MARTA NOWIK: Na jaką pomoc od państwa może obecnie liczyć Polka borykająca się z problemem niepłodności?
Prof. dr hab. KRZYSZTOF ŁUKASZUK: Z podstawowych konsultacji finansowanych przez NFZ można skorzystać w ramach poradni ginekologicznych. Zazwyczaj jednak takie bazowe wsparcie nie jest wystarczające. Kompleksowa diagnostyka i leczenie niepłodności odbywa się przede wszystkim w wyspecjalizowanych ośrodkach z wieloletnim doświadczeniem.
I za taką diagnostykę musi zapłacić?
Jeśli para spełnia kryteria ustalone przez fundusz, niektóre badania, na przykład genetyczne, można wykonać w ramach ubezpieczenia społecznego. Jednak większość kosztów pacjenci pokrywają sami. W najtrudniejszej sytuacji są pary, u których istnieją wskazania do zapłodnienia pozaustrojowego. Tyle że po trzech latach realizacji rządowego programu leczenia niepłodności Ministerstwo Zdrowia zrezygnowało z jego kontynuacji i finansowania zabiegów in vitro. Decyzja ta może uderzyć w najmniej zamożnych pacjentów, dla których bariera finansowa jest często nie do przekroczenia.
Czy Pańskim zdaniem rządowy program in vitro miał sens?
Oczywiście. Zdaniem większości specjalistów i samych pacjentów, program, który realizowaliśmy w Polsce, okazał się ogromnym sukcesem. Wielu parom otworzył drogę do spełnienia marzeń o rodzinie. Z perspektywy medycznych statystyk przyniósł efekty przewyższające oczekiwany poziom. Dzięki rządowemu programowi leczenia niepłodności na świat przyszło już ponad 4 tysiące dzieci, a wiele pacjentek jest obecnie w ciąży. Ze zindywidualizowanej terapii skorzystało kilkanaście tysięcy par – zainteresowanie było nawet większe niż możliwości wynikające z kontraktów. Z pewnością wsparcie państwa dla osób doświadczających niepłodności i wymagających specjalistycznego leczenia jest bardzo potrzebne. Prawie wszystkie kraje Unii Europejskiej, rozumiejąc te potrzeby, organizują programy zdrowotne i finansują obywatelom zabiegi in vitro.
Rządowy program jednak się kończy. Jaka jest obecnie sytuacja kobiet, które są w trakcie procedury in vitro?
Do 30 czerwca 2016 roku kontynuowane jest leczenie pacjentów, którzy zostali zakwalifikowani do programu. Po tym terminie nie będzie już możliwości realizacji nowych cykli finansowanych przez państwo.
A co się stanie z zamrożonymi zarodkami?
Po zakończeniu programu rządowego odpłatne dla pacjentów będzie przechowywanie zarodków powstałych podczas leczenia, INVICTA – wychodząc naprzeciw potrzebom par – nie będzie jednak naliczała opłaty od razu. Dobra wiadomość jest też taka, że transfery zamrożonych zarodków (ETM), które powstały w trakcie leczenia w programie, będą przeprowadzane nieodpłatnie. Para we własnym zakresie będzie – jak do tej pory – pokrywała koszty ewentualnych leków stosowanych podczas przygotowania do zabiegu.
Co to za pomysł, by zapładniać tylko jedną komórkę i nie zamrażać zarodków?
W najnowszym projekcie zmian w ustawie o leczeniu niepłodności sporo jest kontrowersyjnych pod względem medycznym rozwiązań. Kiedy słyszę o takich pomysłach, zastanawiam się czy pacjentów powinni leczyć politycy, czy jednak lekarze… Myślę, że kwestie merytoryczne warto zostawić ludziom, którzy się na nich znają, a ewentualne wytyczne dotyczące leczenia oprzeć na wiarygodnych źródłach naukowych.
Warto odnieść się do przykładu przywołanych zmian. Możliwość zapłodnienia tylko jednej komórki jajowej ograniczy skuteczność pojedynczego zabiegu do absurdalnego minimum. W naturalnych okolicznościach w ciele kobiety przeżywa tylko jeden zarodek na cztery, które powstają. To samo będzie się działo w laboratorium. Takie są prawa biologii, nie można z nimi walczyć. Prowadząc leczenie z zapłodnieniem tylko jednej komórki jajowej, narazimy pacjentki na niepotrzebne stymulacje i wysokie dodatkowe koszty. Zakaz mrożenia zarodków to jeszcze bardziej kuriozalna idea. Przede wszystkim dlatego, że przyniesie odwrotne do zakładanych skutki. W sytuacji, gdy pacjentka się rozchoruje lub zdarzy się sytuacja losowa uniemożliwiająca podanie zarodka do macicy, skażemy go na śmierć. Czy na pewno o to chodziło pomysłodawcom? Myślę, że obecne rozwiązanie, w którym ograniczamy liczbę zapładnianych komórek do sześciu sprawia, że większość par może otrzymać wszystkie posiadane zarodki. Możliwość mrożenia, które dopuszcza obecne prawo pozwala zaś zapewnić niepodanym zarodkom bezpieczeństwo i w pełni zachować ich potencjał.
Zamiast in vitro ma być tak zwane kompleksowe leczenie niepłodności? To coś nowego?
Ależ nie, to nic nowego. Nie wyobrażam sobie, by profesjonalny ośrodek zajmujący się diagnostyką i leczeniem niepłodności nie podchodził do problemu całościowo. Kompleksowość to standard we wszystkich liczących się klinikach w Polsce. Po pierwsze ważne jest zapewnienie pacjentom dostępu do podstawowych i specjalistycznych badań, w tym diagnostyki hormonalnej, genetycznej, immunologicznej, infekcyjnej czy obrazowej. Zarówno kobieta, jak i mężczyzna powinni być objęci opieką całego zespołu specjalistów – ginekologa, endokrynologa, androloga, genetyka, immunologa, onkologa, chirurga czy psychologa. Na sukces leczenia w polskich ośrodkach pracują właśnie takie grupy ekspertów. Oczywiście, by terapia przyniosła skutki, musi być indywidualnie dobrana i dopasowana do potrzeb danej pary. Na podstawie wyników badań, wywiadu, wcześniejszych prób leczenia proponuje się odpowiednie postępowanie. Czasem wystarczy porada, kiedy para powinna współżyć, często – wyrównanie zaburzeń hormonalnych lub wywołanie owulacji. Niekiedy potrzebny jest zabieg chirurgiczny, który jednak należy zawsze rozważyć z dużą ostrożnością, biorąc pod uwagę plusy i minusy w kontekście płodności pacjentki czy pacjenta. Niektórym parom można pomóc, przeprowadzając zabieg inseminacji. Tylko w ok. 10-20 proc. przypadków zalecane jest in vitro. U pacjentów ze wskazaniami do takiego zabiegu nie ma właściwie alternatywnego leczenia, które dawałoby dobre rokowania.
Czy są jakieś standardy opracowane dla wszystkich klinik leczenia niepłodności?
Obszar medycyny związany z rozrodczością człowieka stale się rozwija. Z roku na rok coraz więcej wiemy o przyczynach niepłodności i możemy coraz skuteczniej leczyć tę chorobę. W praktyce klinicznej lekarze opierają się na wytycznych międzynarodowych towarzystw medycznych, takich jak ESHRE czy ASRM, a także rekomendacjach polskich instytucji zrzeszających naukowców i specjalistów, takich jak PTMR, PTG. Istnieje zatem solidny fundament, na którym bazują polskie kliniki. Te standardy są oczywiście stale aktualizowane przez ekspertów na podstawie nowej, potwierdzonej naukowo wiedzy, a także doświadczenia z codziennej praktyki.