Paralia Kokkini, czyli czerwona plaża na Santorini, to jedna z najbardziej zachwycających miejsc na greckich wyspach. Dochodzi się do niej stromą skalistą trasą. Wyłania się powoli - czerwony klif, czerwony piasek, czerwone kamyczki, w końcu lazurowe morze z czerwonymi skałkami oświetlone południowym słońcem.

Reklama

Czasami piękna nie powinno się oglądać ze zbyt bliska. Powinnam zostać tam na górze. Ale nie zostałam. Rozłożyłam kocyk na drobnym żwirku i siebie na kocyku, leżę i się zachwycam, grzebiąc ręka w kamyczkach. I nagle szok, skandal, niedowierzanie. Mniej więcej co drugi kamyczek nie był kamyczkiem w innym jaśniejszym odcieniu, tylko zwyczajnym filtrem skiepowanego papierosa. Słowo. Zwiałam, ale w mojej pamięci zamiast pięknego widoku, została pierwsza plaża na świecie usypana z petów.

Przeczytałam swoje wcześniejsze wpisy. I coś zrozumiałam. Właściwie w każdym do tej pory opisywałam Wam, jakie palenie jest fajne (chyba ten pierwszy taki nie jest). W moim mózgu papierosy wciąż kojarzą się z przyjemnością, relaksem, wakacjami, podróżami, spotkaniami z przyjaciółmi. Nie ze śmierdzącymi ciuchami i skórą, i wyziewami z paszczy zabijanych górą miętowych gum, nie wspominając o drobnej fortunie, którą rocznie puszczam z dymem. W końcu znaczna część Polaków za 13,80 zł, a tyle kosztują moje papierosy, jest w stanie wyżywić się cały dzień.

Na razie nie wygrałam z nałogiem. Jak kleję plasterki, jest OK, ale jak zdejmę, chce mi się palić. Zdejmuję, bo mi skóra czerwienieje pod nimi i jak trzymam dłużej, to lekko piecze. Z drugiej strony jak piecze, to wiem, że mi nie wolno zapalić.

W każdym razie żadna wina plasterków. One działają, mi chyba jeszcze brak 100 proc. motywacji. Zobaczymy. Na razie się nie poddam.

>>> Przeczytaj poprzedni wpis >>>