Proszony o komentarz do zarzutów stawianych przez dermatologów, rzecznik prasowy MZ Piotr Olechno poinformował PAP, że "w resorcie zdrowia trwają prace nad opracowaniem programu leczenia łuszczycy".
Podczas konferencji konsultant krajowy ds. dermatologii prof. Andrzej Kaszuba ubolewał, że osobom z chorobami skóry "odbiera się prawo do normalnego życia, gdyż zmiany skórne widoczne są dla otoczenia i prowadzą do ich stygmatyzacji, izolacji społecznej oraz zawodowej. My tych chorych nie widujemy na ulicach, bo zamykają się w domach, nie chodzą na basen, na plażę; niejednokrotnie cierpią z powodu depresji, podejmują próby samobójcze". Jego zdaniem, nakłady na nowoczesne, choć drogie leki przyniosłyby państwu oszczędności, gdyż redukują one konieczność pobytów w szpitalu i zmniejszają absencję w pracy i szkole.
Jak przypomniał Kaszuba, 25 października wiceminister zdrowia Marek Twardowski zapewniał, iż w ciągu tygodnia zorganizuje spotkanie, na którym eksperci w dziedzinie dermatologii oraz przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia spróbują ustalić, najlepszy z możliwych, sposób rozliczania terapii biologicznej dla chorych z najcięższymi postaciami łuszczycy. "Choć minął już miesiąc, nikt nas na spotkanie nie zaprosił" - zaznaczył ekspert. Ministerstwo Zdrowia nie ustosunkowało się do tego zarzutu.
Jak ocenił Kaszuba, jeśli chodzi o refundację leków biologicznych dla najciężej chorych z łuszczycą, Polska jest "białą plamą" na mapie Europy. Obecnie, do terapii biologicznej dostęp ma ok. 400 pacjentów, podczas gdy nawet w Rumunii, gdzie ogólna populacja chorych z łuszczycą jest mniejsza - liczba ta wynosi 2500.
Według konsultanta wojewódzkiego ds. dermatologii w Wielkopolsce, prof. Zygmunta Adamskiego, leki biologiczne szybko łagodzą zmiany skórne, obniżają ryzyko wielu poważnych powikłań łuszczycy, jak choroby układu krążenia, zapalne schorzenia jelit czy metaboliczne, redukują nawroty choroby i pozwalają pacjentom normalnie żyć. W porównaniu ze starszymi lekami są też bardzo bezpieczne w długotrwałej terapii.
Problem dostępu do najlepszych terapii dotyczy też pacjentów z atopowym zapaleniem skóry (AZS). To przewlekłe schorzenie o podłożu zapalnym objawia się suchością skóry i trudnym do zniesienia świądem - niemal 90 proc. pacjentów odczuwa go codziennie.
AZS przeważnie dotyczy dzieci. Mali pacjenci potrafią mieć ponad 60 napadów drapania podczas snu, co łącznie zabiera im niemal godzinę. Jak wyjaśnił prezes Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego prof. Jacek Szepietowski, podstawą terapii chorych na AZS jest nawilżanie skóry przy pomocy emolientów, które łagodzą suchość i stany zapalne. Kiedyś schorzenie uważano za nawrotowe i stosowano leki tylko, gdy pojawiały się zmiany skórne. Obecnie, międzynarodowi eksperci są zgodni, że w AZS leki powinno się stosować nawet w czasie cofnięcia się zmian.
Najlepsze efekty dają tu aplikowane miejscowo inhibitory kalcyneuryny, znacznie bezpieczniejsze niż steroidy. "Niestety są one bardzo drogie, a w Polsce nie podlegają finansowaniu ze środków publicznych. My staramy się, by leki te były przynajmniej częściowo refundowane, zwłaszcza dla dzieci" - powiedział dermatolog.
Kaszuba zwrócił też uwagę na brak refundacji najskuteczniejszego leku hamującego wydzielanie łoju, tj. izotretinoiny, dla osób z najcięższymi postaciami trądziku pospolitego, powodującymi trwałe oszpecenie oraz beksarotenu będącego alternatywą dla chemioterapii u osób z chłoniakami skóry.
Wśród innych problemów polskiej dermatologii eksperci wymieniali m.in. zbyt niską wycenę procedur dermatologicznych, która często jest przyczyną zadłużania się szpitali i oddziałów zajmujących się leczeniem chorób skórnych, a także brak dostępu do nowoczesnych metod diagnostycznych.