Od grudnia lekarze mierzą się ze znacznie większą niż w ostatnich latach liczbą zachorowań na grypę, jak również ze wzrostem infekcji RSV u dzieci, a dodatkowo nadal trwa pandemia COVID-19. Przepełnione są nie tylko oddziały szpitalne, ale i przychodnie, co skutkuje dużymi trudnościami z uzyskaniem porady lekarskiej zarówno stacjonarnie, jak i przez telefon, a w efekcie problemami z uzyskaniem zwolnienia lekarskiego.
Stąd pojawił się pomysł zwolnienia lekarskiego pobieranego przez pracownika na żądanie. Propozycję L4 na żądanie, a konkretnie – raz w roku trzech, czterech dni zwolnienia lekarskiego bez konieczności wizyty u lekarza, przedstawił Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
L4 bez wizyty u lekarza?
Zwolnienie lekarskie na żądanie mogłoby sprawdzić się w sytuacji, kiedy mamy wyraźne objawy przeziębienia albo problemy gastryczne wynikające ze złej diety i potrzebujemy dnia wolnego od pracy. W przypadkach takiej krótkotrwałej niedyspozycji w zasadzie możemy obyć się bez konsultacji lekarskiej i zastosować domowe metody leczenia. L4 na żądanie zdecydowanie odciążyłoby system opieki medycznej.
Jeśli pracownik mógłby sam sobie wystawić zwolnienie lekarskie, nie byłoby konieczności wizyty w POZ czy na SOR-ze ani konieczności odbycia teleporady, co obecnie jest rzeczywiście utrudnione. Już sama grypa bije rekordy zakażeń. Od 1 do 22 grudnia zanotowano w Polsce ponad 750 tys. przypadków grypy i jej podejrzeń oraz wystawiono z tego powodu ponad 4,5 tys. skierowań do szpitala. Z danych ZUS wynika, że w listopadzie aż 1,8 mln, zaś w grudniu 2,18 mln pracowników wzięło zwolnienie lekarskie z powodu infekcji swojej lub dziecka. Lekarze przestrzegają, że może być jeszcze gorzej, bo wirusy grypy i RSV oraz koronawirusy nie odpuszczają, sezon na zachorowania w pełni.
Oczywiście, pracownik na zwolnieniu lekarskim wziętym na żądanie podlegałby kontroli. Pracodawca mógłby zgłosić przypadek pracownika na zwolnieniu lekarskim do ZUS.
Zwolnienie lekarskie na żądanie vs urlop na żądanie
Przeciwnicy pomysłu twierdzą, że zwolnienie na żądanie to byłyby dodatkowy urlop i byłoby coraz więcej Polaków na L4. Według nich L4 na żądanie mogłoby być nadużywane. Ale takie głosy pojawiły się już wcześniej w kontekście zwolnień lekarskich uzyskiwanych po teleporadzie – zwolnień lekarskich w 5 minut bez konieczności wyjścia z domu i poddania się badaniu lekarskiemu. Teleporady pojawiły i rozpowszechniły się w pandemii i w niektórych placówkach stanowiły nawet 90 proc. usług medycznych. W trakcie teleporady lekarz lub lekarz dentysta mógł wystawić L4.
Pojawiają się też opinie, że zwolnienie na żądanie nie jest potrzebne, skoro mamy możliwość wzięcia urlopu na żądanie. Ale zwolnienie lekarskie i urlop to przecież co innego i główna różnica dotyczy tego, kto płaci pracownikowi, gdy on choruje. Podczas urlopu pracownikowi przysługuje 100 proc. wynagrodzenia płaconego przez pracodawcę, zaś w przypadku zwolnienia lekarskiego przysługuje pracownikowi tzw. wynagrodzenie chorobowe (80 proc. wynagrodzenia), a pracodawca płaci co do zasady za pierwsze 33 dni zwolnienia lekarskiego w roku, a następnie zasiłek chorobowy płaci ZUS.