Wirus zabijający raka, nad którym pracuje Pani wraz z naukowcami z uniwersytetu w Uppsali, to adenowirus. Adenowirusy to wielka nadzieja medycyny, ale z dotychczasowych badań wynika, że nie radzą sobie za bardzo z rozpoznawaniem komórek rakowych.
DR JUSTYNA LEJA: Nasz adenowirus ma przede wszystkim zwiększoną zdolność rozprzestrzeniania się w obrębie guza nowotworowego. Posiada peptyd PTD na powierzchni, dzięki któremu lepiej „przykleja się” do błon komórkowych. Peptyd ten nie sprawia, że wirus atakuje wyłącznie komórki rakowe, tak więc infekcja normalnych komórek również wchodzi w grę. Za to kluczowe dla terapii namnażanie się adenowirusa będzie kontrolowane przez dodatkowe mechanizmy.
Jakie to mechanizmy? Czy taki wirus może nauczyć się niszczyć wyłącznie komórki nowotworowe?
W infekcji adenowirusem najważniejszą rolę pełni wirusowe białko E1A, które jest produkowane w komórce w pierwszej kolejności. Ma ono za zadanie przejąć kontrolę nad procesami życiowymi komórki i przemienić ją w miniaturową „fabrykę” nowych adenowirusów. Dziki adenowirus niszczy każdą zainfekowaną komórkę. Adenowirusy używane w terapii nowotworów są modyfikowane w taki sposób, by zabijały wyłącznie komórki nowotworowe. Każdy adenowirus onkolityczny może być zaprojektowany inaczej i być mniej lub bardziej skuteczny w zależności od tego, w jakim celu ma zostać użyty. Na przykład adenowirusy zaprojektowane do niszczenia komórek raka prostaty nie muszą działać na raka wątroby.
Na jakich nowotworach sprawdzaliście skuteczność Waszego adenowirusa?
Adenowirus był testowany w warunkach laboratoryjnych na różnych liniach komórkowych i okazał się aktywny w komórkach, które produkowały białko CgA, chromoganinę. Czyli w komórkach rakowych pochodzenia neuroendokrynnego (NET) oraz w liniach komórkowych nerwiaka płodowego. Efektywność wirusa przetestowaliśmy na zwierzętach, na myszach z guzami neuroendokrynnymi. W przypadku zastosowania placebo 80 procent zwierząt umierało w ciągu 25 dni. W grupie leczonej adenowirusem nowotwory zmniejszały się lub pozostawały bez zmian, ale najważniejsze, że myszy żyły ponad 60 dni.
W takim razie jakie nowotwory u ludzi można by leczyć tym wirusem? Jakiś czas temu ogłosiliście, że mógłby pokonać raka trzustki, na którego cierpiał Steve Jobs, szef firmy Apple.
Nasz adenowirus został tak zaprojektowany, by zabijać komórki nowotworów neuroendokrynnych. Układ neuroendokrynny jest rozproszony w całym organizmie jak sieć, dlatego też NET mogą pojawiać się w różnych narządach - w wątrobie, płucach, jelicie cienkim i grubym, przysadce mózgowej, przytarczycach, rdzeniu nadnercza, trzustce. Również nerwiak płodowy, najczęstszy nowotwór rozpoznawany u niemowląt, jest również zaliczany do NET.
Warto zaznaczyć, że rak neuroendokrynny różni się dość znacznie od innych typów nowotworów. Większość NET rośnie powoli, ich komórki wolno się dzielą, dlatego często są odporne na chemo- czy radioterapię. Ponadto nie posiadają charakterystycznych genów rakowych, co również utrudnia tradycyjne leczenie. Tymczasem adenowirus nie zwraca uwagi ani na tempo podziału komórek, ani na aktywność genów. Poza tym ryzyko, że komórka rakowa zyska odporność na infekcję wirusową, jest minimalne.
To wszystko brzmi świetnie, ale prof. Magnus Essand, szef Pani zespołu badawczego, skarżył się, że musieliście wstrzymać prace nad wirusem przez brak funduszy na dalsze badania. Jakiej kwoty brakuje do opracowania terapii?
Szacujemy, że aby rozpocząć próby kliniczne w pierwszej i drugiej fazie, potrzebne będzie około 2 miliony euro. Wirusy uznawane są za zaawansowany lek, który musi być wyprodukowany w ściśle określonych warunkach. I właśnie przygotowanie wirusa do prób klinicznych jest najbardziej kosztownym procesem, który w tym przypadku pochłonęłoby około 1,5 miliona euro. Pozostałe fundusze poszłyby na zatrudnienie dodatkowego personelu i przeprowadzenie badań pacjentów, by śledzić postępy terapii. Jeśli wyniki z pierwszego i drugiego etapu prób klinicznych byłyby obiecujące, musielibyśmy przed przejściem do kolejnego etapu postarać się o wsparcie firm farmaceutycznych. Kolejne koszty będą bowiem szły w dziesiątkach milionów euro.
Sponsorów jednak brak i wirus musi czekać w lodówce. Dlaczego jest tak niewielkie zainteresowanie Państwa badaniami?
Przyczyny tego są przede wszystkim związane z systemem zasad, na jakich opiera się produkcja leków oraz zyski z ich sprzedaży. Wiąże się to z ogromnymi kosztami, zatem firmy farmaceutyczne chcą mieć pewność, że lek będzie skuteczny nie tylko w laboratorium, ale także u pacjentów. Uważam, że jeśli powiodą się pierwsze próby kliniczne, nasze szanse na pozyskanie sponsorów wzrosną. Na razie również rząd szwedzki odmawia dotowania prób klinicznych na ludziach, więc nasze badania nie mogą być finansowane z publicznych źródeł. Dlatego liczymy na hojność osób prywatnych, do których zwracamy się za pomocą naszej kampanii iCANCER.