Według projektu przygotowanego przez MZ hormonalne środki antykoncepcyjne do stosowania wewnętrznego będą mogły być sprzedawane jedynie na receptę. Oznacza to, że na receptę będą także pigułki ellaOne (tzw. antykoncepcji awaryjnej), które osoby powyżej 15. roku życia od 2015 r. mogły kupić bez recepty. Resort zdrowia przekonuje, że takie rozwiązanie jest uzasadnione względami medycznymi, ponieważ obecnie środek ten bez kontroli lekarskiej mogą stosować już bardzo młode osoby.

Reklama

"Takie działanie, choć mieszczące się w granicach prawa, w tym prawa Unii Europejskiej, w polskich realiach może prowadzić do faktycznego uniemożliwienia skorzystania z tej formy antykoncepcji dużemu gronu pacjentek" - ocenia Bodnar w piśmie do ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła.

Rzecznik zwraca uwagę, że z badań wynika, iż średni czas oczekiwania na wizytę u lekarza ginekologa w ramach publicznej służby zdrowia to 18 dni, a w skrajnych przypadkach nawet 7 miesięcy. Z kolei prywatna wizyta u specjalisty jest kosztowna i nie wszędzie – w szczególności w mniejszych miejscowościach – jest osiągalna.

"Uwzględniając przy tym kwestię dostępności leku w aptekach, a także możliwość powołania się przez lekarza na klauzulę sumienia (...) może dochodzić do sytuacji, w których pacjentka nie uzyska leku w czasie, gwarantującym jego skuteczność (120 godzin od stosunku płciowego)" - ocenia Bodnar.

Rzecznik przypomina też, że ze świadczeń ginekologicznych nadal nie mogą samodzielnie korzystać małoletnie pacjentki. Zdaniem RPO osoby powyżej 15. lub 16. roku życia powinny móc samodzielnie korzystać z porad ginekologicznych lub urologicznych.

"Kolejnym czynnikiem mogącym wpłynąć na znaczne ograniczenie dostępu do antykoncepcji awaryjnej wydawanej na receptę jest klauzula sumienia" - dodaje Bodnar

Zgodnie z prawem lekarz może odmówić udzielenia świadczeń zdrowotnych z powołaniem się na względy sumienia, a fakt ten powinien uzasadnić i odnotować w dokumentacji medycznej. Na klauzulę sumienia nie można powołać się, jeśli zwłoka w udzieleniu pomocy mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia pacjenta.

Bodnar zwraca uwagę, że istnienie klauzuli sumienia nie zwalnia władz państwowych z obowiązku zapewnienia realnego dostępu do świadczeń zdrowotnych. Obecnie jednak lekarz nie ma obowiązku wskazania realnych możliwości uzyskania danego świadczenia zdrowotnego w innej placówce, co może powodować faktyczne ograniczenie dostępności do niektórych świadczeń.

Reklama

Rzecznik wskazuje, że dla niektórych osób, działanie leku ellaOne polegające na uniemożliwieniu zagnieżdżenia się embrionu w błonie śluzowej macicy, a w konsekwencji udaremnieniu jego dalszego rozwoju, z uwagi na przyjętą w niektórych religiach koncepcję życia ludzkiego, może być uznawane za kontrowersyjne moralnie.

"Warto jednak zauważyć, że (...) działanie preparatu ellaOne nie ma charakteru wczesnoporonnego, ale antykoncepcyjny. O działaniu wczesnoporonnym można bowiem mówić w przypadku, gdy lek powoduje usunięcie ciąży, tj. prowadzi do unicestwienia implantowanego w macicy embrionu" - ocenia Bodnar.

Zgodnie z charakterystyką tabletek ellaOne, lek ten przede wszystkim zapobiega owulacji bądź ją opóźnia. Ponadto może on uniemożliwić zagnieżdżenie się embrionu w błonie śluzowej macicy. Tabletki nie powinny być stosowane przez kobiety podejrzewające, że są w ciąży, choć nawet wtedy przyjęcie ellaOne nie prowadzi do przerwania ciąży.

Bodnar zwraca uwagę, że tabletki ellaOne uzyskały pozytywną ocenę Europejskiej Agencji Leków pod względem jakości, bezpieczeństwa i skuteczności. W swojej opinii Agencja oceniła m.in., że przyjmowanie ellaOne bez opieki lekarza nie może stanowić zagrożenia dla pacjentki. Za mało prawdopodobną uznano możliwość częstego i powszechnego stosowania tego leku niezgodnie z przeznaczeniem.

Bodnar zwraca też uwagę na potrzebę odpowiedniej edukacji seksualnej, co ma istotne znaczenie w profilaktyce nieplanowanych ciąż i chorób przenoszonych drogą płciową.

"Niestety, w mojej ocenie (...) treści prezentowane w dopuszczonych do użytku szkolnego podręcznikach do przedmiotu 'Wychowanie do życia w rodzinie' nie tylko wydają się nie odzwierciedlać konstytucyjnej zasady równości, lecz także budzą wątpliwości co do zgodności z aktualnym stanem wiedzy, w tym wiedzy medycznej" - zaznacza RPO.

Rzecznik zwraca uwagę, że wbrew zapisom ustawowym wskazującym na obligatoryjność zajęć z wiedzy o życiu seksualnym, lekcje te traktowane są jako fakultatywne i wielu uczniów na nie uczęszcza (w szkołach podstawowych uczestniczy w nich ponad 70 proc. uczniów, w ponadgimnazjalnych - niespełna 50 proc., zaś w liceach - 36 proc).

"Właściwa edukacja seksualna dla uczniów w wieku licealnym (...) jest wyjątkowo istotna, mając na uwadze średni wiek inicjacji seksualnej w Polsce. Nieodpowiednie kształcenie młodzieży, a także ograniczenie dostępu do skutecznych i uznanych na świecie metod antykoncepcji, może prowadzić do podejmowania nieodpowiedzialnych decyzji prokreacyjnych, które skutkować mogą pojawieniem się niechcianych ciąż w wieku nastoletnim" - ocenia Bodnar.

Resort zdrowia ma 30 dni, by odpowiedzieć na pismo rzecznika.