Jest to związane ze starzeniem się społeczeństwa, bo w późniejszym wieku częściej występują takie czynniki ryzyka padaczki jak uszkodzenie mózgu z powodu udarów, chorób zwyrodnieniowych i zespołów otępiennych - podkreślali specjaliści.

Reklama

Jak przypomniała prof. Joanna Jędrzejczak, prezes Polskiego Towarzystwa Epileptologii, padaczka jest jedną z najstarszych chorób znanych ludzkości i jedną z najczęstszych chorób neurologicznych. W Polsce dotyczy ok. 1 proc. społeczeństwa, co oznacza, że cierpi na nią ok. 400 tys. osób.

Choroba objawia się występowaniem nieprawidłowych wyładowań elektrycznych w neuronach mózgu, wywołujących napady padaczkowe. W społeczeństwie kojarzone są one głównie z drgawkami mogącymi doprowadzić do upadku i utraty przytomności. Ale - jak podkreśliła prof. Jędrzejczak - rozróżnia się ok. 40 form napadów padaczkowych. Mogą to być np. parosekundowe epizody "zagapiania się", napady nieświadomości, zaburzenia emocji, doznań czuciowych albo napady tzw. miokloniczne, tj. nagłe szarpnięcia kończyn (często mylone z tikami).

Jak powiedziała neurolog prof. Ewa Motta ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, ocenia się, że napad padaczkowy może wystąpić w ciągu życia u 10 proc. ludzi. Zdarza się, że takiego ataku dostaje np. student, który przez trzy dni intensywnie się uczy i mało śpi.

Reklama

"Ale jeden napad padaczkowy nie świadczy o występowaniu padaczki. Warunkiem postawienia rozpoznania jest powtarzalność napadów przy obecności zmian w zapisie elektroencefalograficznym - EEG. Trzeba jednak pamiętać, że prawidłowy wynik EEG nie wyklucza tej choroby" - wyjaśniła prof. Jędrzejczak. Dodała, że diagnozowanie padaczki jest bardzo trudne.



Przyczyny występowania choroby są bardzo zróżnicowane i często niejasne - nie rozpoznaje się ich u 65-75 proc. chorych. Najczęstszą przyczyną są urazy głowy i uszkodzenia mózgu (w tym okołoporodowe, związane z udarem, chorobą zwyrodnieniową). U części chorych padaczka ma uwarunkowania genetyczne.

Reklama

Jak podkreślali neurolodzy, konsekwencjami padaczki są nie tylko napady, ale też zwiększona 2-3 razy śmiertelność, wyższe ryzyko zaburzeń psychicznych, takich jak depresja, psychoza, stany lękowe oraz wyższe o 4-5 razy ryzyko samobójstw.

Według prof. Jędrzejczak, u ok. u 70 proc. osób z padaczką choroba jest dobrze kontrolowana. Oznacza to, że pacjenci mogą prowadzić normalne życie - uczyć się, pracować. Warunkiem jest jednak wcześnie postawione rozpoznanie oraz odpowiednie leczenie. Jak przyznała neurolog, zła diagnoza wynika czasem z niewiedzy lekarza. W Polsce problemem jest też niedostateczna dostępność do leków przeciwpadaczkowych nowej generacji, które są bardzo drogie.

"W padaczce nowo rozpoznanej mamy do dyspozycji tylko dwa starsze leki - tj. kwas walproinowy i karbamazepina, gdyż tylko one są refundowane. Dopiero w padaczce lekoopornej możemy zastosować leki nowej generacji" - powiedziała prof. Ewa Motta.

Zaznaczyła zarazem, że u pewnej grupy pacjentów nawet one nie skutkują. Mogłyby im pomóc najnowsze leki, ale pacjenci musieliby jej kupować na własny koszt, a jest on zbyt wysoki - od kilkuset do ponad tysiąca zł na miesiąc terapii.



Neurolodzy podkreślali, że padaczka jest chorobą, wokół której narosło wiele mitów. Z badań, które przytoczyła prof. Jędrzejczak wynika, że choć 43 proc. Polaków deklaruje, iż wie jak pomóc osobie w czasie napadu padaczkowego, to aż 84 proc. chciałoby jej włożyć wówczas coś twardego między zęby, a tego robić nie wolno.

"Podczas napadu, jeśli pacjent upadnie, musimy mu zapewnić bezpieczne miejsce, podłożyć mu pod głowę coś miękkiego, by nie doznał urazu, kładziemy na boku, poluźniamy kołnierzyk lub krawat, zdejmujemy okulary, jeśli je ma i dzwonimy po pogotowie" - instruowała prof. Motta.