Wystarczy, że wychowanek młodzieżowego ośrodka wychowawczego (MOW) ucieka z niego albo zacznie się okaleczać, a zostaje przewieziony do najbliższego szpitala psychiatrycznego na oddział zamknięty. Ten sam los spotyka często skazanych przez sądy rodzinne np. za agresywne zachowania lub łamanie prawa. Zdarza się, że do szpitala trafiają też dzieci z zespołem Aspergera, z którymi opiekunowie nie dawali sobie rady.
Z pisma, które rzecznik praw pacjenta Krystyna Kozłowska wysłała do minister edukacji narodowej Joanny Kluzik-Rostkowskiej, wynika, że takich przypadków przybywa szczególnie w ferie i wakacje. W czasie kiedy trudnymi dziećmi nie ma się kto zajmować, bo opiekunowie chcą spędzić czas z rodziną na urlopie.
Tak było w zamkniętym dwa lata temu oddziale dziecięcym w szpitalu psychiatrycznym w Radomiu – jak przyznaje jeden z psychiatrów, który kontrolował placówkę, większość małych pacjentów mogłaby leczyć się ambulatoryjnie. Jak dowiedział się DGP, w jednym z innych działających oddziałów na południu Polski problem dotyczy aż 93 proc. pacjentów.
Eksperci podkreślają, że w wielu przypadkach wystarczyłaby opieka na miejscu lub w poradniach dziennych. Tych jednak brakuje. Przyznają to szefowie ośrodków wychowawczych.
– Dyrektorzy skarżyli się, że nie mają dostępu do pomocy psychiatrycznej na miejscu. A im samym, bez specjalistów, trudno poradzić sobie z wychowankami, którzy mają zaburzenia zachowania. Tymczasem takich dzieci przybywa – mówi Michał Szwast z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która w tym roku kontrolowała sytuację w tych placówkach.
Według fundacji
MEN powinno nałożyć na podległe mu ośrodki obowiązek zatrudniania psychiatrów, przynajmniej na część etatu. Obecnie takiego wymogu nie ma. Również
rzecznik praw pacjenta apeluje, by MEN jak najszybciej załatwiło dzieciom z
MOW dostęp do opieki psychiatrycznej w trybie ambulatoryjnym.
630 tys. to liczba dzieci, które według Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego mogą mieć problemy psychiczne