To nie jest nowość, lecz temat, który powraca falami. Najpierw są opinie zachwalające „niekonwencjonalną terapię”, następnie pojawiają się głosy krytyki i przestrogi przed „niebezpiecznym procederem”, aż wreszcie wątek zostaje ucięty. I znowu powraca, bo osób poszukujących cudownych leków na śmiertelne choroby nie brakuje. Właśnie jednym z takich cudownych leków mają być dożylne wlewy witaminy C (kwasu askorbinowego).
To prawda, witamina C ma swoje zasługi w leczeniu infekcji wirusowych, wspomaganiu odporności. Jest również silnym antyoksydantem, który zwalcza wolne rodniki i hamuje procesy starzenia. Nie można jednak powiedzieć, że jest lekiem na raka. I to nie tylko dlatego, że - bez różnicy, czy przyjmowana doustnie, czy dożylnie - witamina C pozostaje witaminą, czyli środkiem wspomagającym leczenie, a nie leczącym schorzenia.
Nie ma żadnych wiarygodnych badań wykazujących, że dożylne wlewy witaminy C mogą leczyć nowotwory. Badania, które miały dowieść, że tak właśnie jest, były prowadzone albo na myszach, albo in vitro, zaś te z udziałem ludzi były oparte na zbyt małej licznie uczestników. Raczej nie mają żadnej wartości naukowej.
Są za to opinie lekarzy, którzy przestrzegają, że dożylne wlewy witaminy C mogą pacjentom z nowotworami zaszkodzić. Mogą na przykład zmniejszyć skuteczność chemioterapii i w efekcie przyczynić się do rozwoju raka.
Skąd w ogóle pomysł, by witaminę C podawać dożylnie? Witaminę C można przyjmować w tabletkach lub wraz z dietę, ale nie uda się osiągnąć jej wysokiego stężenia we krwi, bo znaczna jej część zawsze będzie wydalona. Natomiast dożylne podawanie witaminy C w formie wlewu askorbinianu sodu gwarantuje, że jej stężenie w osoczu będzie naprawdę wysokie. Kroplówki z witaminami służą wzmocnieniu organizmu pacjenta np. po operacji lub po przejściu ciężkiej infekcji. W medycynie konwencjonalnej nie są wykorzystywane jako leki na poważne schorzenia, jakimi są np. nowotwory.