"Nie oznacza to gorszego finansowania kardiologii. Kontrakty ze szpitalami będą podobne, tyle że, by dostać tą samą ilość pieniędzy, trzeba przyjąć większą liczbę pacjentów" - mówi "Rzeczpospolitej" rzecznik NFZ Andrzej Troszyński. Jak dodaje, "obniżenie wartości zabiegów nie oznacza, że kardiologia inwazyjna także traci".
"To jakiś żart" - odpowiada prof. Robert Gil, szef sekcji kardiologii inwazyjnej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Jak podkreśla, "stracą szpitale i pacjenci, szczególnie ci najciężej chorzy, u których przed zabiegiem trzeba wykonać dodatkową, specjalistyczną diagnostykę".
Prof. Gil przyznaje, że dotąd NFZ płacił za wiele z tych zabiegów więcej niż one kosztowały. "Od lipca rozmawialiśmy z NFZ nad urealnieniem cen. Dzięki temu, że za niektóre zabiegi dostawaliśmy więcej pieniędzy, było nas stać na wykonanie badań, za które NFZ oddzielnie nie płaci" - wyjaśnia.
"Lekarze nie zaproponowali obniżek przeszacowanych procedur, za to przysłali nam wycenę zabiegów i badań, za które powinniśmy płacić dodatkowo. W sumie kosztowałyby nas 1 mld zł" - mówi rzecznik NFZ.
Jak zapowiada "Rz", zmiany w finansowaniu zabiegów kardiologii inwazyjnej szpitale odczują w przyszłym roku.