Operacyjne leczenie raka płuca ma kluczowe znaczenie dla skuteczności terapii tego najbardziej śmiertelnego nowotworu złośliwego. Aby jednak było możliwe, choroba ta musi być wcześnie wykryta, na etapie, gdy guz jest jeszcze operacyjny. Na skutek pandemii poważnie zmniejszył się jednak odsetek operacyjnych raków płuca.
- W 2020 r. o 20 proc. spadła liczba resekcji (operacji) guzów złośliwych płuca w porównaniu do 2019 r. – powiedział dr hab. n. med. Cezary Piwkowski, kierownik Oddziału Torakochirurgii w Wielkopolskim Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii w Poznaniu. Przed dwoma laty zoperowano 4 066 pacjentów z rakiem płuca, a w 2020 r. już tylko 3 236. Największy spadek odnotowano pod koniec ubiegłego roku, w okresie trzeciej fali pandemii.
- To nie znaczy, że było o 20 proc. mniej zachorowań, po prostu o 20 proc. było mniej rozpoznań we wczesnej fazie choroby, kiedy guz jest jeszcze operacyjny. Ci pacjenci zjawią się u nas, ale później z dużo większym zaawansowaniem raka płuca. Zwłoka w diagnozie ma bardzo duże znaczenie co do rokowania i skuteczności leczenia. Jedynie pacjenci we wczesnym stopniu zaawansowania tego typu raka mają największe szanse na wyleczenie - podkreśla.
Z danych przedstawionych przez specjalistę wynika, że spadek resekcji guzów złośliwych płuca wystąpił już w drugim kwartale 2020 r. i do końca minionego roku sięgał w poszczególnych województwach i ośrodkach od 16 do 35 proc. W niektórych z regionach nie przekraczał 10 proc., ale w aż połowie ośrodków torakochirurgii był on powyżej 20 proc. Największy spadek odnotowano w woj. mazowieckim (o 31 proc.), podlaskim (o prawie 40 proc.) i lubelskim (o ponad 83 proc.).
- Spadek resekcji guza płuca ewidentnie związany jest z rozwojem pandemii. Nie spadła jedynie jakość usług na oddziałach torakochirurgicznych. Okołooperacyjna śmiertelność trzydziestodniowa utrzymuje się w granicach 2 proc. każdego typu resekcji guza płuca. Stale też wzrasta odsetek zabiegów wykonywanych metodami małoinwazyjnymi – zaznaczył dr hab. n. med. Cezary Piwkowski. W 2020 r. techniką wideotorakoskopii wykonano w kraju 46 proc. dość skomplikowanych zabiegów resekcji anatomicznych płuca (w 2019 r. na tą metodę przypadało 42 proc. tych operacji torakochirurgii).
Prezes Klubu Torakochirurgów Polskich prof. Tadeusz Orłowski, kierownik Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej Instytuty Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie powiedział, że znana jest wczesna wykrywalność raka płuca nawet w poszczególnych powiatach. Z tych danych wynika, że w 2020 r. nastąpił spadek wskaźnika operacyjności, czyli odsetek chorych zoperowanych w odniesieniu do zachorowań. W kilku powiatach ani jeden chory nie został wykryty we wczesnej fazie choroby. W niektórych regionach spadek wynosił od 20 do 40 proc.
- Cofnęliśmy się o 12 lat, obecny poziom resekcyjności raka płuca jest na poziomie z 2008 r. – alarmował. Zaznaczył, że największy był on w 2016 r. i sięgał 22 proc. Tymczasem 2020 r. nie było ani jednego województwa, które miałoby taką resekcyjność raka płuca.
Zdaniem prof. Orłowskiego trzeba zrobić wszystko, by przyśpieszyć wczesne wykrywanie tego nowotworu. Tylko wtedy będzie można zwiększyć liczbę operacji i poprawić skuteczność terapii. Przekonywał, że pacjent od podejrzenia do rozpoczęcia leczenia nie powinien czekać dłużej niż 63 dni. - Te dwa miesiące to długi okres, ale też dość długa jest ścieżka diagnostyczna pacjenta, bo trzeba wykonać wiele badań, żeby rozpocząć leczenie - powiedział. W praktyce jednak jest to jeszcze dłuższy okres. Z danych przedstawionych przez specjalistę wynika, że w przypadku chorych z kartą DiLO sięga on 74 dni, a tych, którzy jej nie otrzymali – aż 85 dni.
- Aby skrócić okres diagnostyki i przyspieszyć leczenie, proponujemy uproszczenie ścieżki pacjenta, likwidując przede wszystkim niepotrzebne powtarzanie tych samych badań, które są mało efektywne – podkreślił prof. Tadeusz Orłowski. Jego zdaniem ścieżkę pacjenta od podejrzenia raka płuca do rozpoczęcia leczenia można skrócić o cztery tygodnie. - To jest to, o co walczymy – zaznaczył.
Do wczesnego wykrywania raka płuca może się przyczynić poprawa organizacji diagnostyki tego nowotworu, jak i program przesiewy obejmujący palaczy papierosów, poddawanych badaniom z użyciem niskodawkowej tomografii komputerowej. Chodzi o osoby w wieku 55-74 lat, które przez co najmniej 20 lat wypalały dziennie co najmniej 20 papierosów. Do programu kwalifikują się też palacze, którzy pozbyli się tego nałogu, ale od tego czasu minęło nie więcej niż 15 lat.
- To przynosi efekty, na co wskazują programy pilotażowe, jakie były prowadzone w naszym kraju. Tam gdzie był niski poziom resekcyjności guza, po wdrożeniu takiego programu zwiększyło się wczesne wykrywanie raka płuca. Po jego zaprzestaniu, znowu zaczął ono spadać - przekonywał prof. Tadeusz Orłowski.
Dodał, że w zmianach organizacyjnych wczesnego wykrywania raka płuca dąży się do tego, żeby nie powtarzać tych samych badań, wykonywać jak najwięcej badań molekularnych umożliwiających nowoczesne leczenie (lekami), zachować ciągłość leczenia i żeby nie było opóźnień. A to wszystko daje chorym szanse na optymalne leczenie.
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia Maciej Miłkowski przyznał, że zmiana logiki działania w diagnostyce i leczeniu raka płuca jest jak najbardziej uzasadniona. Pacjent powinien być kierowany do ośrodka referencyjnego, który jest w stanie szybko zdiagnozować i ocenić, czy jest to rak operacyjny i natychmiast operować. Trzeba przemodelować system diagnozowania pacjentów. Więcej wykrytych operacyjnych pacjentów, to większa szansa przeżycia. Na żadnym innym etapie nie można uzyskać tak dużo, jak w fazie wczesnej diagnostyki. Wykrycie choroby na późniejszym etapie to gorsze wyniki leczenia i dziesięciokrotnie nawet wyższe koszty terapii. Te cztery tygodnie to czas nie do odzyskania.