Czerpanie energii z brzozy, "leczenie" przez przykładanie rąk czy kroplówkami z witaminy C – to tylko niektóre niekonwencjonalne metody leczenia, z którymi spotkali się w swojej praktyce.
- Trzy czwarte pacjentów w trakcie leczenia onkologicznego stosuje różne metody "wspomagające". Jeśli to są preparaty obojętne dla organizmu, to jest do zaakceptowania, jeżeli jednak zaprzestają leczenia onkologicznego i oddają się w ręce niekompetentnych i łasych na pieniądze szarlatanów, to jest ze szkodą dla pacjenta, dla całej służby zdrowia – powiedziała w czwartek, 4 lutego, onkolog, radioterapeuta i laryngolog dr hab. Iwona Gisterek, kierująca Katedrą i Kliniką Onkologii i Radioterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Ci chorzy wracają potem z bardzo zaawansowanym nowotworem, po kilku miesiącach lub latach, kiedy nie ma już możliwości wyleczenia lub jest ono długotrwałe i znacznie trudniejsze. Ludzie sami sobie robią krzywdę wierząc w tzw. niekonwencjonalne metody leczenia, które dlatego nie zostały zaakceptowane przez naukę, że brak dowodów na ich skuteczność, w przeciwnym razie stosowalibyśmy je, by pomóc pacjentom – dodała Iwona Gisterek.
Lekarz kierujący Oddziałem Chirurgii Onkologicznej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego i kierownik Kliniki Chirurgii Onkologicznej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach dr hab. Zoran Stojčev również przyznaje, że pacjenci czasem nieufnie podchodzą do badań czy proponowanych metod leczenia, sądząc, że to pogorszy ich stan i przyczyni się do rozwoju choroby.
- Może jest w tym trochę winy lekarzy, bo mając tak wielu pacjentów bywamy zmęczeni, brakuje nam może chęci, by wszystko wytłumaczyć. Nie zdarzyło mi się jednak, żeby jakiś pacjent odmówił leczenia chirurgicznego. Jeśli dobrze się wytłumaczy, pacjent zrozumie i podda się takiemu leczeniu, ale chirurg musi poświęcić czas i dostrzec w chorym człowieka, któremu trzeba pomóc – powiedział Zoran Stojčev.
Dodał, że w onkologii możliwości leczenia są cały czas rozwijane, umożliwiając coraz lepsze i dłuższe życie pacjentów chorujących na nowotwory. Problemem w Polsce jest jednak wciąż – jak ocenia – to, że chorzy zbyt późno zgłaszają się do lekarza, kiedy choroba jest już w zaawansowanym stadium.
- Teraz sytuację jeszcze pogorszyła pandemia, utrudniając dostęp do lekarzy, a i sami pacjenci się nie zgłaszali. Konsultowałem właśnie przypadek 45-latka, który w lutym ubiegłego roku dostał skierowanie na kolonoskopię. Zdołał ją wykonać dopiero w listopadzie. Teraz choroba jest w zaawansowanym, trudniejszym do leczenia stadium – wskazał.
Dlatego prof. Stojčev apeluje, by nie lekceważyć żadnych dolegliwości i nie zwlekać ze zgłaszaniem się do lekarza, a także korzystać z wszelkich dostępnych badań przesiewowych.
- Rak nie jest wyrokiem. Nie ma się co wstydzić i trzeba się zgłaszać do lekarza, jeśli coś nas niepokoi, a im szybciej podejmiemy leczenie w razie zdiagnozowania nowotworu, tym większa szansa na oszczędzające leczenie i dłuższe życie – podsumował.