Sprawę wpływu łagodniejszej zimy na ewentualne pojawienie się wiosną i latem wzmożonej liczby komarów czy kleszczy tak tłumaczy dr Radomir Jaskuła z Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii UŁ: - Ludzie kojarzą, że jeżeli jest łagodniejsza zima, to więcej owadów będzie na wiosnę i latem, głównie to dotyczy tych owadów, których nie za bardzo lubimy, czyli np. komarów, czy takich pajęczaków jak kleszcze. Prawda jest taka, że dla niektórych gatunków łagodna zima może faktycznie skutkować jakimś większym pojawem. Natomiast najczęściej wcale to nie jest skorelowane, ponieważ w naszym klimacie bardzo często to właśnie mroźna zima jest takim czynnikiem, który sprawia, że owady są w stanie normalnie na wiosnę funkcjonować.
Zwrócił uwagę, że są takie gatunki, które potrzebują przemrożenia w okresie zimy, żeby móc się rozmnażać. Jeżeli takich mrozów nie ma, to ich zdolności reprodukcyjne mogą spadać.
Wiele komarów zimuje w postaci larw w wodzie, a niska temperatura na lądzie nie ma dla nich dużego znaczenia, inne zimują w chłodnych miejscach, takich jak np. piwnice, jaskinie czy dziuple w drzewach. - Biorąc pod uwagę zdolności reprodukcyjne pojedynczej samicy komara i niewielką ilość wody, której potrzebuje do tego, żeby pojawiło się nowe pokolenie, to nawet kilkanaście osobników może w bardzo szybkim czasie spowodować plagę komarów - wyjaśnił biolog.
W przypadku kleszczy, jak wskazał, sytuacja wygląda trochę inaczej. Bardzo często pierwsze stadia rozwojowe kleszczy, w tym gatunków, które mogą też pasożytować na ludziach, pasożytują na drobnych kręgowcach leśnych takich jak ryjówki czy gryzonie. - W związku z tym dostępność tych pierwszych żywicieli często warunkuje, czy potem kleszczy jest więcej czy mniej, niekoniecznie zawsze związane jest to z niskimi temperaturami - zaznaczył.
Ekspert przypomniał, że w Polsce występuje ok. 20 gatunków kleszczy i kilkadziesiąt gatunków komarów. - Możemy przyjąć, że dla niektórych z nich łagodna zima nie będzie skutkowała w żaden sposób, a dla innych może trochę wspomóc ich rozród. Natomiast nie jest to coś, co można generalizować - podkreślił dr Jaskuła.
Jego zdaniem realnym i dużym zagrożeniem, jeżeli chodzi o możliwość pojawienia się ewentualnych plag kleszczy, może być obecna tendencja do masowego odstrzału dzików. Tymczasem zimą dziki odgrywają bardzo istotną rolę w redukcji gryzoni, niszcząc ich gniazda i zimowe schronienia. A to właśnie gryzonie są pierwszymi żywicielami, jeżeli chodzi o nimfy kleszczy.
- Zatem silna redukcja liczby dzików może przełożyć się na zwiększoną liczebność gryzoni, a to z kolei sprawi, że będzie większa liczba kleszczy, które będą miały szansę łatwiej wejść w drogę człowiekowi - wyjaśnił ekspert.
Zdaniem dr Dominiki Drzewieckej z Instytutu Mikrobiologii, Biotechnologii i Immunologii Uniwersytetu Łódzkiego cieplejsza zima może mieć pewien wpływ na drobnoustroje, także te chorobotwórcze, ale na zdolność ich przeżycia w powietrzu wpływa wiele czynników, a nie tylko temperatura.
Jak wyjaśniła, drobnoustroje, które dostają się do powietrza, są wrażliwe na pewne czynniki, które w tym powietrzu je spotykają: na promieniowanie UV, temperaturę (im wyższa temperatura, tym jest im lepiej, im niższa - tym gorzej). Są także wrażliwe na wysychanie, co oznacza, że jeżeli jest mało wilgotne powietrze, to krócej w nim przeżywają.
- Czyli pewnie łagodniejsza zima ma wpływ na drobnoustroje, łatwiej im troszeczkę w tym powietrzu przeżyć, ale myślę, że przesadnego znaczenia do tej ciepłej zimy nie należy przywiązywać - podkreśliła mikrobiolog z UŁ.
Przypomniała, że niektóre drobnoustroje są w stanie przeżyć jedynie kilka czy kilkanaście minut, czasem godzin, a inne żyją dosyć długo, utrzymując się w powietrzu dzięki np. warstwie śluzu, która je otacza.
Inkubatorem, czyli wylęgarnią drobnoustrojów chorobotwórczych są ludzie i zwierzęta. Zarazić się możemy nimi przede wszystkim w pomieszczeniach, w których spotykamy się z innymi ludźmi, dlatego też - jak wyjaśniła badaczka - temperatura na zewnątrz nie ma większego znaczenia.
A dlaczego, choć drobnoustrojów w powietrzu zimą jest generalnie znacznie mniej niż latem, zachorowań jest znacznie więcej zimą?
- Musimy sobie uświadomić to, że zachorowalność na różnego typu choroby zależy nie tylko od przeżycia drobnoustrojów w naszym otoczeniu, czyli w powietrzu w tym przypadku, bo to o drogę kropelkową tu głównie chodzi, ale także od stanu naszej odporności bądź jej braku - wyjaśniła ekspertka.
Jak podkreśliła, zimą nasza odporność jest po prostu mniejsza - brakuje nam słońca, witaminy D, która jest wytwarzana pod wpływem promieni słonecznych, jesteśmy narażeni na niskie temperatury, więc się łatwiej przeziębiamy, czyli nasza odporność jeszcze spada. - To wszystko wpływa na to, że jesteśmy bardziej podatni na choroby – podsumowała dr Drzewiecka.