Solarium jak alkohol i papierosy ma być dostępne tylko dla dorosłych. Wprowadzenie ustawowego zakazu korzystania ze sztucznej opalenizny zapowiedział na spotkaniu z rzecznikiem praw dziecka prof. Marian Zembala, minister zdrowia. Projekt to jeden z priorytetów ministra do końca kadencji.

Reklama

Od początku roku pracują nad nim posłowie Platformy Obywatelskiej. Dlaczego nie trafił pod obrady wcześniej? – Najpierw chcieliśmy włączyć wątek solariów do ustawy o zdrowiu publicznym, później do narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych – tłumaczy posłanka Alicja Dąbrowska. Połączenie projektów jednak nie wyszło, więc teraz zostanie on przedstawiony jako samodzielna ustawa. – Jest już praktycznie gotowa – zapewnia i dodaje, że sprzeciwu ze strony innych ugrupowań raczej się nie spodziewa.

Regulacje popiera rzecznik praw dziecka. Marek Michalak zabiega o zakaz opalania na solarium od 2009 r. Do niedawna Ministerstwo Zdrowia nie było jednak zainteresowane wprowadzeniem takiego przepisu.

Autorzy poselskiego projektu podkreślają w uzasadnieniu, że Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem od kilkunastu lat zwraca uwagę na związek opalania się w solarium ze wzrostem ryzyka zachorowania na złośliwe nowotwory skóry, w tym czerniaka. W Polsce zachorowalność na ten nowotwór zwiększyła się w ciągu ostatnich 30 lat trzykrotnie. Polska jest też jednym z niewielu europejskich krajów, w których wciąż nie ma zakazu sztucznego opalania dla nieletnich. Podobne regulacje wprowadziły m.in. Niemcy, Wielka Brytania i Austria. Niektóre państwa idą jeszcze dalej – w części stanów Australii zabroniono korzystania z solariów w ogóle. Trwa tam również kampania na rzecz ogólnokrajowego zakazu używania sztucznych lamp do opalania.

– Solaria zostały przeniesione do kategorii najwyższej rakotwórczej szkodliwości dla ludzi, na równi z takimi czynnikami ryzyka jak palenie papierosów czy azbest. W opinii projektodawców niezbędne jest wdrożenie rekomendacji Światowej Organizacji Zdrowia dotyczącej całkowitego zakazu opalania w solarium dla osób małoletnich – napisano w uzasadnieniu poselskiego projektu.

Próby ograniczenia działalności solariów podejmuje też Unia Europejska. W 2009 r. wprowadzono przepisy dotyczące stężenia promieniowania w lampach solaryjnych. Promieniowanie nie może przekraczać 0,3 W/mkw. To wartość, która równa jest natężeniu promieni słonecznych w południe na równiku przy bezchmurnym niebie. Te normy jednak nie zostały implementowane w Polsce.

Co na to przedstawiciele solariów? Większość z nich mówi, że osoby niepełnoletnie stanowią niewielki odsetek klientów. Jak twierdzą, zgodnie z wewnętrznymi regulaminami – nie wpuszczają osób niepełnoletnich. – Jeżeli są jakieś wątpliwości co do wieku, prosimy o dowód osobisty mówi właściciel solarium Maiami z Lublina.

Reklama

Jednak nie każdy podchodzi to tej kwestii tak skrupulatnie. W solarium na warszawskiej Pradze słyszymy, że 16-latka bez problemu może skorzystać z lamp. – Ale musi mieć zgodę na piśmie od rodziców – tłumaczą pracownicy salonu.

W sieci TOP solarium w Toruniu dzieci nie mogą się opalać, ale to wewnętrzna zasada wprowadzona przez właścicieli. – Nawet kiedy przekazywaliśmy nagrody dla toruńskich miss, zaznaczyliśmy organizatorom, że karnet mogą otrzymywać tylko osoby pełnoletnie. Nie uważam, że to może być bardziej szkodliwe, ale o tym powinni decydować rodzice – przyznaje właścicielka sieci.

Jej zdaniem powinno się wprowadzić zakaz korzystania z tego rodzaju usług przez osoby niepełnoletnie. Jak przyznaje, rynek w ogóle nie jest uregulowany, więc wprowadzenie zasad mogłoby wpłynąć na przejrzystość działania salonów. Boi się tylko jednego – że dyskusja na ten temat pociągnie kolejną falę złego PR wobec solariów. Tak było w roku 2008, kiedy ukazał się alarmujący raport WHO. Od tego czasu z danych, które gromadził Polski Związek Solaryjny, zniknęło około 50 proc. salonów. Ile jest obecnie? Nikt nie wie.

Książeczka zdrowia będzie, ale nie wiadomo kiedy

Choć prezydent podpisał ustawę wprowadzającą obowiązkową książeczkę zdrowia dziecka, rodzice szybko jej nie dostaną. Spodziewane są długotrwałe konsultacje nad dokumentem.

Obowiązkowa książeczka zdrowia dziecka to jedna z głównych zmian w systemie opieki nad najmłodszymi, którą postulował rzecznik praw dziecka. Teraz rodzice nie muszą notować, co na kolejnych etapach dzieje się z ich dziećmi. Zdaniem Marka Michalaka sprawia to, że wiele z nich między narodzinami a pierwszym rokiem w szkole wypada z systemu opieki zdrowotnej.

Obowiązkowa książeczka ma temu zaradzić, a także pomóc wszystkim rodzicom usystematyzować dbanie o zdrowie najmłodszych. Będzie ona dla całego kraju jednolita pod względem formy i zawartych w niej treści. Podpis prezydenta pod odpowiednią ustawą nie oznacza jednak, że szpitale z marszu zaczną ją wydawać.

Prawo zobowiązuje ministra zdrowia do tego, by wzór książeczki określił osobnym rozporządzeniem. Na razie nie jest jednak pewne nawet to, co w dokumencie będzie się znajdować. – Dokładna zawartość wymaga konsultacji. Musi być ona przejrzysta, zawierać ważne informacje dotyczące zdrowia dziecka. Ustalanie wzoru na pewno potrwa jeszcze jakiś czas – mówi Łukasz Sowa z Biura Rzecznika Praw Dziecka.

Czy uda się to załatwić do wyborów parlamentarnych? Tego nie wiadomo. Jeśli nie, z książeczkowym problemem będzie musiał poradzić sobie nowy minister zdrowia.

Propozycje tego, co powinno się w niej znaleźć, konsultowało już Polskie Towarzystwo Pediatryczne. Zdaniem ekspertów powinny to być nie tylko podstawowe informacje, które rodzice uzyskują po porodzie – liczba punktów w skali Apgar przyznanych po narodzinach, długość i masa ciała noworodka, ale także standard badań profilaktycznych, informacje o tym, jakie szczepienia i kiedy zostały wykonane, na jakie schorzenia dziecko chorowało. Rzecznik praw dziecka postulował także, by książeczka obejmowała coroczny bilans zdrowia dziecka, a także zawierała informacje dotyczące stanu jamy ustnej.

Jak wynika z danych MZ, w Polsce niemal wszyscy najmłodsi mają problem z próchnicą. Wprowadzenie stron dotyczących opieki stomatologicznej miałoby zwiększyć świadomość rodziców w tym zakresie.

Z książeczką zdrowia dziecka będzie jeszcze jeden problem – stanie się ona obowiązkowym dokumentem tylko dla rodziców, których dzieci urodzą się w przyszłości, kiedy rozporządzenie już wejdzie w życie. Lekarze nie będą wydawać ich wstecz. Oznacza to, że bez niej będzie funkcjonowało co najmniej 14 roczników dzieci.

Książeczka zdrowia dziecka przestała być obligatoryjnym dokumentem w 2002 r. W efekcie w niektórych placówkach w ogóle jej nie stosowano. A pozostałe używały różnych, niekompatybilnych ze sobą druków i systemów. Lekarze często skarżyli się na ich niewielką przydatność.

Razem z książeczką ujednolicone mają być także inne dokumenty: karta przebiegu ciąży, karta obserwacji porodu, karta zlecenia wyjazdu zespołu ratownictwa medycznego, karta medycznych czynności ratunkowych oraz karta medyczna lotniczego zespołu ratownictwa medycznego.