MARTA NOWIK: Naprotechnologia jest dość nową metodą, niewiele młodszą od metody zapłodnienia in vitro. Na czym polega?
Prof. dr hab. KRZYSZTOF ŁUKASZUK: Termin naprotechnologia odnosi się do słów Natural Procreative Technology, czyli technologia naturalnej prokreacji. Jest to metoda diagnozowania i leczenia niepłodności, zapoczątkowana 30 lat temu, koncentrująca się na szczegółowej obserwacji kobiecego organizmu i przebiegu cyklu miesięcznego. Postępowanie trwa na ogół około 24 miesięcy – w tym czasie instruktor lub rzadziej lekarz wspólnie z pacjentką prowadzi analizę naturalnych procesów fizycznych i biochemicznych zachodzących w jej ciele, a następnie proponuje ewentualne leczenie farmakologiczne, polegające na stymulacji owulacji, czasem zabiegi chirurgiczne lub po prostu pomaga w określeniu optymalnego momentu współżycia.
Prof. Jerzy Radwan, współtwórca głośnego sukcesu z 1987 roku, czyli narodzin pierwszego w Polsce dziecka z in vitro, mówi wprost, że naprotechnologia to hipokryzja, ponieważ to nic innego jak "zwykłe postępowanie diagnostyczno-terapeutyczne, które my, lekarze zajmujący się leczeniem niepłodności, stosujemy u par chcących zajść w ciążę". Zgadza się Pan z tym stanowiskiem?
Taka jest prawda. Para, która trafia do kliniki leczenia niepłodności, jest w pierwszej kolejności poddawana szczegółowej diagnostyce. Ocenia się tak zwaną rezerwę jajnikową i przebieg cyklu kobiety, analizuje parametry nasienia mężczyzny. Na podstawie licznych badań – laboratoryjnych i obrazowych, a także wywiadu medycznego – lekarz proponuje sposób postępowania. Czasem po prostu zaleca się parze dalsze naturalne starania o dziecko, niekiedy proponuje się regulację cyklu z wykorzystaniem leków lub drobne zabiegi chirurgiczne. Metody wspomaganego rozrodu, takie jak inseminacja czy zapłodnienie in vitro rozważane są wyłącznie jako ostatnie rozwiązanie.
Dlaczego więc naprotechnologię przedstawia się jako alternatywę dla in vitro?
Naprotechnologia nie jest alternatywą dla innych metod wspomaganego rozrodu. Trudno jest powiedzieć, dlaczego niektórzy w ten sposób ją przedstawiają... Postępowanie bazujące na naturalnych procesach oraz metody medycyny wspomaganego rozrodu uzupełniają się, a nie wykluczają. Naprotechnologię stosuje się u wąskiej grupy par starających się o potomstwo. Kompleksowa diagnostyka i podstawowe metody wspierania płodności są proponowane pacjentom jako standardowy element działania. Niekoniecznie pod nazwą naprotechnologii. Dopiero kiedy okazują się nieskuteczne, sięga się po pozostałe metody.
W jakich przypadkach naprotechnologia okazuje się kompletnie bezradna?
Na pewno może być wsparciem dla par, u których nie zdiagnozowano istotnych zaburzeń, najczęściej w tak zwanej niepłodności idiopatycznej, czyli takiej, której przyczyn nie potrafimy jednoznacznie wskazać. Wyznaczenie optymalnego czasu na poczęcie dziecka może pomóc parom współżyjącym rzadko lub nieregularnie. Farmakoterapia powinna być zalecana z kolei paniom doświadczającym nieznacznych zaburzeń hormonalnych, zaś leczenie operacyjne – od którego jednak odchodzi się na całym świecie ze względu na istotne ryzyko powikłań – może przynieść rezultaty u części pacjentek z drobnymi zmianami w narządach rodnych.
Naprotechnologia będzie jednak nieskuteczna wobec męskiej niepłodności, na przykład obniżonych parametrów nasienia, zaburzeń w produkcji plemników czy niedrożności nasieniowodów. Nie pomoże również w przypadku niedrożności jajowodów, zaawansowanej endometriozy, nieprawidłowości genetycznych oraz w wielu innych sytuacjach, które długo można by wyliczać. Warto pamiętać, że zgodnie z rekomendacjami polskich i zagranicznych towarzystw medycznych procedura zapłodnienia pozaustrojowego ma udowodnioną, najwyższą skuteczność spośród wszystkich metod leczenia niepłodności.
A co można powiedzieć o skuteczności naprotechnologii? Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Polskie Towarzystwo Ginekologiczne mówią wprost: nie możemy rekomendować naprotechnologii, bo brakuje dowodów na jej skuteczność.
Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Brakuje wiarygodnych, recenzowanych publikacji naukowych na temat skuteczności naprotechnologii. Tymczasem o efektywności i bezpieczeństwie metody zapłodnienia pozaustrojowego powstały setki tysięcy prac. Zagadnieniem tym zajmują się liczne zespoły naukowe na całym świecie. Z dotychczas zgromadzonych danych jasno wynika, że średnia skuteczność leczenia z wykorzystaniem zapłodnienia pozaustrojowego wynosi od 30 do 40 proc. Można się spodziewać, że metoda in vitro będzie jeszcze skuteczniejsza, ponieważ wraz z rozwojem wiedzy medycznej jest ciągle doskonalona.
Polski rząd nie da się raczej przekonać do finansowania in vitro, a ministerstwo zdrowia już postanowiło, że program rządowej refundacji tej metody zostanie wygaszony i zastąpiony wspomaganiem naprotechnologii. Może istnieje jakaś alternatywa dla naprotechnologii, na którą Pańskim zdaniem warto przeznaczyć pieniądze z budżetu?
Decyzję o zaniechaniu finansowania przez państwo leczenia metodą zapłodnienia pozaustrojowego przyjąłem ze smutkiem. Dla pacjentów, którzy z niej korzystają, najczęściej nie ma niestety alternatywy. W nich też najmocniej uderzy zamknięcie programu rządowego. Bariera finansowa może ograniczyć niektórym parom dostęp do leczenia, którego potrzebują. Myślę, że w kontekście tematu niepłodności – jeśli in vitro jako metoda jest przez rządzących nie do zaakceptowania – warto inwestować środki publiczne w profilaktykę i wczesne wykrywanie zaburzeń prokreacyjnych. Takie działania powinny być jednak oparte na rzetelnej, sprawdzonej wiedzy medycznej, na badaniach i opiece specjalistów, nie zaś na kwestiach światopoglądowych czy ideologicznych.