Choroby kardiologiczne są ściśle związane z wiekiem i coraz częściej są przyczyną śmierci. W 2017 r. w Polsce padł niechlubny rekord liczby zgonów: zmarło ponad 403 tys. osób, o 15 tys. więcej niż rok wcześniej. Za ponad 180 tys. zgonów odpowiadały właśnie choroby układu krążenia. W 60 tys. przypadków powodem była niewydolność serca, co stanowiło 30 proc. zgonów z powodu chorób sercowo-naczyniowych.
Problem narasta
W Polsce niewydolność serca dotyczy ok. 600–700 tys. osób. Jest jedyną jednostką chorobową układu sercowo-naczyniowego o wciąż wzrastającej częstości zachorowań. Polacy chorujący na nią są młodsi od Europejczyków z tą samą chorobą, przebieg jest u nich cięższy i są mniej samodzielni. Niewydolność serca odpowiada za ponad 60 tys. zgonów rocznie (średnio 164 dziennie). Tylko połowa chorych powyżej 55. roku życia przeżywa cztery lata. 11 proc. umiera w ciągu pierwszego roku po hospitalizacji. Liczba zgonów wśród osób w wieku produkcyjnym w 2014 r. wyniosła 5164, a rok później już 5633 – o 10 proc. więcej. Aż 77 proc. chorych w wieku produkcyjnym nie jest aktywnych zawodowo. Takie dane podają autorzy raportu „Ocena kosztów niewydolności serca w Polsce z perspektywy gospodarki państwa” przygotowanego przez Instytut Innowacyjna Gospodarka (IIG).
Obciążenie dla gospodarki
Niewydolność serca stanowi coraz większy problem zdrowotny, ale też gospodarczy i społeczny. Nie tylko bowiem rosną wydatki na leczenie, ale też przybywa osób, które choć są w wieku przedemerytalnym, pozostają poza rynkiem pracy. Fundacja Warsaw Enterprise Institute w raporcie „Priorytety zdrowotne w kontekście demograficznego i gospodarczego rozwoju Polski” wylicza koszty pośrednie niewydolności serca na ok. 4 mld zł rocznie. Są one związane nie tylko z przedwczesnymi zgonami pacjentów, które oceniono na 60 proc. kosztów, ale też ze spadkiem produktywności osób w wieku produkcyjnym, szacowanym na 20 proc. kosztów. Do tego dochodzą jeszcze wydatki związane z trwałą niezdolnością chorych do pracy (ok. 13 proc.) oraz ich nieobecnością w miejscu zatrudnienia (ok. 9 proc. całkowitych kosztów).
Wpływ „chorób sercowych” na gospodarkę analizuje również Instytut Innowacyjna Gospodarka (IIG) w raporcie „Ocena kosztów niewydolności serca w Polsce z perspektywy gospodarki państwa”. Autorzy wskazują, że roczne wydatki na świadczenia z ubezpieczeń społecznych związane z niezdolnością do pracy z powodu niewydolności serca wynoszą ok. 190 mln zł. W 2015 r. w porównaniu z 2014 r. liczba zaświadczeń lekarskich wystawionych w związku z niewydolnością serca wzrosła o 5,1 proc. i dotyczyła 21,5 tys. przypadków na łączną liczbę 432,7 tys. dni absencji chorobowej. Daje to w sumie 50 proc. zaświadczeń z tytułu chorób układu krążenia. Eksperci zwracają uwagę, że w grupie tej 7,8 tys. stanowili mężczyźni. 44 proc. zaświadczeń wystawiono dla osób w przedziale wiekowym 50–59 lat, drugą grupę (24 proc.) stanowiły osoby w wieku 60–64 lata. Wśród osób z chorobami serca 36 proc. orzeczeń dotyczyło niewydolności. W porównaniu z 2014 r. odnotowano wzrost liczby ubezpieczonych, którym w 2015 r. zostało wystawione przynajmniej jedno zaświadczenie lekarskie z tytułu niewydolności serca. O 3,3 proc. zwiększyła się liczba zaświadczeń lekarskich, a o 5,4 proc. liczba dni absencji.
Eksperci Warsaw Enterprise Institute uważają niedofinansowanie publicznego systemu ochrony zdrowia w Polsce za główny hamulec uniemożliwiający poprawę stanu zdrowia społeczeństwa oraz rozwój kadr i placówek medycznych. Według najnowszych danych OECD Polska przeznacza na ochronę zdrowia 4,4 proc. produktu krajowego brutto środków publicznych. Dla porównania średnia dla OECD wynosi 6,6 proc. PKB.
Aby rozwiązać ten problem, pod koniec listopada 2017 r. Sejm RP uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, zgodnie z którą nakłady na ochronę zdrowia będą stopniowo wzrastać w kolejnych latach do poziomu 6 proc. PKB w 2025 r. W ciągu 10 lat zwiększą się więc o 547 629 mln zł.
Leczymy za drogo i nieskutecznie
Autorzy raportu wyliczają również, że w tej chwili koszty pośrednie tej choroby w Polsce są ponad cztery razy wyższe od bezpośrednich kosztów medycznych, na które NFZ przeznacza ok. 900 mln zł rocznie. Dla porównania w 2014 r. było to jeszcze 757,4 mln zł, a w 2015 – 824,3 mln zł. Koszty leczenia są tak wysokie, bo ich główną składową – ok. 92 proc. – stanowi hospitalizacja. A w tej kategorii Polska zajmuje pierwsze miejsce wśród wszystkich krajów OECD. W 2008 r. w Polsce zanotowano 548 hospitalizacji z powodu niewydolności serca na 100 tys. mieszkańców (średnia dla OECD wynosiła 257 hospitalizacji/100 tys.). W 2013 r. liczba ta wynosiła niewiele mniej, bo 547. Dla porównania w tym czasie średnia dla OECD spadła do 244 na 100 tys.
Na tym jednak nie koniec negatywnych konsekwencji niewydolności serca. Jak przekonują autorzy z Instytutu Innowacyjna Gospodarka prowadzi to do straty potencjalnych dochodów funduszy publicznych w wysokości 1–1,2 mld zł rocznie. Rosną natomiast wydatki na transfery na rzecz chorych, co w dużym stopniu jest spowodowane brakiem dostępności do skutecznych technologii medycznych oraz kompleksowego modelu opieki nad pacjentem.
Eksperci wskazują, że należy wprowadzić zmiany – i to nie tylko ze względu na jakość życia chorych, ale także z powodu wpływu na gospodarkę. Jak wskazują, chorych wciąż przybywa, a to oznacza, że koszty dla budżetu z tym związane będą tylko rosły. Konieczność zmian została potwierdzona w lutym 2018 r. w rozporządzeniu Ministra Zdrowia, gdzie zapisano konieczność „zmniejszenia zapadalności i przedwczesnej umieralności z powodu: chorób układu sercowo-naczyniowego, w tym zawałów serca, niewydolności serca i udarów mózgu”.
Profesor Ewelina Nojszewska z SGH tłumaczy, że trzeba również brać pod uwagę koszty społeczne, które uwzględniają stratę dobrobytu społecznego obejmującego oprócz straconej produkcji także koszty niemierzalne, jak ból i cierpienie samych chorych oraz ich nieformalnych opiekunów. – Choroba i jej leczenie oddziałują na wykorzystanie zasobów przede wszystkim pracy i kapitału: ludzkiego, finansowego i rzeczowego. Decydenci ochrony zdrowia podejmują decyzje strategiczne i operacyjne. Najważniejsze jest podejście dotyczące długiego okresu, gdyż pozwala skonfrontować niskie koszty bezpośrednie taniego, a więc nieskutecznego leczenia, z wysokimi kosztami pośrednimi i skutkami dla finansów publicznych. Dopiero zestawienie tych dwóch kategorii dokumentuje bilans decyzji skoncentrowanych na oszczędnościach w krótkim okresie oraz nieefektywności ekonomicznej, które prowadzi do poprawy stanu zdrowia – zaznacza prof. Nojszewska w raporcie „Ocena kosztów niewydolności serca w Polsce z perspektywy gospodarki państwa”.
KLK, PAO