Według najnowszych meldunków epidemiologicznych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-PZH w Warszawie, w sezonie grypowym 2018/2019 zarejestrowano dotąd 2 665 494 przypadków zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę. Hospitalizacji wymagało 9 628 chorych – o 10,7 proc. więcej niż w analogicznym okresie minionego sezonu grypowego.

Reklama

Odnotowano również rekordową liczbę zgonów z powodu grypy - do 15 lutego br. było aż 48 przypadków śmiertelnych. W analogicznym okresie w poprzednich sezonach grypowych nie zarejestrowano żadnych zgonów (tak było w sezonie 2017/18) albo jedynie 12 (sezon 2016/17), 8 (sezon 2015/16) oraz 1 przypadek śmiertelny (sezon 2014/15).

Zdaniem ekspertów Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy szczyt zachorowań może być jeszcze przed nami.

Przewodniczący Rady Naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy prof. Adam Antczak informuje, że w poprzednim roku dominował wirus z grupy B. W obecnym sezonie grypowym 2018/2019 za 81,9 proc. przypadków zachorowań odpowiada wirus A/H1N1, za 4 proc. - wirus A/H3N2, a tylko 1,3 proc. zachorowań wywołał wirus z grupy B.

Kierownik Kliniki Pediatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego dr hab. Ernest Kuchar w rozmowie z PAP zwraca uwagę, że oficjalne statystyki dotyczące śmiertelności były w naszym kraju na ogół niedoszacowane. - Zgodnie z szacunkami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na grypę w Polsce w każdym sezonie powinno u nas umierać 6 tys. osób. A my mieliśmy zwykle od jednego do stu kilkudziesięciu zgonów, czyli było to zaniżone – podkreśla.

- Obecne epidemia grypy jest pewnie nieco cięższa niż w latach poprzednich, ale mamy również lepszy dostęp do diagnostyki – twierdzi specjalista. Jego zdaniem większą „czujność grypową” wykazują także lekarze.

Dr hab. Kuchar wyjaśnia, że najczęstszym powikłaniem grypy jest zaostrzenie współistniejącej choroby przewlekłej u chorego. Tymczasem z powody grypy najczęściej chorują osoby po 50. roku życia, a szczególnie te, które skończyły 65 lat, a ci pacjenci zazwyczaj mają kilka takich schorzeń, np. chorobę niedokrwienną serca, astmę, przewlekłą obturacyjną chorobę płuc lub cukrzycę.

- Kiedy taka osoba umiera, to zazwyczaj dochodzi do tego z powodu zaostrzenia choroby podstawowej. Gdy zatem wirusa grypy wykryto u osoby z chorobą serca, to mogło być tak, że jako przyczynę zgony podano właśnie grypę – podkreśla specjalista.

- Doceniajmy zatem chorobowość i śmiertelność grypy, ale na razie nie ma powodów do obaw. Grypę należy traktować poważnie, ale nic takiego niepokojącego się nie dzieje. Poprawiła się zgłaszalność, diagnostyka, dzięki temu przypadki, które kiedyś umykały, teraz są rejestrowane – podkreśla dr hab. Kuchar.

Reklama

Prof. Antczak zwraca uwagę, że grypa, wbrew obiegowym opiniom, to poważna choroba, która może doprowadzić do licznych powikłań, a nawet do śmierci. - Obecność dwóch i więcej z nich nawet 200-krotnie podnosi ryzyko wystąpienia powikłań. Leczenie takich przypadków jest bardzo trudne - dodaje.

Z najnowszych danych opublikowanych przez Centrum Kontroli Chorób (CDC) w Atlancie (USA) wynika, że z powodu grypy sezonowej każdego roku umiera na świecie od 291 tys. do 646 tys. osób, więcej niż dotychczas sądzono. Wcześniej oceniano, że grypa sezonowa co roku uśmierca od 250 tys. do 500 tys. ludzi. Dane te skorygowano, kiedy wzięto pod uwagę rejestry grypy większej grupy krajów.

Eksperci ostrzegają, że wirus grypy stale ulega mutacji i zmienia się jak w kalejdoskopie. Dlatego każda epidemia grypy co roku jest trochę inna. Na szczęście, nie jest tak groźna jak przed 100 laty.

- Śmiertelność "hiszpanki" w 1918 r. wynosiła 2 proc., czyli co 50 chory umierał. W przypadku epidemii w 2009 r., wywołanej przez inny wariant tego samego wirusa, wynosiła (śmiertelność - przyp. PAP) już tylko 0,2 proc., czyli dziesięć razy mniej – wyjaśnia dr Kuchar.

Prof. Antczak ostrzega, że wirus grypy i jego typy dominujące są bardzo zmienne, dlatego nie warto ich lekceważyć i należy się co roku szczepić. Szczepienia profilaktyczne są najlepszą metodą zapobiegania zakażeniom grypowym oraz związanym z nimi powikłaniom.

- Niestety, jedynie 3 proc. naszej populacji się szczepi i kilkanaście procent w grupach ryzyka – podkreśla dr hab. Ernest Kuchar.

Specjalista zwraca też uwagę, że w naszym kraju zbyt rzadko stosuje się leki przeciwwirusowe. - W sezonie grypowym przyczyną gorączki są najczęściej wirusy, a nie bakterie. Leki przeciwwirusowe są jednak stosowane jedynie sporadycznie, bo są u nas niedoceniane - dodaje.

Eksperci są zgodni, że każde niepokojące objawy powinny być skonsultowane z lekarzem, aby choroba została odpowiednio zdiagnozowana i leczona.

Trwa ładowanie wpisu