Ponad 80 proc. Polaków słyszało o akcji protestacyjnej lekarzy, a blisko połowa ją popiera. Również sam stosunek do lekarzy jako grupy zawodowej jest w Polsce raczej pozytywny – wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie DGP na panelu Ariadna.
Zwolennicy strajku przeważają zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn, młodych, jak i starszych osób. Bardziej są widoczni na wsi niż w mieście, gdzie z kolei jest większa sympatia dla medyków. Różnice w odpowiedziach nie są jednak w tych grupach znaczące. Co innego, gdy pytanych podzielimy na partie polityczne.
Wśród zwolenników PiS większość badanych nie tylko nie przepada za tą grupą zawodową, ale i nie popiera organizowanych przez nią protestów. Zupełnie odwrotnie niż w grupie zwolenników PO, gdzie lekarzy pozytywnie ocenia 81 proc. osób, a ich strajk – ponad 70 proc.
A co sądzimy o zarobkach, których wysokość jest jednym z głównych powodów organizowanych od miesięcy protestów? Aż 52 proc. badanych uważa, że lekarze zarabiają całkiem nieźle. Jedynie 20 proc. uważa, że ich wynagrodzenie jest zbyt niskie w stosunku do odpowiedzialności i zakresu obowiązków. To jednak opinie wyrażane w stosunku do specjalistów. Zupełnie inaczej są oceniane zarobki młodych lekarzy tuż po studiach, będących w trakcie specjalizacji. Zdaniem 42 proc. ankietowanych są one za niskie. Jedynie 27 proc. sądzi, że ich wynagrodzenie jest na odpowiednim poziomie.
Odpowiedzi te różnią się w zależności od wielkości miejscowości, z której pochodzą ankietowani. Im jest ona mniejsza, tym większy odsetek osób uważających, że zarobki specjalistów są dobre. Na wsi jednak takie przekonanie już nie dominuje. Co prawda procent badanych przekonanych o tym, że lekarze zarabiają dobrze, jest wyższy niż w największych aglomeracjach, ale równolegle mniejszy w porównaniu z małymi i średnimi miastami.
Jak naprawdę wyglądają wynagrodzenia w służbie zdrowia? Z sondy przeprowadzonej przez DGP w kilkudziesięciu szpitalach w kraju wynika, że podstawowa pensja lekarza jest w zasadzie podobna niezależnie od miejsca pracy. Na etacie można wyciągnąć od 4000 do 7500 zł brutto.
– U nas średnie wynagrodzenie lekarza specjalisty wynosi ok. 4600 zł brutto bez dyżurów – mówi Robert Krawczak, dyrektor warszawskiego szpitala dziecięcego. Podobna stawka obowiązuje w Szpitalu Wielospecjalistycznym im. dr. Ludwika Błażka w Inowrocławiu. Nieco wyższa – 4800 zł – jest w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym im. Stanisława Rybickiego w Skierniewicach. Z tego trendu wyłamuje się Samodzielny Publiczny Zespół Zakładów Opieki Zdrowotnej w Nisku, gdzie wynagrodzenie podstawowe dla specjalisty wynosi 5500 zł brutto, czy Szpital Kliniczny we Wrocławiu, gdzie podstawa sięga 7500 zł.
Zarobki różnią się natomiast w zależności od specjalizacji i stażu pracy, dzięki czemu lekarze mogą liczyć na dodatek wart 5–20 proc. pensji podstawowej. W efekcie zarówno na etacie, jak i na kontrakcie, przy którym otrzymują wynagrodzenie godzinowe, płaca w jednym szpitalu może być nawet o połowę niższa niż w innym.
Ale realne wynagrodzenie lekarza zależy przede wszystkich od liczby dyżurów. W większości placówek są one dodatkowo płatne. Stawki różnią się w zależności od tego, czy dyżur jest pełniony w zwykły dzień czy świąteczny. Za ten pierwszy można dostać od 40 zł do ponad 90 zł za godzinę. Za ostry dyżur stawki wynoszą od 90 zł do 200 zł. Zdecydowanie więcej zarabiają lekarze kontraktowi. Za pracę w 48-godzinnym wymiarze w tygodniu (to czas ustawowy) dostają ok. 15 tys. zł. Nie ma jednak płatnego urlopu, a składki ZUS trzeba płacić samemu.
– Lekarz specjalista z trzema dyżurami, w tym dwoma zwykłymi i jednym świątecznym, zarobi w naszej placówce ponad 7400 zł brutto – wylicza przedstawiciel Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego im. Jana Bożego w Lublinie. Mimo poziomu zarobków na kontraktach, większości specjalistów brakuje. – To problem zwłaszcza dla małych miejscowości – przyznaje Roman Ryznar, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Nisku. Jedyna możliwość zyskania kadry to zachęty finansowe. – Niektórym specjalistom płacimy ponad 100 zł za godzinę – dodaje.
Szpitale toną w biurokracji
Nadmierna papierkowa robota odbiera im czas, który mogliby poświęcić pacjentom. – W pracy jestem od 8 do 16. W tym czasie jednak z pacjentami fizycznie spędzam godzinę. Resztę zajmują formalności związane z odprawą, wytyczeniem zadań na dany dzień oraz papierkowa robota – mówi DGP rezydent III roku w warszawskim szpitalu onkologicznym. Jaka to robota? Zaczyna się od wypełnienia historii choroby osoby przyjmowanej do szpitala. Liczy ona średnio 30 stron. W trakcie jej pobytu w placówce urasta od kilku do nawet kilkunastu razy.
– Pacjentowi w przychodni mogę poświęcić średnio 20–30 minut. I co z tego, skoro de facto czas dla niego mam o połowę krótszy. Pozostałą część zajmuje znalezienie dokumentów w wolno działającym komputerze oraz ich wypełnienie przed wizytą chorego i po niej – podkreśla lekarka z warszawskiego szpitala MSWiA. Rozbudowaną sprawozdawczość w ochronie zdrowia potwierdza raport przygotowany w 2016 r. na zlecenie ministerstwa.
W przypadku każdego chorego raporty muszą sporządzić osobno lekarz prowadzący, pielęgniarska i specjalista, który miał z nim styczność. Na koniec dnia powstają osobne sprawozdania dotyczące pacjenta, a w międzyczasie trzeba wypełnić kartę odleżyn, obserwacji wkłucia, profilaktyki odleżynowej czy zgodę pacjenta na badania. Na tym biurokracja się nie kończy. Ochrona zdrowia ma jeszcze do wypełnienia rejestry prowadzone dla każdego pacjenta osobno, np. dotyczący zakażeń szpitalnych, oraz musi na bieżąco zadbać o dokumentację szpitalną, wymaganą podczas kontroli placówki. Według wyliczeń autorów raportu szpital musi składać 48 różnych sprawozdań, nie tylko do MZ i NFZ, ale także do sanepidu, PFRON, GUS, podmiotu tworzącego i urzędu marszałkowskiego.