Prof. Maria Siemionow, absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, a od lat pracująca w USA, wraz z zespołem przeprowadziła w 2008 r. pierwszy w Stanach przeszczep twarzy. Po wielu latach badań polska uczona w znacznym stopniu przyczyniła się do opracowania logistyki tego typu skomplikowanych przeszczepów.
Przygotowania do pierwszej w USA operacji przeszczepienia twarzy, którą prof. Siemionow wraz ze swym zespołem przeprowadziła w grudniu 2008 r., trwały prawie 20 lat.
"Zaczęliśmy od eksperymentów na szczurach, dopiero potem przeprowadzaliśmy pierwsze próby na twarzach osób zmarłych" - powiedziała prof. Siemionow. Były to jedynie transplantacje samej skóry, bez mięśni i kości twarzo-czaszki. "W latach 2000-2008 przeprowadziliśmy 40 takich zabiegów na zwłokach" - dodała.
"Staraliśmy się sprawdzić wszystkie możliwe warianty i dylematy związane z przeszczepami twarzy, bo nikt tego wcześniej nie robił - podkreślała prof. Siemionow. - Trzeba było np. rozważyć co można zrobić, gdy dojdzie do odrzucenia przeszczepu. Francuscy specjaliści, którzy pierwsi przeprowadzili taką transplantację, w tamtym okresie byli przygotowani do operacji jedynie pod względem technicznym".
Prof. Siemionow twierdzi, że w najdrobniejszych szczegółach rozważano jakie osoby najbardziej nadają się do przeszczepów twarzy i jakie mogą być konsekwencje operacji. Już w 2004 r., na 4 lata przed transplantacją, wraz ze swym zespołem wystąpiła do komisji bioetycznej Cleveland Clinic o wszystkie niezbędne zezwolenia na przeszczep.
"Przez pierwszy rok po złożeniu wniosków spotykaliśmy się z członkami komisji co tydzień. Musieliśmy wyjaśnić, że dla niektórych osób ze zdeformowanymi twarzami nie ma innej możliwości jak przeszczep. Przekonywaliśmy, że z żadnego miejsca ciała nie można pobrać tak dużego fragmentu skóry, by pokrył całą twarz. Że nie ma innej możliwości zrekonstruowania m.in. ust i powiek" - mówiła.
Prof. Siemionow powiedziała, że nikogo nie zachęcano, a tym bardziej nie namawiano do tego, by poddał się przeszczepowi twarzy. Pacjenci sami się zgłaszali. Nie brano pod uwagą kandydatów spoza Cleveland Clinic.
"Nie uczestniczyliśmy też w poszukiwaniach potencjalnego dawcy. Tego nam nie wolno. Zajmowali się tym koordynatorzy przeszczepów" - mówiła.
Koordynatorzy rozmawiali z rodziną kobiety, która była dawcą do przeszczepu twarzy, jaki przeprowadzono w 2008 r. u 46-letniej wtedy Connie Culp. "Pytano nie tylko o to, czy za życia wyraziła ona zgodę na pobranie narządów, ale również o to, co sądzi o tym jej najbliższa rodzina - powiedziała prof. Siemionow.
Potrzebna była zgada nie tylko na pobranie narządów, ale i tkanek. Osobna rozmowa dotyczyła tego, czy rodzina zgadza się na pobranie twarzy do przeszczepu.
Pobieranie twarzy do przeszczepu trwało ponad 9 godzin. Od tego samego dawcy pobrano też nerki i wątrobę.
Operacja przeszczepu twarzy trwała 22 godziny. Przeprowadzało ją 8 chirurgów plastycznych, którym przewodziła prof. Siemionow, 2 transplantologów, 4 anestezjologów oraz 30 innych lekarzy i pielęgniarek.
"Kiedy podłączyliśmy już wszystkie żyły i tętnice, a po 45 minutach zobaczyliśmy jak przeszczepiona biała twarz robi się różowa, bo zaczęła dopływać do niej krew, odetchnęliśmy z ulgą" - wspominała prof. Siemionow.
Operowana Connie Culp pierwsze oznaki czucia na obrzeżach przeszczepionej twarzy miała po 3 miesiącach od zabiegu. Po upływie 6 miesięcy czuła większość powierzchni nowej twarzy, a po roku - w całej twarzy.
"Po ponad dwóch latach od operacji Connie odzyskała twarz i powróciła do normalnego życia społecznego. Potrafi mówić, pić, jeść, można nawet powiedzieć, że jest szczęśliwa - stwierdziła prof. Siemionow. Na razie nie widać żadnej reakcji odrzutu przeszczepu.
Connie Culp wygląda normalnie. Na zdjęciach zaprezentowanych podczas wykładu ledwie widoczne są ślady po przeszczepie. Connie uśmiecha się, jakby zapomniała o swej poprzednio zdeformowanej twarzy.