- Terapia infuzyjna wykorzystywana jest wyłącznie u pewnej grupy chorych z zaawansowaną postacią choroby Parkinsona, dla których nie ma innej możliwości leczenia. W Polsce jednak nie jest wciąż dostępna z powodu braku jej refundacji – powiedział prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Neurologicznego prof. Jarosław Sławek.
Dr Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego w Warszawie powiedziała, że chodzi o kwotę jedynie 12 mln zł rocznie. Tyle kosztowałoby objęcie tych terapii refundacją. - Te pieniądze z nawiązką wrócą do budżetu, jeśli uwzględnimy koszty pośrednie leczenia zaawansowanej choroby Parkinsona, które powinny się zmniejszyć - podkreśliła.
Z wyliczeń przedstawionych przez specjalistkę wynika, że Narodowy Fundusz Zdrowia na leczenie szpitalne zaawansowanej choroby Parkinsona w 2013 r. wydał około 20 mln zł (najnowsze dostępne dane). W tym samym roku wypłaty Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z powodu zasiłków i zwolnień lekarskich przyznanych pacjentom z zaawansowaną postacią tego schorzenia sięgnęły 45 mln zł.
Zdaniem dr Gałązki-Sobotki wprowadzenie refundacji terapii infuzyjnych pozwoliłoby zmniejszyć wydatki ZUS z tym związane o kwotę nawet większą niż 12 mln zł, które trzeba byłoby na nią przeznaczyć. - To typowy przykład tzw. odnawialnych źródeł finansowania, gdy wprowadzenie terapii lub pewnych rozwiązań daje w sumie oszczędności. W naszej opiece medycznej jest dużo takich miejsc – podkreśliła.
Prof. Sławek przyznał, że Polskie Towarzystwo Neurologiczne od czterech lat rekomenduje refundację terapii infuzyjnych, od czasu ich pojawienia się. Jak dotąd jednak nie udało się jej uzyskać z powodu wysokich kosztów tego leczenia. - Mimo tego jest ona już dostępna w większości krajów Unii Europejskiej, w tym także w Czechach, na Słowacji, w Rumunii i Bułgarii - dodał.
Dr hab. Dariusz Koziorowski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego wyjaśnił, na czym polega opłacalność tego leczenia, mimo wysokich kosztów. - Jedynie w początkowym etapie rozwoju choroby Parkinsona wystarczy podawanie chorym powszechnie dostępnych leków doustnych (L-dopy) – podkreślił.
Pacjenci dzięki nim mogą często normalnie funkcjonować przez pięć, 10 lub nawet 15 lat. Ten okresem nazywany jest „miesiącem miodowym” choroby. Później jednak takie leczenie nie jest już wystarczające. Dla przedłużenia względnej sprawności chorego konieczne jest zastosowanie nowszych terapii.
- Dzięki nowym terapiom są oni w stanie samodzielnie jeść, czy się ubrać, a to bardzo dużo zarówno dla nich, jak i dla ich opiekunów, którymi na ogół są żona lub mąż oraz dzieci – powiedział Wojciech Machajek z Fundacji Parkinsona. Jego żona, Jadwiga Pawłowska-Machajek, założycielka fundacji, od siedmiu lat cierpi na chorobę Parkinsona.
Nowej generacji leczenie w zaawansowanej postaci tego schorzenia polega na zastosowaniu głębokiej stymulacji mózgu (deep brain stimulation - DBS). Do określonych struktur mózgu wszczepia się elektrody, które po wpływem impulsów elektrycznych natychmiast po operacji poprawiają sprawność chorego.
Alternatywa dla tej metody to leczenie farmakologiczne. - Są dwie techniki tej terapii. Jednak polega na podawaniu apomorfiny w postaci wlewów podskórnych specjalną pompą. W przypadku drugiej dojelitowo stosowany jest inny lek o nazwie duodopa - tłumaczył prof. Sławek.
Chorzy na parkinsona w początkowym okresie choroby odczuwają spowolnienie ruchowe, sztywność mięśni, zaburzenia równowagi oraz drżenie spoczynkowe. Wraz z postępem choroby pogarsza się sprawność ruchowa, aż do całkowitego zniedołężnienia chorego.
W tym stadium chory nie jest w stanie wykonywać nawet zwykłych, codziennych czynność. Nie potrafi chodzić, ubrać się ani umyć, nie jest w stanie samodzielnie jeść i pić. Jest całkowicie zdany na pomoc innych osób. Ma omdlenia, cierpi z powodu otępienia, depresji i zaburzeń mowy.
- Chory jest w pełni władz umysłowych, nie potrafi jedynie poradzić sobie z nasilającymi się objawami choroby – podkreśliła Jadwiga Pawłowska-Machajek. - Nowe terapie to nie tylko skuteczne leczenie, to również godne życie chorego – dodał Wojciech Machajek.