Do NFZ można wysłać wniosek o zmianę wyceny opartą na bardzo rzetelnym pokazaniu swoich kosztów.
Czy zmienione zostaną wyceny niektórych świadczeń?
Niektóre tak. Część bowiem jest przeszacowana, inne są niedoszacowane i − w ramach tego samego budżetu − będzie można zastanowić się nad ponowną ich wyceną. Obecnie zwróciła się do nas grupa świadczeniodawców, która złożyła wniosek o zwiększenie ceny świadczeń z jednego zakresu. Abyśmy się na to zgodzili, muszą przedstawić przynajmniej 300 przypadków z różnych ośrodków, w których będzie widać, że koszty przekraczają aktualną wycenę. I taki wniosek może być podstawą do rozmowy.
Czy te zmiany mogą dotyczyć już przyszłorocznego kontraktowania?
Mam nadzieję, że tak.
A szpitale mogą liczyć na podniesienie wyceny punktu?
Nie sądzę, żeby to było możliwe.
Kiedy była Pani dyrektorem szpitala, sama Pani uważała, że te szpitale, które mają certyfikaty poświadczające wysoki standard placówki, powinny być lepiej wyceniane? Co Pani teraz zrobi w tym zakresie?
Placówka, która stawia na wysoki standard, dzięki czemu pacjenci mają zarówno bardzo wysoki poziom udzielanych świadczeń, jak i lepsze warunki pobytu w szpitalu, rzeczywiście, nie otrzymuje większych pieniędzy z NFZ. A wiadomo, że zapewnienie lepszego standardu kosztuje. Dlatego powinno to potem znajdować odzwierciedlenie w wycenie. Ponieważ nie możemy zwiększać wyceny za zabiegi, to powinniśmy wprowadzić zasadę, że placówki z certyfikatem dostają więcej tzw. punktów medycznych za poszczególne procedury. Resort zdrowia już zrobił pierwszy krok − w ustawie o działalności leczniczej – i takie placówki mogą płacić niższą kwotę ubezpieczenia. To jest rozsądne, bo ze względu na lepszą jakość jest mniejsze zagrożenie zakażeń czy innych powikłań i błędów. Obecnie możemy takie podmioty promować poprzez wyższą ocenę złożonej oferty.
Była Pani dyrektorem placówki medycznej, teraz jest szefem instytucji, na którą szpitale i lekarze bardzo narzekają. Czy było coś, co Panią denerwowało w stosunkach w NFZ i teraz chce to Pani zmienić?
Zarówno zarządzenie szpitalem, jak i Funduszem jest tak naprawdę ulepszaniem tego samego systemu. Zakres działań jest podobny − praca nad racjonalnym, celowym podziałem kosztów i tworzeniem sprawnego organizmu.
Czy Pani obecność tutaj jest gwarantem, że nastąpił koniec konfliktów na linii fundusz- resort zdrowia?
Mam taką nadzieję. Na pewno pierwszą zmianą jest to, że odbywają się robocze spotkania dotyczące rozporządzeń i planowanych zmian, dzięki czemu i my się możemy do nich ustosunkować, a następnie wspólnie wypracować dobre rozwiązania.