Naukowcy liczą, że w przyszłości CAR-T można będzie stosować u większej liczby pacjentów z nowotworami układu krwiotwórczego i to na wcześniejszym etapie choroby. Mają też nadzieję, że terapie te pomogą wyleczyć część z nich.

- Efekty terapii CAR-T są bardzo dobre u pacjentów z grup wysokiego ryzyka, ale uważamy, że jeśli wybierzemy pacjentów, u których będziemy mogli zastosować tę metodę na wcześniejszym etapie, wyniki będą jeszcze lepsze - powiedział prof. John Gribben z Queen Mary University of London, prezydent-elekt EHA. Jak dodał, dane z badań wskazują, że efekty tej terapii utrzymują się u części chorych, jednak bez dalszych wyników badań nie można ocenić, czy CAR-T może prowadzić do wyleczenia.

Reklama

Prof. Krzysztof Jamroziak, kierownik Oddziału Chorób Układu Chłonnego Kliniki Hematologii Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie, wyjaśnił, że w terapii określanej, jako CAR-T wykorzystuje się pobrane od pacjenta limfocyty T. Są to komórki odporności biorące udział w zwalczaniu komórek nowotworowych w organizmie. Pobiera się je z krwi pacjenta i modyfikuje genetycznie tak, aby potrafiły rozpoznawać specyficzne białko na komórkach nowotworu, jak na przykład antygen CD19 - obecny na komórkach przewlekłej białaczki limfocytowej (CLL) lub ostrej białaczki limfoblastycznej (ALL).

Zmodyfikowane limfocyty T są następnie przeszczepiane pacjentowi, po to, by w jego organizmie mogły rozpoznawać komórki nowotworowe i niszczyć je. - Co ważne, jeden taki zmodyfikowany limfocyt może zniszczyć wiele komórek nowotworowych i żyje dalej, a nawet może się mnożyć. Jest to zatem rodzaj "leku", który może być obecny w organizmie tygodniami, miesiącami, a nawet latami - podkreślił prof. Jamroziak.

Prof. Wiktor Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii przypomniał w rozmowie z PAP, że dotychczas w Stanach Zjednoczonych zarejestrowano dwie terapie CAR-T – jedną dla dzieci z ostrą białaczką limfoblastyczną (ALL), a drugą dla dorosłych pacjentów z chłoniakiem rozlanym z dużych komórek B.

Na kongresie EHA przedstawiano efekty zastosowania nowych terapii CAR-T m.in. u dzieci z oporną na leczenie, nawrotową ostrą białaczką limfoblastyczną oraz u chorych na opornego, nawrotowego szpiczaka mnogiego.

Chińscy naukowcy z Beijing Boren Hospital (Pekin, Chiny) przeprowadzili badanie terapii CD22-CAR-T w grupie 15 dzieci w wieku od 2. do 18 lat z ostrą białaczką limfoblastyczną wywodzącą się z limfocytów B (komórki odporności produkujące przeciwciała). Badane dzieci przeszły wiele metod leczenia, ale choroba ostatecznie nawróciła. Ryzyko zgonu u tych pacjentów jest bardzo wysokie.

Reklama

Od każdego dziecka pobrano limfocyty T i za pośrednictwem wirusa należącego do lentiwirusów zmodyfikowano je genetycznie tak, by produkowały receptor rozpoznający na komórkach nowotworowych antygen CD22.

Okazało się, że terapia zadziałała u blisko 87 proc. dzieci (tj. u trzynastu), a u 80 proc. uzyskano całkowitą remisję (czyli brak objawów choroby). W ciągu średnio 3,5 miesiąca obserwacji u ponad 90 proc. pacjentów, którzy odpowiedzieli na terapię choroba nie postępowała, sześciu pacjentów udało się doprowadzić do procedury przeszczepienia komórek macierzystych szpiku. Terapia była bardzo bezpieczna i nie spowodowała poważnych działań niepożądanych.

Z kolei naukowcy z Sarah Cannon Research Institute and Tennessee Oncology (Nashville, USA) przeprowadzili badania I fazy nad terapią CAR-T (bb2121) u chorych na opornego, nawrotowego szpiczaka mnogiego, którzy przeszli wiele linii leczenia (co najmniej trzy). Eksperci szacują, że chorzy z tej grupy przeżywają średnio 8 miesięcy, przy zastosowaniu dotychczasowych metod leczenia.

Pobrane od pacjentów limfocyty T zmodyfikowano tak, by rozpoznawały na komórkach szpiczaka białko określane w skrócie, jako BCMA. U 18 pacjentów leczonych aktywnymi dawkami komórek CAR-T zahamowano postęp choroby średnio na 11-12 miesięcy. Obecnie planowane jest badanie II fazy tej terapii w USA i Europie.

W rozmowie z PAP eksperci podkreślali, że terapia CAR-T rodzi ogromne nadzieje hematologów, ma jednak szereg ograniczeń.

- Terapię CAR-T można określić, jako przełom. Jednak na razie stosuje się ją u pacjentów, u których zawiodły inne dostępne metody leczenia - powiedział PAP prof. Jamroziak. Zaznaczył, że jest ona trudna do wykonania i musi być prowadzona przez wyspecjalizowany ośrodek, który spełnia najwyższe standardy ośrodków zajmujących się przeszczepianiem komórek macierzystych szpiku.

Wynika to m.in. z tego, że zastosowaniu CAR-T mogą towarzyszyć bardzo ciężkie powikłania. - Pacjenci mogą mieć bardzo wysoką gorączkę - do 41 stopni Celsjusza, a nawet trafić na oddział intensywnej terapii - wymieniał prof. Jamroziak.

- Walka limfocytów T z nowotworem to jest prawdziwa wojna - podkreślił prof. Jędrzejczak. Komórki odporności wydzielają wówczas dużo białek odporności z grupy cytokin, które w nadmiarze mogą być toksyczne dla tkanek organizmu. Z drugiej strony rozpadające się komórki nowotworowe uwalniają swoje toksyczne metabolity. Powikłania z tym związane mogą być bardzo ciężkie i nawet doprowadzić do zgonu.

Prof. Jędrzejczak zwrócił też uwagę, że zanim terapię CAR-T można zastosować u danego chorego potrzeba kilku tygodni, by przygotować zmodyfikowane limfocyty T. - A ponieważ na razie terapie te są stosowane u chorych z bardzo zaawansowaną chorobą, pacjent może terapii nie doczekać - powiedział.

Eksperci ocenili, że terapia CAR-T jest bardzo droga – jej koszty wynoszą kilkaset tysięcy dolarów na jednego chorego.

Prof. Gribben zaznaczył, że w rozwoju metody CAR-T przodują obecnie Stany Zjednoczone. Europa musi jeszcze wiele nadrobić. W Polsce zespół prof. Jędrzejczaka bierze udział w projekcie dotyczącym stworzenia terapii CAR-T, który jest prowadzony wspólnie z prekursorem tej metody prof. Yupo Ma ze Stony Brook University w Nowym Jorku.