Tylko na trzy badania – tomografię, rezonans magnetyczny i endoskopię – w kolejce czeka pół miliona osób. Na rezonans – średnio 193 dni (dane na koniec 2016 r.), choć pracownie, które go wykonują, często działają na pół gwizdka, kilka godzin dziennie. Na więcej nie starcza pieniędzy z kontraktów z NFZ. Podobnie bywa z operacjami: sale, na których są wykonywane, po godz. 15 stoją puste. Szpitale od lat zabiegały, by to zmienić. Ale nie było odważnego. Przeciwnie: mówiono, że szpitale nie mogą działać dla zysku. Teraz możliwość odpłatnego leczenia ma być zapisana w nowelizacji ustawy o działalności leczniczej. Powód? Kolejki rosną, a szpitale mają coraz większe niedobory finansowe. Przy tym niezależnie ilu pacjentów przyjmują w ramach kontraktu, muszą utrzymywać pełną obsadę i wyposażenie.
Wszystko zależy od szczegółów oraz praktycznego stosowania tych przepisów – komentuje propozycję Monika Zientek, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Młodych z Zapalnymi Chorobami Tkanki Łącznej "3majmy się razem". – Mam obawy, czy szpitale nie będą sobie chciały w ten sposób wyrównać braków w finansowaniu przez NFZ. A już teraz pacjenci za dużo płacą prywatnym placówkom tylko po to, żeby przyśpieszyć diagnostykę albo zabieg – dodaje.
Szefowie szpitali twierdzą, że to dobry kierunek. – Zrównuje podmioty publiczne i prywatne w dostępie do pieniędzy. Skoro szpitale niepubliczne mają dostęp do pieniędzy z NFZ, to dlaczego publiczne placówki nie mają sięgać po środki prywatne – pyta Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. – Największe korzyści widzę dla pacjentów. Ci, których stać na usługi komercyjne, zwolnią miejsca dla innych, a to powinno zmniejszyć kolejki w ramach NFZ – przekonuje.
Reklama
Ale organizacje pacjenckie chciałyby zobaczyć symulację, jak wprowadzenie odpłatności wpłynie na kolejki do świadczeń finansowanych przez NFZ.
Według szacunków ministerstwa dzięki zmianom budżety szpitali mogłyby wzrosnąć o blisko 5 proc. (placówki przekształcone w spółki najczęściej w 95 proc. finansowane są z kontraktów z NFZ, a w 5 proc. właśnie komercyjnie). Stracić mogą jednak podmioty prywatne. Jak słusznie zwracają uwagę, sprzęt czy budynki kupowały same, często na kredyt. I musi im się to zwrócić. Szpitale publiczne dostawały go od państwa, samorządów czy kupowały za unijne pieniądze. Co zresztą może przyblokować rewolucję: część umów o dofinansowanie sprzętu medycznego z funduszy UE zastrzega, że nie może on być wykorzystywany komercyjnie.