Niełatwo było napisać tę książkę. Ale nie dlatego, że temat medycznej marihuany jest niemile widziany przez wydawców. Największą przeszkodą, jaką napotkała na swej drodze autorka, dziennikarka medyczna Dorota Mirska-Królikowska, był sam doktor Marek Bachański. Umówienie się z nim graniczyło z cudem. Wiecznie zajęty, poświęcający się swoim małym pacjentom, tracący za drzwiami gabinetu lekarskiego kontakt ze światem zewnętrznym – taki wizerunek najbardziej rozpoznawalnego w Polsce lekarza z Centrum Zdrowia Dziecka wyłania się z jej książki.
Marek Bachański, pediatra i neurolog dziecięcy, jako jedyny w naszym kraju podjął się leczenia dzieci cierpiących na padaczkę lekooporną za pomocą preparatów z konopii. Choć odnosił sukcesy, został zwolniony ze szpitala, odepchnięty przez środowisko lekarskie i postawiony przed sądem. Wszystko dlatego, że w Polsce marihuana medyczna wciąż kojarzona jest wyłącznie z narkotykami, a lekarze sięgający po tę ostatnią w wielu przypadkach deskę ratunku – traktowani jak dilerzy i szarlatani. Tak też został potraktowany doktor Bachański.
Jak przyznaje w jednej z rozmów składających się na tę książkę, najbardziej bolesne było dla niego oskarżenie, że krzywdził dzieci powierzone jego opiece, narażające je na „utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu przez prowadzenie nielegalnego eksperymentu medycznego”. Bzdurą nazywa twierdzenia dyrekcji Centrum Zdrowia Dziecka, że leczenie medyczną marihuaną padaczki lekoopornej było nielegalne.
Terapia kannabinoidami była prowadzona jak najbardziej legalnie, w zaakceptowanej przez cały świat formule off label, co oznacza „leki poza wskazaniami rejestracyjnymi” – tłumaczy doktor Bachański. – Wybrałem preparat znany od kilku lat i występujący na stronach holenderskich agencji rządowych do spraw kontroli użycia medycznej marihuany. Poza tym artykuł czwarty „Ustawy o zawodzie lekarza” mówi, że lekarz ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek korzystać z aktualnej wiedzy medycznej, a więc między innymi używać leków, które są zarejestrowane w innym państwie europejskim. Jak miałem więc nie sięgnąć po nie, skoro wszystkie inne możliwości lecznicze w przypadku moich pacjentów zostały już wykorzystane? I wszystkie zawiodły!
Prawda jest taka, że w Polsce jest blisko 115 tys. dzieci i dorosłych z rozpoznaniem padaczka lekooporna. I dla większości z nich nie ma skutecznego leczenia – argumentuje bohater książki Doroty Mirskiej-Królikowskiej. Tak wyjaśnia, dlaczego szukał innych metod, medykamentów, lepszych terapii. Bo jak dodaje, medyczna marihuana nie była jedyną alternatywą. Z różnym powodzeniem próbował również stosować dietę ketonową, polegającą na takim komponowaniu posiłków, które pozwoli jak najdłużej podtrzymywać we krwi wysoki poziom hamujących napady epilepsji ketonów. – Choć wielu moich kolegów pukało się w głowę, kiedy zakomunikowałem im, że zaczynam ją stosować, okazało się, że jest skuteczna i niektórym moim małym pacjentom bardzo pomogła. Niestety, nie wszystkim – podkreśla.
Dzieci, które trafiały do jego gabinetu, nie były przypadkami medycznymi. Doktor Bachański opowiada o nich jak o swoich przyjaciołach, którzy mają imiona, własnych kochających bliskich i niełatwe życie. Na przykład Max, który miał kilkaset napadów padaczki dziennie. – To dziecko przyjęło wszystkie możliwe leki, we wszystkich znanych kombinacjach. Żaden nie pomógł – opowiada neurolog. – Więc proszę sobie wyobrazić zachwyt matki, i mój także, kiedy okazało się, że już po tygodniu od podania pierwszych dawek medycznej marihuany napady występowały rzadziej i były coraz słabsze. Po kilku tygodniach ustały na tydzień zupełnie. Powracały, ale nie były już tak niebezpieczne jak kiedyś. I Max z dziecka leżącego, bez kontaktu z otoczeniem, zaczął kompletnie się zmieniać – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najpierw zaczął unosić głowę, patrzeć na innych z zainteresowaniem, potem próbował się podnosić, siadać – wylicza.
Finał historii Maxa to nie tylko dowód na niezwykłą skuteczność terapii stosowanej przed doktora Bachańskiego, lecz przede wszystkim na ogrom krzywdy, jaka go za to spotkała.
– Dzisiaj Max wspina się po ścianach kojca i wstaje sam! – ekscytuje się w rozmowie z Dorotą Mirską-Królikowską. – Na razie ma siedem lat, a kiedy będzie miał dziesięć, pewnie ruszy dalej w świat.
Kolejna mała pacjentka. Ola. Dziewczynka z bardzo ciężką, niepoddającą się żadnemu leczeniu padaczką. – Po prostu leżała i drgała. Często stałem pod ścianą i nie wiedziałem, co zrobić – opowiada doktor Bachański. Po kilku tygodniach od rozpoczęciu terapii kannabinoidami spotkał mamę wraz z Olą przed Sejmem, na manifestacji o zalegalizowanie medycznej marihuany. – I co widzę? Ola siedzi u mamy na rękach, trzyma prosto główkę i bacznie rozgląda się na boki. U dziecka, które ma dużo napadów, nie jest to w ogóle możliwe – tłumaczy. W przypadku innej pacjentki, Agatki, liczba ataków padaczki z 200-300 na dobę zmniejszyła się do 80-100. Z kolei u Roberta, cierpiącego na epilepsję od trzynastego tygodnia życia, po leczeniu olejem CBD padaczka została ujarzmiona. Nie wiadomo jeszcze, na jak długo. Rodzice i lekarz odliczają dni bez ataków.
– My wydzieramy te dzieci chorobie po maleńkim kawałeczku – tłumaczy. Małymi krokami musi też walczyć o swoje racje i prawo małych pacjentów do skutecznej terapii. Badający jego sprawę lekarski rzecznik odpowiedzialności zawodowej w styczniu 2016 roku stwierdził, że doktor Bachański nie popełnił „przewinienia zawodowego”. 8 marca 2017 roku sąd odrzucił apelację Centrum Zdrowia Dziecka i uznał, że zwolniony dyscyplinarnie lekarz jest niewinny. Może wracać do pracy, do swoich małych pacjentów. Czy teraz będzie mu łatwiej wprowadzać do ich terapii medyczną marihuanę? Czy spotka się wreszcie ze zrozumieniem i szacunkiem, na jaki zasługuje? Książka Doroty Mirskiej-Królikowskiej z pewnością mu w tym pomoże.