Największy i najbardziej niepokojący wzrost zakażeń odnotowano we Francji. Od stycznia do marca 2011 r. zarejestrowano tam 4 937 przypadków odry. To znacznie więcej niż w przed rokiem, gdy liczba wszystkich zachorowań przekroczyła 5 tys. Więcej zachorowań jest też w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii, Norwegii oraz w Rumunii, Rosji i Szwajcarii.

Reklama

W 2010 r. w całej Europie było 6,5 tys. infekcji. Wcześniej rejestrowano jedynie pojedyncze przypadki odry.

"W Polsce na razie nie ma tak dużego wzrostu zachorowań. W 2010 r. było jedynie kilkadziesiąt przypadków odry, ale to też jest niepokojące" - powiedział PAP dr Paweł Grzesiowski z Instytutu Profilaktyki Zakażeń w Warszawie, członek zarządu Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.

W naszym kraju nie było dużego spadku szczepień przeciwko odrze. Przeciw tej chorobie zaszczepionych jest ponad 95 proc. populacji dzieci i młodzieży. Wyjątkiem są regiony na południu i wschodzie Polski, gdzie odporność ma 92 proc. społeczeństwa. "Dla całego kraju nie ma to jednak aż tak istotnego znaczenia, gdyż nadal mała jest u nas grupa osób, która może być wrażliwa na to zakażenie, bo nie została zaszczepiona" - podkreślił Grzesiowski.

Reklama

Odra jest wysoce zaraźliwą chorobą wieku dziecięcego. Szerzy się drogą kropelkową, głównie w tym miejscach, gdzie jest dostatecznie duża grupa osób niezaszczepionych lub tych, które utraciły już odporność. Powstają wtedy tzw. miniepidemie, które wybuchają najczęściej w tych krajach, gdzie poziom tzw. wyszczepienia ludności spada poniżej 90 proc. W niektórych regionach Wielkiej Brytanii przed ponad 10 laty była zaszczepiona jedynie połowa populacji. Powodem były histeria części ludności wywołana nieuzasadnionymi podejrzeniami, że szczepionki trójskładnikowe przeciwko odrze, różyczce i śwince mogą wywoływać u dzieci autyzm.

"Japonia długo nie szczepiła dzieci przeciwko różyczce, odrze i śwince, ale liczba dzieci autystycznych była tam nie mniejsza niż w krajach, gdzie podawano taki preparat" - stwierdził dr Grzesiowski. Jego zdaniem, znacznie bardziej niebezpieczne jest zaprzestanie, czy choćby ograniczenie szczepień, o czym przekonują najnowsze doniesienia WHO.



Reklama

"W środowisku jest mnóstwo bakterii i wirusów, które tylko czekają na okazję, by zebrać swoje żniwo" - podkreśla Grzesiowski. Dodaje, że jeśli w pierwszym roku mamy 5 tys. niezaszczepionych dzieci, i tyle samo w drugim i trzecim, to w ciągu trzech lat będzie już 15 tys. osób podatnych na chorobę. Gdy te dzieci zachorują, to zakażą inne, które nie zostały jeszcze zaszczepione, są w trakcie szczepień albo nie mogą być zaszczepione z powodów medycznych. I wtedy powstają tzw. epidemie wyrównawcze.

Osoby, które nie były szczepione, przenoszą zakażenie do innych krajów. Odra z Europy prawdopodobnie została zawleczona do USA, gdzie nastąpił największy w ostatnich 10 latach wzrost zachorowań. Od początku 2011 r. zarejestrowano 89 przypadków tych infekcji, podczas gdy w poprzednich latach średnio było 50 zachorowań w okresie całego roku.

"Możliwy jest też taki scenariusz, że Polacy, którzy nie są odporni na odrę, zakażą się podczas wyjazdu za granicę" - powiedział lekarz. Dotyczy to szczególnie tych krajów, gdzie ostatnio pojawiły się miniepidemie tej choroby. A należą do nich rejony często odwiedzane w sezonie letnim przez turystów, takie jak Andaluzja, Grenada i Macedonia.

Okres inkubacji odry trwa zwykle od 9 do 14 dni, a chory zakaża inne osoby zanim jeszcze pojawią się pierwsze objawy choroby, takie jak ostry ból gardła nieżyt nosa i spojówek, suchy kaszel oraz stan zapalny górnych dróg oddechowych. Najpoważniejsze powikłania to zapalenie mózgu oraz bakteryjne zapalenie płuc.