Halitoza, a halitofobia i pseudohalitoza

Halitoza, czyli nieświeży oddech, to przypadłość, która dotyka nawet 25% społeczeństwa. Jej przyczyną są najczęściej schorzenia jamy ustnej np. zapalenie dziąseł, próchnica, grzybica czy zaniedbania higieniczne. Winne powstaniu zapachu są lotne związki siarki, które produkują żyjące na języku, zębach i policzkach bakterie.

Reklama

Źródłem halitozy mogą być także złe nawyki dietetyczne, zażywane leki, papierosy, a także choroby zatok, migdałków, oskrzeli (np. astma), płuc, jak również kserostomia, schorzenia nerek i cukrzyca. Niestety coraz częściej obok obiektywnie diagnozowanej halitozy, dentyści obserwują subiektywne dolegliwości: pseudohalitozę i halitofobię. Czym się one objawiają?

Kiedy żyjesz w przekonaniu, że masz halitozę

Pseudohalitoza to silne przekonanie o tym, że z ust ciągle wydobywa się nieprzyjemny zapach. Osoby nią dotknięte twierdzą, że potrafią same wyczuć przykry zapach z wydychanym powietrzem, w efekcie czego co chwilę go sprawdzają np. chuchając na dłoń. Problem w tym, że to co czują, jest jedynie subiektywnym odczuciem, nie mającym nic wspólnego z prawdziwą halitozą.

- Zestaw objawów zwykle jest podobnych. Osoby z pseudohalitozą twierdzą, że wąchały swój oddech i czuły w nim bliżej niesprecyzowany nieprzyjemny zapach. Często także podają, że towarzyszy temu suchość w jamie ustnej i dziwny posmak. Żyją więc w przekonaniu, że chorują na halitozę. Tymczasem w badaniu okazuje się, że oddech niczym nie odbiega od normy – mówi lek. dent. Tomasz Łukasik z Centrum Implantologii i Ortodoncji Dentim Clinic w Katowicach.

Reklama

Co więcej, osoby z pseudohalitozą są nieświadome faktu, że niemożliwe jest powąchanie własnego oddechu. Ewolucja nas tak przystosowała, że nie czujemy ani zapachu panującego w ustach, ani zapachu w nosie. Pierwszeństwo mają inne zapachy. – O halitozie możemy mówić dopiero, kiedy postronne osoby czują nieprzyjemną woń z naszych ust. To tzw. paradoks halitozy. Osoba z prawdziwą halitozą po prostu jest nieświadoma swojego zapachu – mówi dentysta.

Na szczęście walka z pseudohalitozą jest prosta. „Leczenie” sprowadza się do przeglądu stomatologicznego, a także do rozmowy z lekarzem i ewentualnymi zmianami w codziennej higienie lub diecie. W przekonaniu pacjenta pomaga także pomiar ilości lotnych związków siarki w jamie ustnej (VSC) i omówienie wyników.

- Pacjent szybko się przekonuje, że problemu nie ma, a z gabinetu zwykle wychodzi bez dodatkowych zaleceń. Jeśli natomiast wraca i upiera się przy swoim, dentysta może zalecić konsultację u lekarzy innych specjalizacji, aby poszukać przyczyn poza jamą ustną np. zaburzeń węchu i smaku, którym towarzyszy halucynacja węchowa, zaburzeń układu nerwowego czy niedoborów witamin i minerałów – mówi stomatolog.

Kiedy oddech rodzi lęk

Ale nie tylko pseudohalitozę coraz częściej obserwują dentyści, także halitofobię, czyli silny lęk przed nieprzyjemnym zapachem z ust, który może poczuć otoczenie. Osoby nią dotknięte wykazują obsesję na punkcie kontroli zapachu z ust, higieny i doraźnej poprawy zapachu np. gumą do żucia lub miętówkami.

Osoby z halitofobią potrafią ciągle żuć gumę i 10 razy na dzień myć zęby. Do tego co chwile sprawdzają oddech, a mówiąc zasłaniają się. To zachowanie kompulsywne. Halitofobicy żyją bowiem w strachu, że ktoś poczuje nieodpowiednią woń i zwróci im uwagę. Osoby z tą przypadłością, pomimo zapewnień lekarzy, nie dopuszczają do siebie myśli, że woń ich oddechu mieści się w granicach normy i że nie ma żadnych medycznych przesłanek, aby mówić o halitozie – tłumaczy ekspert Dentim Clinic.

Konsekwencją halitofobii jest nadużywanie past, płukanek do ust, sprayów odświeżających czy preparatów sztucznej śliny. – Nieleczona halitofobia, pomimo stosowania higieny, ma negatywny wpływ na zdrowie jamy ustnej. Zbyt częste mycie zębów różnymi pastami i stosowanie dużej ilości płynów (zwłaszcza z alkoholem) może prowadzić do podrażnienia dziąseł i osłabienia szkliwa, a także do powstawania nadżerek w jamie ustnej. Z kolei ciągłe żucie gumy skutkuje bólami stawu skroniowo-zuchowego i głowy, do tego stwarza także ryzyko rozwoju wad zgryzu – mówi Tomasz Łukasik, dentysta.

Nieustanny lęk przed nieprzyjemnym zapachem wpływa także na zdrowie psychiczne. Osoby z halitofobią unikają rozmów w obawie, że ktoś poczuje niewłaściwy zapach. Trzymają dystans i żyją w poczuciu wstydu. Cierpi na tym życie towarzyskie, uczuciowe i zawodowe. Zmianie ulega także zachowanie. Osoby z halitofobią stają się zamknięte, rzadko się uśmiechają, tracą pewność siebie, bywa, że popadają w depresję. Charakterystyczny, zwłaszcza u hipochondryków, jest także lęk o własne zdrowie, wynikający z przekonania, że za nieprzyjemnym zapachem z ust czai się groźna, niezdiagnozowana choroba. Brak także jednoznacznej diagnozy może prowadzić do frustracji.

Niestety, o ile w przypadku pseudohalitozy pacjenta łatwo przekonać do tego, że nieprzyjemny zapach to tylko subiektywne odczucie, to w przypadku halitofobii bywa potrzebna pomoc psychologa lub psychiatry. – Jeśli pomimo badań u dentysty i konsultacji z innymi lekarzami np. gastrologiem, laryngologiem czy nerurologiem, pacjent wciąż jest przekonany, że ma halitozę, konieczna jest konsultacja z psychiatrą lub psychologiem, który wdroży odpowiednią terapię lub inne leczenie stosowane przy zaburzeniach nerwicowych – mówi ekspert Dentim Clinic.

Wszystko przez reklamy?

Co ciekawe, pseudohalitoza i halitofobia to przypadłości, które jeszcze 20 lat temu nie istniały. Dziś, według badań opublikowanych w Journal of Clinical Periodontology, ponad 15% pacjentów badanych pod kątem halitozy ma pseudohalitozę. Szacuje się także, że już 1% populacji cierpi na halitofobię.

Jedną z głównych przyczyn pojawienia się problemu jest presja społeczna związana idealnym wyglądem, zachowaniem i zapachem, a także reklamy. Nic więc dziwnego, że na pseudohalitozę i halitofobię szczególnie podatne są osoby cierpiące na hipochondrię, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne czy węchowy zespół odnoszący objawiający się obsesją na punkcie zapachu własnego ciała.

Przez 24 godziny jesteśmy bombardowani informacjami o pastach, płynach, gumach, szczoteczkach do zębów czy cukierkach poprawiających oddech. Nie mając tego wszystkiego, mamy czuć się gorsi. Jeśli taki komunikat trafia na podatny grunt, zaczynamy żyć w przekonaniu, że jest z nami coś nie tak. W efekcie doszukujemy się schorzeń, które podpowiedziano nam w reklamie. Nie znając normy, myślimy, że od niej odstajemy. I tu zaczynają się problemy – mówi dentysta.

Trwa ładowanie wpisu